W latach swojej demograficznej świetności Płock miał blisko 130 tysięcy mieszkańców. Od kilkunastu lat ta liczba sukcesywnie spada, na koniec grudnia 2024 roku w Płocku mieszkało, oficjalnie, 110 015 osób. Pędzimy na ścianę. Co roku omawiamy ten dokument, ale jakoś nie widzę chęci zmierzenia się z tą sytuacją.
Urzędnicy przygotowujący raport sumiennie podają liczby. Wiemy, że coraz dłużej żyjemy, rodzi się coraz mniej dzieci, więc efektem jest starzenie się społeczeństwa. Starzeniu nie możemy zapobiec, więc warto by zadbać o młodych ludzi, którzy, choć trochę, mogliby odwrócić tę sytuację.
Tylko że my ciągle zgadujemy.
Tak, zgadujemy. Od prawie 10 lat istnieje w Płocku program względnie tanich mieszkań na wynajem. Ja nie widziałem opracowania, które wskazuje co się wydarzyło przez tę dekadę - czy zostały zawarte jakieś związki małżeńskie, czy urodziły się jakieś dzieci, ile osób wyprowadziło się "na swoje". Nie wiemy tego.
Coraz więcej osób migruje do ościennych gminy, mieszkańców przybywa w gminach Słupno czy Stara Biała. Możemy zgadywać, że ludzie dysponujący majątkiem po prostu wyprowadzają się na przedmieścia i to po prostu naturalna kolej rzeczy bogacących się społeczności. Zapewne tak jest, ale ja mam taką naturę, że wolę wiedzieć, niż zgadywać.
Bo o ile siłą nie przywiążemy mieszkańców, których stać i którzy marzyli o własnym domu, piciu kawy w ogródku czy bieganiu po lesie, do Płocka, to możemy jednak poznać motywację młodych osób. Dlaczego te dzieci się nie rodzą? Każdy mieszkaniec zapewne zna jakąś historię, ale to są tylko dowody anegdotyczne. Tak się nie rozwiązuje problemu demografii, tu potrzeba działań systemowych. Ja nie mam jasnej odpowiedzi na to - mogę domniemywać, że świat się zmienił - 30 lat temu najpierw była rodzina i dzieci, a później kariera, a teraz jest odwrotnie. O pracę dla młodych w Płocku wciąż nie jest łatwo, choć inżynierowie i medycy raczej problemu nie mają. Mieszkania drogie, babcie (potencjalne) nadal pracują.
Powody można mnożyć, ale dopóki nie zapytamy ludzi dlaczego nie mają dzieci albo mają 1 a nie 2, 2 a nie 3, to się nie dowiemy. Dlatego miasto o budżecie przekraczającym 1 500 000 000 złotych może podjąć wysiłek i przeprowadzić badanie socjologiczne, zbadać tę kwestię. Może się okazać, że wydłużenie pracy żłobków do 17:00 mogłoby pomóc niektórym rodzinom. Może to kwestia ochrony zdrowia. Może gdyby pojawiły się centra dla seniorów i młodzi nie musieliby się cały czas opiekować swoimi rodzicami, to szansa na dziecko by się zwiększyła? Może rzeczywiście problemem jest kwestia mieszkań, słaba praca, niepewna przyszłość. Tylko że przyszłość w latach 90. nie była ani pewniejsza, ani lepsza.
A może się okaże, że wielu młodych ludzi nie ma szansy na związek? Spójrzmy na piramidę wieku z raportu o stanie miasta - płocczan w wieku 20-24 lata jest o 162 więcej niż płocczanek. Nie mam pojęcia z czego bierze się ta dysproporcja, bo ona widoczna jest także w młodszych rocznikach. Wynika z niej jednak coś bardzo prozaicznego - mówiąc kolokwialnie nie na każdego młodego mężczyznę w Płocku przypada młoda kobieta. Bez tego nie ma związku i potem dzieci.
Radni i władze miasta co roku debatują o tym problemie, ale jakoś nie mam przekonania, że ktoś chce realnie spróbować zmierzyć się z tym wyzwaniem. Chyba już wszyscy po prostu wzruszają ramionami i prognoza Głównego Urzędu Statystycznego ziści się szybciej, niż przewidują urzędnicy.
Model matematyczny wskazuje na depopulację Płocka do 2060 roku do 75 tysięcy mieszkańców. Już w 2030 płocczan w Płocku ma być 105 tysięcy. Moim zdaniem jest szansa, że nastąpi to szybciej.
Michał Wiśniewski
redaktor naczelny Portalu Płock
Komentarze (0)