Komunikacyjny blamaż
Sprawa z powstaniem Centrów Integracji Cudzoziemców w 49 byłych miastach wojewódzkich została rozegrana w najgorszy z możliwych sposobów. Komunikacyjnie przez kilka miesięcy nie zgadzało się tu nic, choć pilotaż takich miejsc ruszył już kilka lat temu. W Wielkopolsce od marca 2022 roku takich centrów jest pięć: w Poznaniu, Kaliszu, Koninie, Lesznie i Pile. Oferują m.in. kursy języka polskiego, wsparcie doradców kulturowych czy psychologów - tak przynajmniej widnieje na oficjalnych stronach. Tak samo ma być w Płocku.
Dlaczego nikt z Mazowieckiego Centrum Polityki Społecznej nie przyjechał, nie opowiedział o tym projekcie, co to ma być? O tym, ze CIC powstanie w Płocku, dowiedzieliśmy się po odpowiedzi na interpelację jednego z działaczy Konfederacji w Radomiu. Czy tak powinna wyglądać komunikacja w tak delikatnej sprawie jak imigracja? Minęły tygodnie i niewiele się zmieniło. Jakieś informacje zostały przekazane, poznaliśmy nawet możliwą lokalizację, ale tak naprawdę konkretów nie ma.
Polityczny ping-pong
Centra Integracji Cudzoziemców to pomysł rządów Prawa i Sprawiedliwości, co warto podkreślać. To odpowiedź na rosnącą imigrację w Polsce - ten problem nie pojawił się ani wraz z ogłoszeniem inwestycji w Orlenie czy wybuchem wojny na Ukrainie. Tysiące cudzoziemców przebywają w Polsce od lat - mieliśmy falę uchodźców z Czeczenii, mamy kilkadziesiąt tysięcy obywateli Wietnamu. Jeszcze w 2013 roku w Polsce było ok. 100 tys. obcokrajowców, dziś jest ich ponad milion, a liczbę tę przebiliśmy już w 2021 roku - kilka miesięcy przed atakiem Rosji. Tak podaje Obserwator Gospodarczy.
To dosyć zabawne, że PiS, za którego rządów do Polski przyjechały tysiące imigrantów, teraz protestuje. Zabawne jest również, że to politykom Platformy Obywatelskiej czy Polskiego Stronnictwa Ludowego przyszło bronić pomysłu PiS. Politycy PiS i Konfederacji alarmują, że powstanie Centrum Integracji Cudzoziemców może być wstępem do realizacji Paktu Migracyjnego, który ma wejść w życie już w 2026 roku. Polska do tej pory nie złożyła swoich założeń implementacji założeń paktu, a zgodnie z jego zapisami każdy kraj musi przyjąć co najmniej 30 tys. imigrantów. Przyznam szczerze, że nie do końca rozumiem dlaczego Polska ma płacić za błędy polityki krajów Zachodu, m.in. Niemców. Warto przypomnieć, że w czasie kryzysu imigracyjnego w 2015 roku kanclerz Angela Merkel powiedziała słynne "damy radę". Tysiące cudzoziemców ruszyły do Europy w poszukiwaniu lepszego życia, a słowa kanclerz Niemiec potraktowali jako zaproszenie. Ci ludzie w większości nie chcą przyjeżdżać do Polski i innych krajów Europy Wschodniej. Interesują ich bogate kraje, które oferują zasiłki socjalne. To jednak temat na inną opowieść.
Nie wiem jaka będzie przyszłość Paktu Migracyjnego i jego wdrożenia w Polsce, ale w Centrum Integracji Cudzoziemców nie widziałbym takiego zagrożenia. No bo jak w 100-metrowym biurze w centrum miasta imigranci mieliby znaleźć schronienie? Raczej wierzę, że CIC ma odciążyć nieco urzędy, gdzie obcokrajowy muszą załatwić swoje sprawy. Być może jeśli najpierw odwiedzą CIC i otrzymają tam poradę w swojej sprawie, to łatwiej będzie im się porozumieć z polskim urzędnikiem. To optymistyczna wersja. I jeśli tak ma być, plus do tego dojdzie nauka języka, naszej kultury i obyczajów, to w porządku. Dajmy temu centrum szansę.
Z drugiej strony nie widzę specjalnego powodu żeby takie centrum powstało dla Ukraińców i Białorusinów, bo o takich obcokrajowcach mówimy przede wszystkim w Płocku i regionie. Przecież ci ludzie sobie doskonale poradzili, odnaleźli na rynku pracy, organizują się sami w swoich grupach, dzielą wiedzą w internecie. Jeśli widzę zagrożenie, to takie, że wydamy ponad 100 mln złotych w województwie mazowieckim i zostanie to po prostu przejedzone.
Czy płocczanie mają prawo bać się powstania Centrum? Oczywiście, to naturalne, że boimy się nieznanego. Poza tym nikt nie chciałby, żeby ulice Płocka zamieniły się w ulice miast na południu Francji czy w Szwecji. Dosłownie kilka tygodni temu szwedzka policja oficjalne przyznała, że w kraju jest 61 stref, w których policja nie ma kontroli i w zasadzie się nie zapuszcza. Kwitnie handel narkotykami, dochodzi do strzelanin, nie mówiąc już o lżejszych przestępstwach.
A może tak państwo potraktowałoby problem... poważnie?
Jeśli radni chcą debatować, to w porządku. Ja już z góry wiem co kto powie i dlaczego, nie jest to trudne do przewidzenia. Nikt nikogo nie przekona, centrum i tak powstanie, a nam pozostanie obserwować co tam się dzieje.
Puśćmy teraz wodze fantazji: a gdyby tak Polska zdobyła się na przemyślaną politykę migracyjną i wdrożyła ją ponad podziałami? Tak po prostu, dla dobra kraju. Można tak czy za dużo wymagam? Bo jeśli za dużo, to może jest tak, że my na państwo wcale nie zasługujemy.
PiS teraz głośno krzyczy, ale przez 8 lat się nawet za to porządnie nie zabrał, a to właśnie na imigracji prawica wyszła do władzy. Dobrze, że wschodnia granica Polski została obroniona, tu diagnoza była trafna. Kryzys wywołała Białoruś z insipracji Rosji i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Cynicznie wykorzystali tragedię ludzi, a niekiedy chęć do poprawienia swojego życia. Trzeba rozróżnić imigranta od uchodźcy.
Dlaczego Polska nie miałaby stać się cynicznym, czyli po prostu dojrzałym krajem? Krajem, który uczy się na błędach innych. Krajem, który nie tylko roztacza romantyczne wizje, nie karmi się hasłami o słynnej polskiej gościnności. Dlaczego my po prostu nie zdefiniujemy kogo potrzebujemy i ile możmy osób przyjąć tak, żeby nie ucierpiało na tym nasze bezpieczeństwo i rynek pracy dla Polaków? Bo to trudne jest i trudno przy tym konferencję prasową zrobić?
Polska potrzebuje pewnej liczby imigrantów, czy to się komuś podoba czy nie. Mogliśmy stać się zwycięzcą wojny na Ukrainie i skorzystać na ich tragedii i chyba zupełnym przypadkiem tak właśnie się stało. Miliony Ukraińców opuściły kraj, a tak się składa, że to osoby łatwo adaptujące się do życia nad Wisłą, szybko łapią język i mają zbliżone zwyczaje. W postepującej demolce polskiej demografii mogą okazać się prawdziwym gamechangerem, bo, uwaga, razem z naszą demografią zawali się m.in. system emerytalny. Już teraz do niego dokładamy, a jeśli emerytów przybędzie, a pracujących ubędzie, czeka nas katastrofa. Są branże, które już dziś bez imigrantów sobie nie poradzą - rolnictwo, przetwórstwo żywności czy budownictwo. I nie używajmy do polemiki argumentów anegdotycznych, jak np. tego o 18-letnim obywatelu Ukrainy podejrzanemu o gwałt na płocczance.
Możemy wpuścić wszystkich "jak leci" i skończy się to obniżeniem bezpieczeństwa. Możemy też postąpić jak np. Nowa Zelandia, gdzie proces uzyskania wizy pracowniczej trwa nawet kilkanaście miesięcy. Nowozelandczycy należą do jednych z najbardziej szczęśliwych ludzi na Ziemi i tysiące osób chciałyby tam mieszkać. Nie jest to jednak łatwe, bo tamtejszy rząd prowadzi ostrą politykę. Analizują rynek i widzą: potrzebujemy lekarzy, informatyków, pielęgniarek, może trochę mechaników samochodowych. Masz takie kwalifikacje, chcesz pracować i pomóc nam budować PKB? Zapraszamy. Mądre kraje tak robią. Niemądre działają w myśl zasady "zastaw się, a postaw się".
Dlaczego my tak nie możemy wykorzystać okazji, choć raz być mądrym przed, a nie po szkodzie? Dlaczego nie określimy krajów, których obywatele są nam bliscy kulturowo, nie zbudujemy systemu zachęt? Skoro teraz powiększamy armię, a mamy problem z rekrutami, to czemu nie dać obywatelstwa np. za służbę w wojsku? Tak np. robili Amerykanie. Skoro można tworzyć za setki milionów złotych CIC-e w całym kraju, to można też powołać zespoły urzędników, żeby porozmawiały z samorządami, przedsiębiorcami i lokalnymi społecznościami. W krajach byłego Związku Radzieckiego do dziś mieszkają potomkowie Polaków wywiezionych na wschód.
Imigracja z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki się nie uda, pokazały to już dużo lepiej do tego przygotowane Francja, Niemcy czy Szwecja. Jest to po prostu niemożliwe, społeczeństwo multikulturowe, w którym wszyscy się szanują i nie zwalczają, to utopia.
Możemy się obrażać, wściekać, organizować marsze i protesty. Co do zasady nie jestem im przeciwny, na tym polega wolność. Wolałbym jednak, żeby państwo usiadło i przyznało otwarcie, że imigracja w jakimś stopniu jest nieunikniona i podjęło ten dialog ze społeczeństwem. To po prostu konieczność z punktu widzenia rynku pracy i systemu emerytalnego - dziś bez miliona Ukraińców wiele firm popadłoby w ruinę z dnia na dzień. "W jakimś stopniu" nie oznacza jednak, że wpuszczamy wszystkich, a "potem się będziemy martwić". Możemy określić komu przyznajemy wizy studenckie, jakie ta osoba podejmuje zobowiązania wobec Polski. Państwo mogłoby wspomóc samorządy w tym, przyznać jakieś mieszkania - oczywiście nie za darmo i nie na zawsze. Potem można wyjść i pokazać europejskim partnerom, że nie sposób jest wpuścić milion Syryjczyków, Afgańczyków czy Irakijczyków, trzymać ich w obozach przejściowych, dawać im socjal i tak bez końca. Można wpuścić określoną liczbę cudzoziemców i wpleść ich w społeczeństwo. Rozumiem, że to zadanie bardzo trudne, ale przecież państwo ma zasoby.
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie migracja do Europy nie osłabnie. Jakoś niespecjalnie widzę, żeby Brukseli zależało na zamknięciu szlaków, którymi jak tylko zrobi się cieplej na Stary Kontynent wędrują tysiące osób. Postępujące zmiany klimatu sprawią, że w podróż niebawem mogą ruszyć kolejne miliony osób. Warto mieć to z tyłu głowy i działać już, a skoro Bruksela jest ślepa, to róbmy co możemy na swój rachunek.
Nie nad wszystkim da się mieć kontrolę, nie miejmy co do tego złudzeń, ale można próbować ubrać swoją politykę w jakieś ramy i kierować się dobrem ogółu. Ależ się rozmarzyłem.
Michał Wiśniewski
Redaktor naczelny Portalu Płock
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.