Najbardziej zagrożony jest oddział płucny - pod koniec sierpnia wojewoda mazowiecki otrzymał decyzję o możliwym zamknięciu oddziału. Powodem jest złożenie wypowiedzeń przez lekarzy, którzy tam pracowali. Przełomu w rozmowach nie ma, a jeśli go nie będzie, oddział niedługo przestanie przyjmować nowych pacjentów, a z końcem września jego działalność zostanie zawieszona. To jednak tylko początek, bo jeśli nic się zmieni, na początku października groźba zamknięcia zawiśnie nad kolejnymi oddziałami: nefrologii, dziecięcym i chorób wewnętrznych.
- Nie dopuszczam myśli, że do tego dojdzie. Zrobię wszystko, żeby temu zapobiec - zapewnia Stanisław Kwiatkowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku. - Na każdym oddziale jest sytuacja zapalna. Obsada jest minimalna. Wypada 1 lekarz i momentalnie komplikuje się kwestia zapewnienia obsady oddziału. Na razie jednak funkcjonują. Codziennie prowadzimy negocjacje, prosimy, są zastępstwa - na tę chwilę się udaje, ale na dłuższą metę tak się nie da. Jesteśmy tego świadomi. Głównym celem jest pozyskanie lekarzy i zatrzymanie już pracujących, którzy decydują się na lepsze zarobki w niepublicznych zakładach opieki zdrowotnej w Płocku i okolicach. Pracuje się tam lżej, krócej, a zarabia się lepiej. Tak wygląda rynek zdrowia. Jako szpital nie wytrzymujemy konkurencji.
Zatrudnienie nowych lekarzy pozwoliłoby na unormowanie pracy już zatrudnionych, choć chętnych do pracy na Winiarach zbyt wielu nie ma. Część lekarzy domaga się także podwyżek. Gdzie szpital może szukać pieniędzy? Jedynym źródłem finansowania jest kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Jak mówi dyrektor, jest on nienegocjowalny.
- Nakłady na służbę zdrowia są jakie są, procedury są niedoszacowane. Są jednostkowe procedury, które są opłacalne, to co mają prywatne placówki - pojedyncze stacje dializ, usuwanie zaćmy, wszczepianie endoprotez - to są pojedyncze przypadki - opisuje Kwiatkowski. - O 14:30 otrzymujemy plan finansowy na następny rok, o 9:30 dzień później trzeba go podpisać, bo inaczej nie ma kontraktu i pieniędzy na wypłaty w tym miesiącu. Poza tym w trakcie roku zmieniane są zasady gry - obniżane wartości niektórych procedur. Nie ma czegoś takiego jak negocjacje. 5 czy 10 lat temu jakieś próby były. Pamiętam sylwestry na korytarzach Kas Chorych czy NFZ. W tej chwili nie ma żadnych negocjacji. Robimy co możemy, żeby zatrzymać lekarzy. Tu jest prawie 1500 pracowników. Nie mogę dać wszystkiego lekarzom.
Jak wskazuje dyrektor, problemów z kadrą pielęgniarską w Płocku nie ma, a to ze względu na studia pielęgniarskie na Mazowieckiej Uczelni Publicznej. Lekarze wskazują jednak, że takie braki są. Medycy mówią także o zatrudnieniu opiekunów medycznych.
- Jeżeli asystent ma chodzić za każdym lekarzem, to potrzeba 300 asystentów. To koszt w granicach 10 mln złotych rocznie. Ja chętnie bym zatrudnił, ale ktoś musi dać na to pieniądze. Lekarz idzie do chorego, asystent musi iść z nim.
Póki co wszystkie oddziały funkcjonują, opieka dla pacjentów jest zapewniona, ale sytuacja jest napięta. Jak mówi dyrektor jest to jednak coraz trudniejsze.
Na tę chwilę przełomu w rozmowach z lekarzami jednak nie ma. Za kilkanaście dni oddział płucny może zostać zamknięty. Z końcem października upływa termin wypowiedzenia lekarzy z oddziałów nefrologii, wewnętrznego i dziecięcego. Jeśli nic się nie zmieni, one także zostaną zamknięte. Spotkanie planowane jest na środę 15 września. Dyrekcja nasłuchuje też wieści z Warszawy, gdzie stacjonuje białe miasteczko 2.0.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.