Dominik Furman był zawodnikiem Wisły Płock w latach 2016-2020 i 2021-2023. Przez 6 sezonów rozegrał 201 oficjalnych meczów, w których zdobył 19 bramek. Po sensacyjnym spadku Nafciarzy prezes Tomasz Marzec podjął decyzję o jednostronnym rozwiązaniu kontraktu z zawodnikiem (obowiązywał do 30 czerwca 2024 r.), a decyzję tę podtrzymał Piotr Sadczuk, który 1 lipca przejął stanowisko.
Zawodnik nie zgodził się z jednostronnym rozwiązaniem kontraktu i skierował sprawę do Piłkarskiego Sądu Polubownego. 26 października PSP orzekł korzystnie na rzecz Furmana, co zszokowało władze Wisły. Prezes Piotr Sadczuk na konferencji prasowej przyznał, że nie wyobraża sobie powrotu pomocnika do drużyny. O komentarz poprosiliśmy też samego Dominika Furmana.
********************************************
Zacznijmy od początku. Wisła spadła z ligi, udaliście się na urlopy. Prezes Tomasz Marzec, zarządzający jeszcze wtedy klubem, zakomunikował ci, że nie widzi cię w zespole. Jak to z twojej perspektywy wyglądało?
Dominik Furman: Prezes Marzec zaprosił mnie na spotkanie. To było w okolicach 10 czerwca. Spotkanie trwało półtorej minuty. Prezes powiedział, że musimy się rozstać. Zapytałem o powody, prezes mi je podał. To był bodajże poniedziałek, prezes powiedział, że muszę do piątku dać znać czy chcę rozwiązać umowę za porozumieniem stron czy w oparciu o uchwałę PZPN. Wyszedłem.
Emocje buzowały?
Spodziewałem się tego. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo była między nami taka jedna sprawa, ale nie chcę za dużo mówić. W piątek nie dzwoniłem, nie ukrywam tego. Prezes zadzwonił około 17:00 i zapytał o decyzję. Powiedziałem, że jeszcze jej nie podjąłem, bo to bardzo ważna decyzja w mojej karierze i potrzebuję jeszcze trochę czasu.
Po weekendzie spotkaliśmy się i znów - nie chcę wchodzić w szczegóły. Proszę zapytać prezesa, będę mógł się do tego odnieść.
Powiedziałem, że nie idę na żadną ugodę, bo chcę zostać w klubie. Spadłem z chłopakami i chcę pomóc drużynie w powrocie do Ekstraklasy. Czytałem różne bzdury o obniżkach pensji, że mam wysoki kontrakt.
Z tego co wiem akurat twój kontrakt nie był jakoś bardzo wysoki.
Warto to jednak podkreślić, bo prezes Sadczuk też mówił o kwestiach finansowych. Wiemy, dlaczego tak mówił.
Powiedziałem, że nie idę na ugodę i wyszedłem z gabinetu. Po kilku godzinach prezes Marzec znowu zadzwonił z propozycją spotkania. Były różne zagrywki, ale się nie ugiąłem. Po prostu się rozstaliśmy. Tego samego dnia wieczorem zadzwonił pan Sadczuk i powiedział, że prezes Marzec nie może się ze mną dogadać i od teraz będę się spotykał z nim, bo prezesa Marca miało zaraz nie być.
Tak, to był moment przekazania władzy. Prezesa Tomasza Marca zastępuję Piotr Sadczuk i co się dzieje?
To samo. Namawiał mnie do podpisania ugody. Wytłumaczyłem dlaczego tego nie podpiszę, bo nie widzę powodów, żeby mnie tak potraktowano. Powiedziałem, że jestem gotów wejść do szatni - prezes Marzec wcześniej mi zabronił. Drużyna była już na obozie, powiedziałem, że mogę na swój koszt tam dojechać. Obiecał, że porozmawia jeszcze z radą nadzorczą i trenerem i da mi znać. Następnego dnia przekazał mi, że decyzja jest nieodwracalna i powiedział, żebym podpisał ugodę. Nie podpisałem i tak się rozstaliśmy.
Czyli zostało ci zakomunikowane, że klub rozwiązuje z tobą kontrakt zgodnie z uchwałą Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Dokładnie. Powiedziałem “okej, w takim razie wiecie jakie macie zobowiązania i czekam”. Wisła się wywiązała, ale powiedziałem, że ja tak tej sprawy nie zostawię. Czułem się winny spadku, ale to nie tylko ja spadłem z klubem. Podałem sprawę do sądu, reszta jest już znana. To nie ja poruszyłem “niebo i ziemię”, to Wisła sobie zgotowała taką sytuację. To nie ja chciałem odejść, to oni się chcieli mnie pozbyć.
Czy domyślasz się że są jakieś powody pozasportowe, przez które prezes Marzec nie widział cię w zespole i potem tak samo postąpił prezes Sadczuk?
To trzeba prezesów pytać. To, co ja myślę to mogą być jakieś bzdury. Jeśli to były sprawy czysto sportowe, to okej. Jestem świadomy, biję się w pierś: runda w moim wykonaniu nie była super. Ogólnie całej drużyny nie była super. Takie tłumaczenie, że słabo grałem czy coś to słaba wymówka.
Wiem, że bardzo chciałeś zostać w Wiśle. Tu masz rodzinę, dom. Co się działo przez ostatnie 3 miesiące? Były jakieś zapytania z innych klubów?
Nie. Kompletna cisza.
Ty nie chciałeś czy naprawdę nikt nie dzwonił?
Naprawdę nikt nie dzwonił. Nie mam powodu, żeby kłamać. Nie zabiegałem jednak o nic, bo uważam, że mam kontrakt z Wisłą.
Trochę jednak dziwne.
Może dziwne, a może nie jestem aż tak dobry? Były dwa telefony, ale z I ligi, a to mnie nie interesowało.
Co robiłeś przez ostatnie 3 miesiące? Trenujesz indywidualnie, podtrzymujesz formę?
Tak. Trenuję indywidualnie w siedzibie Tatar Sport. Różne rzeczy, trochę inny sport też. Tak dla siebie.
Masz na myśli sporty walki?
Tak, ale spokojnie. Do żadnych Fame MMA nie trafię.
Wyobrażasz sobie, że prezes Piotr Sadczuk zadzwoni i powie: “Dobra, Dominik, było, minęło, wracaj do zespołu, jesteś nam potrzebny”?
Nie wiedziałem, że w czwartek [26 paźziernika - red.] była jakaś konferencja. Ktoś mi napisał, że prezes Piotr Sadczuk powiedział, że nie widzi mnie w zespole. Ja to później obejrzałem, popatrzyłem jaka jest mowa ciała. Nie rozumiem czemu ludzie w Wiśle są na mnie źli. Ja tego nie rozumiem, to w drugą stronę powinno iść. Walczę przede wszystkim o swój honor, bo on jest na pierwszym miejscu. Potem prawa mnie, jako zawodnika i zawodników w Polsce. Dla mnie to niedorzeczne, że zawodnik z zagranicy ma mieć w Polsce lepiej od Polaka. Dopiero na ostatnim miejscu są pieniądze, bo takie do mnie dochodzą słuchy, że chcę tylko wyciągnąć pieniądze. To nieprawda. Gdybym był w klubie to bym normalnie trenował, pracował i nie byłoby żadnego problemu. Piłeczka jest po stronie Wisły. Ja przecież nie mogę wejść do szatni i powiedzieć, że mam kontrakt, usiąść i wyjść potem na trening.
A jesteś sobie w stanie wyobrazić sytuację, że 6 listopada jest decyzja, że dołączasz do drużyny i rozpoczynasz trening z I drużyną?
Musiałby nastąpić szereg spotkań z prezesem, dyrektorem sportowym, trenerem. Oczywiście trzeba pytać też prawników, bo nie wiem jakie są przepisy. Domyślam się, że jeśli mój kontrakt jest ważny, a chyba jest, to jeżeli klub mnie wezwie na treningi to muszę się stawić.
Wczoraj [czwartek 26 października - red.] wysłałem maila do klubu, że jestem gotowy i czekam na informację kiedy i czy w ogóle mam stawić się na treningi. Klub odpisał, że pozostaje na stanowisku, że mój kontrakt został skutecznie rozwiązany.
Wszyscy są zaskoczeni i nie dziwię się. Przepisy PZPN są jednak dosyć jasne w tej materii. Możemy się spierać czy są zgodne z przepisami FIFA czy nie, ale koniec końców wynika z nich, że klub mógł to zrobić.
To już pytanie do prawników i ludzi, którzy orzekają w takich sprawach. Przepis przepisem, ale trzeba to powiedzieć wprost: ten przepis jest chory.
Wyobrażasz sobie, że jeszcze kiedyś zagrasz w Wiśle Płock?
Tak, wyobrażam to sobie. Dlatego trenuję. Gdybym nie widział szansy na pozytywne dla mnie zakończenie sprawy, to nie wiem czy tak bym trenował i czy w ogóle. Każdego dnia jestem w treningu. Oczywiście to nie to samo co zajęcia z drużyną, piłkarski trening, ale coś robię, żeby brzuszek nie urósł.
Pamiętam naszą rozmowę po twoim powrocie z Turcji. Wtedy mówiłeś, że potrzebujesz, 5-6 tygodni dobrego treningu. Przekładając to na dzisiejsze realia do gry byłbyś zapewne w rundzie wiosennej.
Pewnie tak by było, ale zaznaczmy, że to nie z mojej winy.
Spójrzmy na drugi scenariusz. Wisła skutecznie się odwołuje i przegrywasz. Czy to oznacza, że kończysz karierę?
Nie wiem, ale Wisła nie wygra.
Trzy miesiące nie masz klubu. Jasne, zdarzają się przypadki, że zawodnicy nie mają kilka miesięcy klubu, potem znajdują i wracają do gry. Czy jeśli rozdział Wisły Płock zamkniesz to kończysz czy jednak poszukasz jeszcze gdzieś gry?
Za dużo chciałbyś wiedzieć. Tak poważnie - nie wiem. Czekam co tu się wydarzy, to dla mnie priorytet. Jestem gotowy, poczyniłem kroki, wysłałem tego maila i smsa do prezesa Sadczuka, że jestem gotowy do treningu. Nie mam kontuzji, mógłbym pomóc chłopakom.
Czyli gdzieś koniec końców wyobrażasz sobie, że podajesz sobie z prezesem Sadczukiem rękę i wracasz na pokład Wisły.
Tak, bo ja sobie nie mam nic do zarzucenia. Oglądając tę wczorajszą konferencję można odnieść wrażenie, że coś złego klubowi robię, a to nieprawda. Po prostu mam ważny kontrakt i chcę po prostu przyjść do pracy. Chcę przyjść do szatni i normalnie trenować, ale póki co jest mi to odbierane.
Oglądasz mecze Wisły?
Oglądam.
Z perspektywy stadionu?
Nie, nie byłem jeszcze na nowym obiekcie, chociaż miałem zaproszenie na mecz otwarcia. Wiadomo było, że z niego nie skorzystam.
Jak ty byś się widział w rozgrywkach I ligi? Tytanem motoryki nie jesteś, a słychać, że tu zupełnie inna liga, bardziej siłowa, więcej trzeba biegać.
A kto tak mówi? Dla mnie to bzdura i pójście na łatwiznę. Co inna liga, bo co? Okej, są gorsze drużyny, słabsi piłkarze, więcej się biega. Okej, to popatrzmy na statystyki biegowe moje z Ekstraklasy. Czy jak tak samo bym biegał w I lidze to byłbym gorszym zawodnikiem? Przecież w piłkę się gra w piłkę. Piłka nożna to piłka nożna. Dopiero później są cechy wolicjonalne, bieganie i tak dalej. Gadanie, że Furman nigdy nie grał w I lidze…
Prezes Sadczuk użył takiego argumentu.
Dla mnie to jest głupi argument. To chyba świadczy, że jestem dobrym piłkarzem, skoro zawsze grałem w Ekstraklasie, a nie w I lidze. Są zawodnicy, którzy grali w Ekstraklasie i grają w I lidze w pierwszym składzie. Dla mnie to słaby argument.
Czyli Dominik Furman się czuje gotowy do gry w I lidze.
Dokładnie, bo mam ważny kontrakt.
Rozmawiał Michał Wiśniewski
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.