reklama

Edukacja zdrowotna poniosła klęskę. Dlaczego? [KOMENTARZ]

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Michał Wiśniewski

Edukacja zdrowotna poniosła klęskę. Dlaczego? [KOMENTARZ] - Zdjęcie główne

Tak będą wyglądały sale w szkołach średnich w Płocku podczas zajęć z edukacji zdrowotnej | foto Michał Wiśniewski

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości7 na 10 dzieci w Płocku nie będzie chodziło na nowy przedmiot, czyli edukację zdrowotną. Można więc śmiało powiedzieć, że pomysł ministerstwa poniósł porażkę, choć większość środowisk zgadzało się, że w programie nauczania jest wiele ważnych zagadnień. Dlaczego więc stało się tak, a nie inaczej i czy to dobrze czy źle? Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie mam, ale wiem, że jeśli pewnych zgadnień z dziećmi nie poruszy szkoła lub rodzice, to pozostanie internet. I wiem, że może być tylko gorzej.
reklama

Świat przez ostatnich 20 lat drastycznie się zmienił, a tempo przemian jest niespotykane w historii ludzkości. Jasne, rozwój przyspieszył już 150 lat temu, ale to z jaką szybkością postępuje technologia i i jak zmienia to świat jest po prostu zupełną nowością, zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Jeszcze 12-15 lat temu smartfony nie były wcale powszechne, dziś smartfonami bawią się dzieci. Specjaliści nie mają złudzeń, że to źle, a ekrany są szkodliwe dla młodych umysłów, ale o "smartfonozie" kiedy indziej. Teraz o edukacji. 

Osobiście uważam, że najwyższa pora zacząć rozmawiać o edukacji inaczej, bo polska szkoła jest nastawiona na zasadę "zakuj, zalicz, zapomnij", a nie o to w nowoczesnej edukacji powinno chodzić. To nie tak, że wszystko trzeba od razu wywrócić do góry nogami, ale pewne zmiany powinny zachodzić. Ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie.

reklama

Ministerstwo Edukacji postanowiło jednak inaczej.

Dlaczego Edukacja Zdrowotna poniosła klęskę?

Osobiście uważam, że taki przedmiot w polskiej szkołe jest potrzebny. Zadałem sobie trud i przeczytałem wiekszą część podstawy programowej. I tu warto powiedzieć, że zdecydowana większość materiałów nie powinna budzić żadnych kontrowersji. No bo co jest kontrowersyjnego w powiedzeniu dzieciom, co jest zdrowe, a co mniej, jakie objawy powinny ich zaniepokoić, gdzie należy stawiać granicę w relacjach z dorosłymi czy czym się różnią dziewczynki od chłopców? Jest też o samoocenie, a to uważam za absolutnie kluczowy aspekt - ktoś powinien młodym ludziom tłumaczyć, że to co widzą na Instagramie czy Tik Toku to bardzo często nie jest prawdziwe życie, a kreacja, manipulacja. Ktoś powinien mówić o higienie cyfrowej, o tym że warto rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz, a nie przez komunikator albo że w internecie są nie tylko dobrzy, ale też bardzo źli ludzie. Jedni chcą po prostu cię oszukać, inni wykorzystać w ten czy inny sposób. Trzeba o tym po prostu rozmawiać.

reklama

I pewnie gdyby było tylko o tym, to środowiska prawicowe nie miałyby nawet punktu zaczepienia. No ale eduakcja zdrowotna jest nie tylko o tym. Pojawia się tam też kwestia edukacji seksualnej. 

Rozumiem obawy rodziców, dotyczące zagadnień tam poruszanych. Tu już wchodzimy w bardzo grząski grunt. W zachodniej Europie jeszcze kilka lat temu na masową skalę pomagano dzieciom w tzw. tranzycji, czyli zmianie płci. Dopiero w 2023 roku Wielka Brytania zakazała podawania niepełnoletnim blokerów dojrzewania - to pierwszy krok w kierunku zmiany płci. Na podobne kroki zdecydowały się Szwecja czy Finalndia. Potrzebne były lata, by dostrzeżono problem nadużyć na tym cholernie delikatnym polu. Zupełnie się nie dziwię, że rodzice mają obawy, że w Polsce może się wydarzyć coś podobnego. Tu polecam lekturę bloga Łukasza Sakowskiego "To tylko teoria". Tu można przeczytać jego historię. 

reklama

Dochodzimy więc do pytania: na ile rodzicie dziś ufają instytucji szkoły? Bo przecież ktoś konkretny będzie tego przedmiotu uczył. I jestem niemalże w 100% pewny, że w Płocku nie ma zbyt wielu skrajnie lewicowych nauczycieli, dla których edukacja zdrowotna to oręż w walce o rząd dusz młodych osób. Może jestem naiwny, ale w taki scenariusz po prostu nie wierzę. Instynkt podpowiada mi za to, że być może byłby problem z obsadą nauczycielską dla tego przedmiotu. Bo tak delikatne tematy musi poruszać osoba dobrze do tego przygotowana, empatyczna i umiejąca wczuć się w emocje dzisiejszej młodzieży. To nie może być po prostu delegowany nauczyciel biologii, wychowania fizycznego czy jeszcze inny. 

Być może rodzicie nie zaufali swoim szkołom, ale może problem leży jeszcze głębiej. A co jeśli rodzicie nie ufają po prostu pani minister Nowackiej? Bo tak się składa, że pani minister ma przeszłość w lewicowej partii, a nawet jeśli nie brać tego pod uwagę, to niesposób nie wspomnieć tu o wycofaniu prac domowych. Rodzicie i nauczyciele do dziś się z tym borykają. Nauczyciele biją na alarm, że materiału nie da się opanować tylko podczas lekcji, a trudno zachęcić ucznia do pracy w domu na zasadzie dobrowolności. Instynkt mi podpowiada, że tu będzie koreka i prace domowe prędzej czy później wrócą. Nie da się po prostu nauczyć matematyki, polskiego (np. odmiany przez przypadki) czy języka obcego bez systematycznej pracy. 

reklama

Czy więc minister przegrała tę bitwę zanim ona się w ogóle zaczęła? Nie wykluczam tego, bo bardzo ważne jest nie to "co" kto mówi, tylko "kto" to mówi. A z pewne sytuacje bardzo trudno odkręcić. Nie powinno tak być, ale tak już jest. 

O ile ja już wspomniałem, że raczej bym swoje dziecko na ten przedmiot zapisał, to powtórzę: rozumiem tych, którzy zrezygnowali. Można delikatne tematy dotyczące seksu omówić, czy mówiąc dosadniej "wyprostować" w domu, jeśli taka jest wola rodziców. To naprawdę raptem kilka modułów na przestrzeni lat. Poza tym wydaje mi się, że większą wartość dla dziecka ma przekaz rodzica, a nie nauczyciela, więc rodzicie -  chyba jesteście tu na wygranej pozycji. Ministerstwo też mogło zrozumieć rodziców i np. wprowadzic tych kilka lekcji w formule dodatku. To się dało zrobić. 

Ministerstwo wycofało się tylko na pozycję dobrowolności przedmiotu i poległo. Edukacja będzie więc wybiórcza, o ile w kolejnych latach nie wypisane nie zostaną kolejne setki dzieci. Kolejni samozwańczy influencerzy będą teraz edukować dzieci na Tik Toku i wmawiać im, że mężczyzna musi zarabiać 15 tysięcy złotych, że wartości materialne stoją ponad wszystkim, a praca na etacie to "przypał" i lepiej zakładać biznes. A jak to zrobić?

Powiemy ci, jak kupisz nasze szkolenie za 500 złotych. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo