Czy obywatelskim obowiązkiem jest donos do urzędu na kogoś, kto wycina drzewa? Jak udowodnić po latach, że do czegoś takiego doszło, by sprawca poniósł konsekwencje? - A kto się przyzna, że w nocy przyjechali z piłami? – powątpiewał jeden z urzędników. - Nie zgadzam się, aby tak łatwo usankcjonować czyjeś wieloletnie grzechy – mówił z kolei radny na komisji.
Radni 24 października mają zagłosować nad ustanowieniem zespołu przyrodniczo-krajobrazowego jaru rzeki Rosicy o powierzchni 32 ha. W rzeczywistości taki zespół przyrodniczo-krajobrazowy już istnieje. Powstał na mocy uchwały Rady Miasta Płocka z 1999 roku.
Na tej samej sesji pod obrady trafi jeszcze jeden dokument, program zazielenienia miasta. Czytamy w nim o jarze rzeki Rosicy:
- Zespół obejmuje strefę przyległą do rzeki o szerokości od 30 do 110 metrów po obu jej stronach w granicach miasta Płocka. Celem utworzenia zespołu jest ochrona cennego fragmentu krajobrazu naturalnego dla zachowania jego wartości estetycznych, rekreacyjnych oraz funkcji korytarza ekologicznego. Aktualna powierzchnia zespołu wynosi 40 ha.
W takim razie jar, w którym można spotkać kuropatwę albo kunę domową, na drzewie wypatrzeć dzięcioła, miałby zajmować powierzchnię około 40 czy 32 ha? Ratusz chciałby zmniejszyć ten obszar właśnie do 32 ha, co niekoniecznie podoba się niektórym radnym. Problem w tym, czy jest o co walczyć. W 1999 i 2002 roku granice tego terenu wskazano bardzo ogólnie.
- Nie mamy wiedzy na jakiej podstawie ta granica była wyznaczana w 1999 roku – mówiła w czwartek na komisji w ratuszu dyrektorka wydziału kształtowania środowiska, Maja Syska-Żelechowska.
Dodajmy do tego trwającą rozbudowę przy ul. Wańkowicza i Monte Casino. - Trwał obrót terenem. Wydzielone działki sprzedawano – wyjaśniała szefowa tego wydziału w Ratuszu.
- Chcemy urealnić to, co jest w rzeczywistości – dopowiadał kierownik biura zarządzania nieruchomościami gminy, Wojciech Petecki. - Teraz widzimy szczere pole, łąkę albo klepisko. Nie mamy wiedzy, czy ktoś nie wyciął 20 drzew. Jeśli granica zespołu przyrodniczo-krajobrazowego „wchodzi” nam w budynki, to mamy jasny sygnał, że coś się nie zgadza. Powstaje pytanie, co my właściwie tam chronimy?
- Ale co daje to ustanowienie zespołu przyrodniczo-krajobrazowego? Pewnie nic – powątpiewała radna Platformy Obywatelskiej, Iwona Jóźwicka. - Ale nazwa ładnie brzmi.
Co się za nią kryje? Nie można m.in. niszczyć czy przekształcać takiego obszaru, wykonywać prac ziemnych trwale zniekształcających rzeźbę terenu, zmieniać sposobu użytkowania ziemi czy umyślnie zabijać dziko występujących tam zwierząt, niszczyć im nor i legowisk. Są od tego pewne wyjątki, jak chociażby akcje ratownicze, zadania z zakresu obronności kraju w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa państwa, prace wykonywane na potrzeby ochrony przyrody czy realizacja inwestycji celu publicznego w przypadku braku rozwiązań alternatywnych i po uzgodnieniu z płockim Ratuszem.
Dawano przykład jaru rzeki Brzeźnicy. Sytuacja była, co także przypominano, podobna. Ktoś sporządził źle dokumentację, dlatego należało sprawę uporządkować. Na komisji urzędnicy byli nieco zaskoczeni obrotem sprawy, skoro radni wcześniej przyzwolili na zmniejszenie terenu jaru rzeki Brzeźnicy.
[ZT]14952[/ZT]
- To może czas, abyśmy tego nie zaakceptowali – odparł przewodniczący Rady Miasta, który proponował wycofanie materiału z sesji i uzupełnienie informacji. Urzędnicy uważali, że bardziej aktualnych danych nie będą mieli. W 2016 roku wykonano analizę zagospodarowania terenu w otoczeniu zespołu przyrodniczo-krajobrazowego jaru rzeki Rosicy (pomiędzy zabudową mieszkaniową jednorodzinną a rzeką Rosicą) na osiedlu Zielony Jar, co było m.in. wynikiem samowolnego (bezumownego) działania. W dwóch miejscach nie było już dostępu do ciągów spacerowych. Zwłaszcza pewna działka spodobała się właścicielom sąsiadujących z nią nieruchomości. Postanowili powiększyć sobie własne przydomowe ogródki, zagospodarowując teren pod place zabaw, oczka wodne i dokonując nowych nasadzeń.
Po zakończonej analizie stwierdzono, że należy zmienić granice zespołu przyrodniczo-krajobrazowego, wyłączając z obszaru chronionego te tereny, które podlegały znacznym przekształceniom. Ta stara granica była umowna i nawet jeśli ją zachować, to jak wspomniał Wojciech Petecki, to niby w jaki sposób udowodnić wycięcie drzewa, aby móc komukolwiek nałożyć karę?
- Przyjmując tę uchwałę usankcjonujemy czyjeś naruszenia prawa – uważał Artur Jaroszewski.
Jak dodawano na komisji, te granice z 1999 roku są takie, jakby ktoś sobie narysował je... flamastrem. W Ratuszu nie ma nawet osób, które za tamte dokumenty odpowiadały. - Kto by wówczas przyjął taki dokument? - powątpiewał przewodniczący. - Radni – usłyszał w odpowiedzi.
Urzędnicy dalej wyjaśniali, że samowolne zajęcie terenu to problem marginalny mając na względzie cały obszar jaru. Są oczywiście tereny budzące wątpliwości, jak chociażby pewien parking. Radny nadal jednak prosił o poprawienie materiału. - Spróbujcie dotrzeć do bardziej aktualnych danych, gdzie doszło do zmian i na czyjej działce. Powstał miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, więc musiało istnieć jakieś źródło danych – jednak tę sugestię uznano za „syzyfową pracę”. - Aby ustalić, co było legalne, a co nie, trzeba odnaleźć pozwolenia na budowę. Sprawa może dotyczyć nawet tysiąca działek.
- Był las i nie ma lasu – rozkładał ręce Artur Jaroszewski.
- A kto się przyzna, że w nocy przyjechali z piłami – stwierdził Wojciech Petecki.
W takim razie radny spytał, kto zajmuje się nadzorem i dowiedział się, że to „obywatelski obowiązek by donieść” o takich sytuacjach. - Reagujemy na to, co widzimy – zapewniał Petecki. - Ścigamy, obciążamy kosztami, ale nie ma w mieście osobnej służby, która jeździłaby i sprawdzała, czy przypadkiem ktoś czegoś nie wycina. Kiedy zaczęła się wycinak przy ul. Wyszogrodzkiej, od razu padły pytania, co się dzieje i kto to robi.
[ZT]15813[/ZT]
- Mamy mało zieleni w mieście i tylko dwa zespoły przyrodniczo-krajobrazowe. Tu przynajmniej raz na pół roku ktoś powinien sprawdzać – podkreślał radny PO. - A co zrobiliście przez 18 lat?
Maja Syska-Żelechowska zaoponowała. Twierdziła, że są kontrole, usuwane są dzikie wysypiska śmieci.
Skąd to dążenie do tego, aby materiał trafił na sesję 24 października? Chodzi o plan miejscowy, aby móc nanieść aktualną już granicę. Przyznano też, że dwa obszary w przypadku jaru mogą być sporne.
- Nie zgadzam się, aby tak łatwo usankcjonować czyjeś wieloletnie grzechy – powtarzał Artur Jaroszewski.
- Raczej ciężko byłoby ukryć wycinkę całej połaci drzew. Co najwyżej jednego na rok – mówił Wojciech Petecki. - Nie widziałem, aby ktoś tam ciął.
Na koniec wspomniano o deweloperze, który stawiał bloki przy ul. Żyznej. - Niczego tam nie sankcjonujemy – zakończyła dyskusję dyrektorka.
Fot. Karolina Burzyńska / Portal Płock