reklama

Zrabowany zabytek. Kiedy go obejrzymy?

Opublikowano:
Autor:

Zrabowany zabytek. Kiedy go obejrzymy? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW przypadku zabytkowego Pontyfikału biskupów płockich, który po przeszło 70 latach powrócił w miejsce, gdzie być może powstał, wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi. Brakuje zdjęć sprzed wojny, nie ma oryginalnej oprawy i nie wiadomo dokładnie, jak to się stało, że trafił na aukcję, dzięki czemu kupiła go bawarska biblioteka.

W przypadku zabytkowego Pontyfikału biskupów płockich, który po przeszło 70 latach powrócił w miejsce, gdzie być może powstał, wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi. Brakuje zdjęć sprzed wojny, nie ma oryginalnej oprawy i nie wiadomo dokładnie, jak to się stało, że trafił na aukcję, dzięki czemu kupiła go bawarska biblioteka.

Na płockie oryginalne starodruki i księgi jako pierwsi połaszczyli się Szwedzi w trakcie potopu. – Bibliotekę kompletnie ograbiono. Później, już w czasie drugiej wojny światowej, uczyniono tak po raz drugi – przypominano dzisiaj podczas konferencji w opactwie pobenedyktyńskim. Na stole spoczęła gruba, zabytkowa księga, którą w ub. tygoodniu przedstawiciele Niemiec zwrócili biskupowi płockiemu Piotrowi Liberze. Ale próżno się wysilać, aby cokolwiek przeczytać. Wszystko zapisano kunsztownym pismem, tzw. minuskułą romańską. Litery są przeważnie w kolorze czerwonym bądź czarnym, czasem dopisane na marginesie nuty. Karty można przewracać wyłącznie w rękawiczkach. Gdzieniegdzie widać mniejsze lub większe dziurki w pergaminie, szpary przy zszyciu poszczególnych stron. Ale na pierwszy rzut oka Pontyfikał zachował się w dobrym stanie.

- Jako odrębne księgi pontyfikały zaczęły powstawać w X wieku – wyjaśniał ks. kan. dr. Dariusza Majewski, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Płocku. - Najstarsza tego typu księga powstała we Francji i pochodzi z drugiej połowy X w. Nasza najprawdopodobniej jest z połowy wieku XII, kiedy funkcję biskupa sprawował Aleksander z Malonne, budowniczy płockiej katedry romańskiej – ponadto przypuszcza się również, że księga powstała w Płocku. Być może w skryptorium w opactwie benedyktyńskim.

Nie ma co się doszukiwać w niej szczególnych zdobień. - Nie jest duża z przyczyn praktycznych – kontynuował ks. Majewski. – Używano jej codziennie do obrzędów liturgicznych. Przy większym rozmiarze byłby z nią tylko kłopot.

Księgi używano do XVI wieku. Niestety w latach 40., kiedy Płock był pod okupacją niemiecką, wywieziono tysiące woluminów. Wiadomo, że w ten sposób księga trafiła do Królewca (dzisiejszego Kaliningradu), a następnie niewyjaśnionymi ścieżkami odnalazła się w Niemczech. Zakupiła ją Bawarska Biblioteka Państwowa w Monachium w 1973 roku. – Paradoksalnie mieliśmy szczęście, że nie trafiła do rąk prywatnych – cieszyli się księża w trakcie konferencji. - Gdyby chodziło o prywatnego kolekcjonera, pewnie brakowałoby partnera do rozmowy. A tak istniała szansa, że historyczna księga powróci.

Biskup Libera nie był pierwszym kapłanem, który wystosował apel o zwrot płockiego skarbu, a było o co walczyć. Na setkach kart spisano obrzędy ceremonii sprawowanych przez biskupów w czasach średniowiecza, obłóczny zakonnic (najprawdopodobniej sióstr Norbertanek), obrzędy Wielkiej Soboty, najstarszy opis rezurekcji na ziemiach polskich, ceremonie przysięgi lennej, jaką składał biskup płocki metropolicie gnieźnieńskiemu, a nawet egzorcyzmów nad osobą opętaną.

To prawdziwa perełka, dlatego już w 1977 roku biskup Marian Sikorski zwrócił się o jej zwrot. Bezskutecznie. Trzykrotnie czynił to biskup Zygmunt Kamiński (dwukrotnie w latach 80. oraz w 1992 roku). Również spotkał się z odmową. – Tym bardziej spotkała mnie miła niespodzianka – zapewniał biskup Piotr Libera, który swój list napisał w marcu tego roku. Na pozytywną odpowiedź i przybycie delegacji do Warszawy czekał 35 dni. A teraz księga świadcząca o naszej historii powróciła do „domu”.

– Cuda się zdarzają – twierdzili zgodnie kapłani. – Czasem prywatnego kolekcjonera ruszy sumienie, ale bywa, że jest jeszcze inaczej – i podali przykład bulli papieskiej Marcina V z XV wieku, wciąż czekającej na konserwację. Kiedy armia Wehrmachtu wycofywała się z Pułtuska, służący w niej jako sanitariusz Karl Palm ratował to, co uznał za najcenniejsze z obawy, że żołnierze zrobią ze starodruków podpałkę. – To był zwrot z dobrej woli – podkreślano.

Ale poza cudami, istnieją jeszcze zdarzenia przypadkowe. Czasami zaginione dzieła, zrabowane jeszcze w czasie wojny, pojawiają się na zagranicznych aukcjach albo w … antykwariatach. Był już taki przypadek w Sztokholmie. I takie sygnały napływają do biskupa.

Co dalej będzie się działo z Pontyfikałem? Najpierw trzeba ocenić jego stan. Biblioteka w Monachium podobno zakupiła księgę w nie najlepszym stanie. Przypuszczalnie mogła leżeć w jakiejś zawilgoconej piwnicy, stąd, jak tłumaczono, brak oryginalnej oprawy. Co gorsza, nie ma fotografii sprzed wojny, aby móc ją odtworzyć. Strona niemiecka nie przekazała dokumentacji fotograficznej z lat 70. Ponoć to, co się zachowało, było już w stanie szczątkowym. Wielka szkoda. Bez tego bardzo trudno będzie określić z większą precyzją okres (równie dobrze oprawa mogła być dopiero z XVI wieku) oraz rejon powstania dzieła. Nie wiemy również, jakimi dokładnie metodami próbowano księgę konserwować, a lata 70., jak przypomniano na konferencji,  to raczej niefortunny okres z racji eksperymentów z różnymi klejami i środkami konserwatorskimi.

Księga zostanie zaprezentowana płocczanom podczas tegorocznych Dni Historii Płocka pod koniec maja. Później trafi do gabloty. Kiedy dokładnie, tego jeszcze nie potrafił określić ks. kan. Andrzej Milewski, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Płocku.

Czytaj też:

Fot. Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE