reklama

W teatrze liczą na skandal [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

W teatrze liczą na skandal [FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościBędzie to współczesna historia ludzi szukających w życiu czegoś więcej, bo w tym obecnym brakuje im miłości i zrozumienia. Aby to zdobyć, gotowi są nawet na magiczne rytuały, popadają w zwyczajne szaleństwo. Jak twierdzi reżyser przedstawienia, ma być zabawnie.

Będzie to współczesna historia ludzi szukających w życiu czegoś więcej, bo w tym obecnym brakuje im miłości i zrozumienia. Aby to zdobyć, gotowi są nawet na magiczne rytuały, popadają w zwyczajne szaleństwo. Jak twierdzi reżyser przedstawienia, ma być zabawnie.

Płocki teatr znów sięga po czeską twórczość. Dyrektor teatru Marek Mokrowiecki w czasie odlicza już dni do przedpremiery swojego najnowszego dziecka. Sztuka nazywa się „Rzecz o zwyczajnym szaleństwie”. - Tak niewiele brakowało, a byłaby u nas ogólnokrajowa prapremiera – ubolewał w trakcie wtorkowej konferencji prasowej. Kiedy chciał ściągnąć sztukę do płockiego teatru, powiedziano mu, że na razie dostępny jest tylko film w reżyserii Petra Zelenki (i zarazem autora tekstu) z 2005 roku. Dwa miesiące później wyprzedził go inny polski teatr.

- Zrobiłem spektakl dla młodych ludzi. Powinien spodobać się szczególnie tym, którym przypadła do gustu „Spowiedź masochisty”. Liczę nawet na lekki skandal – podsycał ciekawość. Tym samym zawiesił wysoko poprzeczkę w kwestii oczekiwań. O czym tym razem nam opowie? - To przeszło 20 różnych scen z życia kilku osób. Poznamy ich problemy z perspektywy dwóch pokoleń. Niekoniecznie wszystko będzie się tu kręciło wokół polityki. Sednem historii jest poszukiwanie miłości i jakiejś nadrzędnej idei, kiedy realne życie staje się niewystarczające. Myślę, że dla ludzi wierzących byłby to bóg.

Główny bohater (w tej roli Mariusz Pogonowski), 35-letni Piotr ma szefa (Jacek Mąka) o nietypowych skłonnościach, przekrzykujących się sąsiadów, matkę (Hanna Zientara) kolekcjonującą wycinki prasowe o wojnach i rozmaitych kataklizmach, które z upodobaniem wysyła synowi. Ten ma jednak inny problem, właśnie rozstał się z ukochaną (Katarzyna Anzorge), nadal ją kocha i chciałby ją jakoś odzyskać. Próbował nawet obciąć jej kosmyk włosów, ale w ciemnościach pomylił ją z ciotką. Gdyby go spalił w ciągu 24 godzin, jak mu podszepnął kumpel Mucha (Jacek Mąka), to może wybranka serca wróci... Podszeptuje mu kolejny patent. Niech się spakuje do paczki i wyśle pod jej adres. Twierdzi nawet, że sam tak zrobił i nawet poskutkowało. Na chwilę. Panowie rozpijają zawartość barku. Mucha z kolei boi się kobiet. - Kiedy już się zakochasz, to cię odrzucają – mówi gorzko jeden do drugiego. A jednak bez kobiety też można sobie radzić z pomocą... odkurzacza i zlewu.

- Myśleliśmy nawet nad tym, aby spektakl był dozwolony od 18. roku życia. Doszliśmy jednak do przekonania, że to bez sensu – tłumaczył Mokrowiecki. - Młodzi i tak siedzą w sieci, znajdą tam rzeczy o wiele pikantniejsze, więc nie ma się co szczypać. Dla Czechów pojęcie tabu nie istnieje. Pod tym względem przy nich to my jesteśmy dopiero w powijakach.

Mokrowiecki postanowił zaserwować widzom surrealistyczną groteskę. - Ale bynajmniej nie jest to sztuka o odkurzaczu i umywalce – rozwiewał obawy dziennikarzy. - Jestem szalenie ciekawy odbioru. Są tu zarówno zabawne, jak i gorzkie sceny. Czesi słyną z bardzo specyficznego poczucia humoru – podkreślał. Akurat to wykorzystane w sztuce ma być zdecydowanie bliższe intelektualistom niż bywalcom pubów z piwem.

W trakcie spektaklu usłyszymy głosy Hany Hegerovej i Karela Gotta, muzykę z lat 60. i 70. z dodatkiem undergroundu w wykonaniu The Plastic People of the Universe. Scenografia autorstwa Doroty Cempury stoi już na scenie. Przypomina nieco meble ogrodowe wykonane z tak modnych ostatnio palet. Do tego poduszki, wspomniany zlew i odkurzacz. Duża tu rola wyobraźni u widza. - Scena jest tu umowną przestrzenią, jedno łóżko posłuży dla kilku postaci – kontynuował dyrektor. - Brakuje peruk. Aktorzy mają wejść na scenę w ciuchach z codziennego życia.

Pokaz przedpremierowy połączony z dyskusją dbędzie się w najbliższy piątek, 25 września (obowiązują zaproszenia). Premiera dla widzów dzień później, w sobotę o godzinie 19.00.

Przy okazji teatr nie omieszkał pochwalić się nagrodą z trzeciej edycji Koszalińskich Ogólnopolskich Dni Monodramu – Debiuty. Sebastian Ryś za rolę w pokazywanej w zeszłym roku w płockim teatrze i w Muzeum Żydów Mazowieckich „Zupie rybnej w Odessie” otrzymał „Złotą Strzałę 2015”. Wyróżnienie cieszy dyrektora. - Poszedł w moje ślady, ale co będzie dalej, to dopiero omówimy. W swoim monodramie jest po prostu znakomity. Sporo aktorów zjawia się w u mnie z prośbą, abym znalazł im odpowiedni. To błąd. Monodram dotyczy sfery osobistej, nie może być narzucony.

Ryś przyznaje, że na razie ma „swój własny ogródek”, w którym chciałby zostać. Sztuka nie powstała spontanicznie. To raczej efekt wielu czynników, setnej rocznicy urodzin Jana Karskiego i jego dziadka, Zbigniewa Rysia, który zdołał wyciągnąć z poważnych opałów słynnego emisariusza w trakcie „Akcji S” w 1940 roku.

Czytaj też:

Fot.: Karolina Burzyńska/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE