Dzielnie pilnują porządku i tropią bandytów. Mają swoje numery służbowe, a po 10 latach pracowitej służby odchodzą na emeryturę. Przechodzą testy psychologiczne pod kątem predyspozycji do pracy w policji i szkolą się w specjalnej szkole policyjnej w Sułkowicach przez pięć miesięcy. Bo żadna ciamajda psem policyjnym zostać nie może.
Do zakupu psów służbowych przymierza się właśnie płocka straż miejska. To pomysł komendanta Andrzeja Wochowskiego. Na ten cel w budżecie na ten rok przeznaczono 84 tys. zł. To sporo, ale spokojnie - nie jest to tylko koszt zakupu czworga rozkosznych szczeniąt, najprawdopodobniej owczarków niemieckich, ale również ich tresury. A ta trwa kilka miesięcy i musi w niej uczestniczyć także przewodnik psa (samo ich 5-miesięczne utrzymanie w policyjnej jednostce zajmującej się szkoleniem psów w Sułkowicach kosztuje ok. 10 tys. zł). Dzielne czworonogi miałyby pomóc patrolom straży miejskiej, głównie podczas imprez podniesionego ryzyka. - Nigdy dotąd w straży miejskiej nie było psów, to dla nas novum i na razie jesteśmy dopiero na etapie przygotowań do przyjęcia w nasze szeregi psich funkcjonariuszy - zapowiada rzeczniczka straży miejskiej, Jolanta Głowacka.
Psy policyjne od lat służą za to w płockiej komendzie. Jak dowiedzieliśmy się od rzecznika płockiej policji Krzysztofa Piaska, w tej chwili w szeregach policji pracuje dziewięciu funkcjonariuszy o czterech łapach. Parytety nie obowiązują i akurat wśród policyjnych czworonogów nie ma żadnej suczki. - Trzy z nich to tzw. psy do zadań specjalnych - jeden do poszukiwania narkotyków, drugi - materiałów wybuchowych, a trzeci specjalnie wyszkolony do pracy patrolowej - wylicza Krzysztof Piasek. - Sześć pozostałych to psy patrolowo-tropiące.
„Pieski” - jak czule nazywają swoich czworonożnych pomocników płoccy policjanci - śpią w specjalnych kojcach na terenie należącym do płockiej komendy przy Kilińskiego. Służą w policji aż do psiej emerytury, czyli - o ile oczywiście zdrowie pozwoli, mniej więcej do 9. albo 10. roku życia. - Potem psi emeryt jest przeznaczony do sprzedaży, ale jeszcze nie słyszałem, żeby jakiś policjant-przewodnik zrezygnował z prawa pierwokupu - mówi oficer prasowy.
Wbrew pozorom nie wszystkie psy w szeregach policji to owczarki niemieckie. Jak mówi Krzysztof Piasek, wśród „narkotykowców” i „bombiarzy” spotkać można na przykład labradory, foksteriery, jack russell teriery albo nawet… cocer spaniele. Do poszukiwań topielców wykorzystuje się często wodołazy, a owczarki niemieckie i ostatnio coraz bardziej popularne owczarki belgijskie malinois robią karierę w patrolach. W płockiej komendzie służy aktualnie siedem owczarków niemieckich i dwa mailnois.
Niko, co ma łapy pełne roboty
Jednym z nich jest czteroletni Niko. To pies do zadań specjalnych, który służbie patrolowej nie ma sobie równych. - To pies typowo obronny, jego głównym zadaniem jest praca w patrolu - z dumą opowiada przewodnik owczarka, sierżant Mariusz Dobrzeniecki z wydziału patrolowo-interwencyjnego. - Do służby patrolowej potrzeba psów zdecydowanych, pewnych, silnych, które potrafią zaatakować, nie przestraszą się huku strzałów.
Jak opowiada nasz rozmówca, żeby dany pies mógł pełnić służbę w policji, musi przejść różne próby, testy, zależnie od danej specjalizacji. Inne cechy musi mieć pies patrolowy, a diametralnie inne np. labrador wykorzystywany do poszukiwań materiałów wybuchowych czy narkotyków - wyjaśnia policjant. Zaleca się np. podczas tresury tych ostatnich nie przesadzać z ćwiczeniami karności, żeby pies był jak najbardziej wyluzowany, spokojny. Z kolei pies patrolowy, tak jak Niko, poza odwagą musi być bezwzględnie posłuszny, karny, jak trzeba to też agresywny.
Niko ma łapy pełne roboty. Musi ochraniać swojego pana, przeczesywać teren w poszukiwaniu złoczyńców i bandytów, w razie czego pędzić co sił w łapach za uciekającym podejrzanym. A czasami tylko warknąć groźnie na kilku amatorów spożywania wysokoprocentowych trunków na osiedlowym placu zabaw. Nikuś - jak na 45-kilogramowego, groźnego psiego funkcjonariusza mówi jego pan -po prostu budzi respekt i w wielu przypadkach groźna mina wystarcza. - Użycie psa w kagańcu to środek podobny do użycia pałki, mający na celu obezwładnienie przeciwnika. Użycie psa bez kagańca to już ostateczność, ostatni krok przed użyciem broni palnej - opowiada sierżant.
Ci dwaj funkcjonariusze - dwunożny i czworonożny zżyli się podczas pięciomiesięcznego szkolenia w Sułkowicach, gdzie mieści się policyjny ośrodek szkolenia psów. To właśnie tam kształciły się takie psie sławy jak Trymer, który choć oblał egzamin z tresury i z hukiem został ze szkoły wydalony, zdobył ogólnopolską sławę jako dzielny Szarik w serialu „Czterej pancerni i pies”. Niko, choć obibokiem ani fajtłapą w szkole nie był, wręcz przeciwnie - jako lotny uczeń jak burza zdawał wszystkie egzaminy i odbierał cenzurki z samymi piątkami, w Sułkowicach był aż trzy razy. Bo prymus musiał towarzyszyć swemu trzeciemu już z kolei panu. - Takie sytuacje zdarzają się dość rzadko, regułą jest, że pies ma jednego przewodnika przez całe psie życie - wyjaśnia Mariusz Dobrzeniecki. - Zmiana pana jest dla zwierzęcia bardzo stresująca, dlatego staramy się im tego oszczędzić. Ale jeśli już dojdzie do zmiany przewodnika, nowy musi udać się na ponowne szkolenie. Dlatego mimo że Niko wszystko już umiał, a tylko ja nie, do Sułkowic musieliśmy pojechać obaj.
Bo w szkoleniach nie chodzi tylko o to, by pies nauczył się jak obezwładnić napastnika albo wykorzystywać do ataku kaganiec (na którego widok Niko aż kipi z radości, bo kaganiec oznacza „akcję”). Wielu rzeczy nauczyć musi się też policjant. - Kurs trwa tak długo, żeby przewodnik zżył się z psem, poznał jego reakcje, zachowania, mowę ciała - mówi sierżant Dobrzeniecki, który z Nikusiem zżył się tak bardzo, że pies nie nocuje jak inne w komendzie przy Kilińskiego, tylko w kojcu przed domem funkcjonariusza. Swoją budę przed domem pana Mariusza ma też wyżeł, a pomiędzy nogami tych dwóch wielkich psisk plącze się mała, choć wielce dzielna i głośna jak to ratlerki mają w zwyczaju, pinczerka. Ale Niko nie ma czasu na zabawy z pozostałymi pupilami - codziennie wsiada ze swoim panem do samochodu i jadą na służbę. - Najszczęśliwszy jest wtedy, gdy zobaczy radiowóz - śmieje się przewodnik.
Bardzo z siebie zadowolony Niko jest oczywiście wtedy, gdy za dobrze wykonaną robotę pan go chwali i nagradza smakołykami (na przykład plasterkiem wędliny). Tylko dla samego pana ten proceder jest nieco…kłopotliwy. - Bo w przeciwieństwie do właścicieli innych psów ja muszę pogłaskać Nikusia, dać mu nagrodę i powiedzieć „dobry piesek”, gdy na przykład rzuci się na człowieka i powali go na ziemię - wyznaje z zawstydzeniem funkcjonariusz.
Charakter pracy Nikusia raczej nie daje szans na spektakularne sukcesy: jako pies patrolowy nie wyniucha heroiny i raczej nie wskaże miejsca, gdzie podłożono bombę. - Ale jego największym i spektakularnym sukcesem jest niezawodność , w każdej sytuacji jestem go pewny na 100 procent - chwali z dumą Mariusz Dobrzeniecki.
Fot. z prywatnego archiwum Mariusza Dobrzenieckiego
Hau, hau - rzekł funkcjonariusz policji
Opublikowano:
Autor: Małgorzata Rostowska
Przeczytaj również:
WiadomościDzielnie pilnują porządku i tropią bandytów. Mają swoje numery służbowe, a po 10 latach pracowitej służby odchodzą na emeryturę. Przechodzą testy psychologiczne pod kątem predyspozycji do pracy w policji i szkolą się w specjalnej szkole policyjnej w Sułkowicach przez pięć miesięcy. Bo żadna ciamajda psem policyjnym zostać nie może.
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE