Młody Baby jest niezwykle utalentowanym kierowcą, ale na życie nie zarabia biorąc udział w wyścigach. Wyrobił sobie markę najlepszego szofera przestępców, który potrafi umknąć policji w każdej sytuacji.
„Baby Driver" to jeden spośród granych aktualnie w płockich kinach filmów, na które ciągną tłumy widzów. Co myśli o nim recenzująca filmowe nowości miłośniczka X muzy? Poleci go czy odradzi?
[YT]https://www.youtube.com/watch?v=T0yt0I7pjlQ[/YT]
- Kasia Szczucka o "Baby Driver".
Tego lata aura konsekwentnie nas nie rozpieszcza, tym bardziej poszukujemy rozrywek pod dachem, kino jest, według mnie, najdoskonalszym miejscem. W tym tygodniu zrobiłam woltę i nie poszłam na mocno promowany film Machulskiego, znajomi uprzejmie donieśli, że rozczarowujący. Pomyślałam więc: „będę sprytniejsza” i wybrałam się na „Baby Driver” – produkcję okrzykniętą pewniakiem do przyszłorocznych oscarowych nominacji.
Film opowiada historię młodego chłopaka o imieniu Baby (Ansel Elgort), który dysponuje niezwykłym talentem do prowadzenia aut. Nieistotna jest marka, ważne jest wyczucie bryki, adrenalina i drift. Jego umiejętności zostają zauważone przez cynicznego przestępcę (w tej roli jak zawsze doskonały Kevin Spacey), który wykorzystuje Baby’a w roli pomocnika przy napadach na banki. Zmieniają się ekipy, techniki policyjnych pościgów i sposoby ucieczek, ale wciąż pozostaje pytanie, czy po spłaceniu zobowiązania nasz bohater wyjdzie z całej sytuacji moralnie nietknięty i wolny. Wszak jest tylko szoferem.
Sporo było już podobnych historii na ekranie, ale tę odróżnia klimat, który nadaje muzyka towarzysząca opowieści. Baby ma w uszach słuchawki i nieustannie coś odtwarza ze swoich iPodów, a my podążamy za tymi dźwiękami prawdziwie i szczerze urzeczeni. Gdyby nie warstwa muzyczna filmu, byłby on zwykłą mieszanką zgranych motywów z „Oceans” czy „Szybkich i wściekłych”. Całe szczęście twórcy poszli o krok dalej i zabawili się konwencjami mieszając je w dowolny, acz smakowity sposób. Pewnie dlatego, od początku do ostatniej minuty, film utrzymuje świetne tempo. Może nie jest szokująco zaskakujący, ale ogląda się go z prawdziwą przyjemnością, która rozluźnia i powoduje, że dajemy się ponieść.
Wartością dodaną do zręcznie napisanego scenariusza są świetne kreacje młodych aktorów - Ansel Elgort i Lily James potrafią swoją bezpretensjonalną grą uruchomić pokłady naszej sympatii. Prawdziwego smaczku dodają, obsadzeni wbrew warunkom, wściekle przystojni - Jon Hamm i Jamie Foxx. Oni z kolei zaskakują prawdziwym kunsztem w odgrywaniu negatywnych postaci.
Krytycy, rozpływając się nad tą produkcją, zabawili się w odnajdywanie licznych nawiązań do znanych z historii kina obrazów. Myślę, że każdemu z nas któraś ze scen coś przypomni. Może to będzie „Dzikość serca”, może „La la land”, może „Przekręt”, ale tak naprawdę jest to absolutnie nieistotne w odbiorze całości, bo „Baby Drive” jest samoswój. Dla młodego i wrażliwego widza ma szansę stać się tym, czym dla mojego pokolenia był „Transpotting”, czyli filmem kultowym, do którego się wraca kilka razy wciąż wychwytując kolejne ukryte znaczenia i detale.
Film można obejrzeć w kinie Helios. Sprawdźcie repertuar.