reklama

Co dziewczyny zobaczyły w Stefanie

Opublikowano:
Autor:

Co dziewczyny zobaczyły w Stefanie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMają po 18 lat, za chwilę będą zdawać maturę. A już można chyba powiedzieć, że dokonały rzeczy wielkiej - zwróciły pamięci Płocka Stefana „Liścia” Bronarskiego, „faszystowsko-hitlerowskiego zbrodniarza” skazanego na 5-krotną karę śmierci i zamordowanego w więzieniu na Rakowieckiej. Dzięki ich harówie płocki żołnierz wyklęty będzie miał swoją tablicę, fototapetę, akademię i … mural.

Mają po 18 lat, za chwilę będą zdawać maturę. A już można chyba powiedzieć, że dokonały rzeczy wielkiej - zwróciły pamięci Płocka Stefana „Liścia” Bronarskiego, „faszystowsko-hitlerowskiego zbrodniarza” skazanego na 5-krotną karę śmierci i zamordowanego w więzieniu na Rakowieckiej. Dzięki ich harówie płocki żołnierz wyklęty będzie miał swoją tablicę, fototapetę, akademię i … mural.

„Nie dajmy zginąć poległym” - ten nakaz Zbigniewa Herberta wzięły sobie do serca dwie uczennice Jagiellonki. Agnieszka Urbańska i Regina Dąbkowska - dwie maturzystki wraz ze swoim historykiem Paweł Felczakiem wzięły udział w projekcie Instytutu Pamięci Narodowej „Kamienie Pamięci - Historie Żołnierzy Wyklętych”. Projekt miał na celu upamiętnienie zapomnianego absolwenta Jagiellonki, Stefana Bronarskiego, pseud. „Liść”, „Roman”, żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Krajowej, a potem, już po wojnie - Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, skazanego przez stalinowskich zbrodniarzy na 5-krotną karę śmierci i zamordowanego w więzieniu mokotowskim w 1951 r. No i dziewczyny upamiętniły „Liścia”. W absolutnie rewelacyjny sposób. O Stefanie Bronarskim, wyginaniu ciała na dyskotekach i kompasie moralnym porozmawialiśmy z Agnieszką i Reginą.

Nigdy bym nie powiedziała, że tym, kogo nastolatki w mają głowie, może być Stefan „Liść” Bronarski. A jednak. Zdradźcie proszę, jak to się stało, że zainteresowałyście się postacią wyklętego, zohydzonego, oplutego, bo niezłomnego żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych?

Regina Dąbkowska: Informację o projekcie „Kamienie Pamięci” znalazłam na stronie Instytutu Pamięci Narodowej. To był ten impuls.

Agnieszka Urbańska: Jesteśmy koleżankami z ławy szkolnej, znałyśmy się już przed liceum. Śmiałyśmy się, że świetnie się uzupełniamy i kiedyś podbijemy razem świat. Projekt był pierwszym wystawieniem na próbę naszych umiejętności współpracy. Kiedy przedstawiłyśmy pomysł naszemu historykowi Pawłowi Felczakowi, wykazał niesamowity entuzjazm.

Kto podpowiedział Bronarskiego?

Agnieszka: Może to brzmi trywialnie, ale wyszukiwarka internetowa „google”, dzięki której Reńka znalazła naszego bohatera. Ja zostałam już postawiona przed faktem „Mamy Bronarskiego, byłego Jagiellończyka” i pytaniem „robimy?”.

Jak wyglądała Wasza praca nad zgłębianiem losów „Liścia”?

Agnieszka: Najpierw informacji o Bronarskim szukałyśmy w szkolnej bibliotece, ale niestety nic tam nie znalazłyśmy, podobnie jak w Muzeum Mazowieckim. Dopiero w Książnicy natknęłyśmy się na książkę pt. „Jagiellończyków historie nieznane” i tam była strona poświęcona Stefanowi Bronarskiemu, którą napisał dobrze mi znany p. Jacek Pawłowicz. Zadzwoniłyśmy do niego z prośbą o pomoc. Informacje o bohaterze mamy z różnych źródeł m.in. z archiwów IPNu, który też odwiedziliśmy. Pan Jacek bardzo nam pomógł. Zresztą podobnie jak pan Felczak. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego pasji i poświęcenia. Po prostu …. Wow! Naprawdę wielkie pokłony za to, co robi.

Regina: Na początku ustaliłyśmy, że ja będę opracowywać portfolio i zgłębiać dokumenty udostępnione nam przez pana Pawłowicza, a Aga szukać numerów do ważnych ludzi i dzwonić do nich, a pan Felczak będzie koordynował tymi pracami. Ale szybko straciliśmy nad tym sztywnym podziałem kontrolę i we trójkę wszystko obgadywaliśmy.

Gdy w zeszłym roku rozmawiałam z harcerzami biorącymi udział w innym projekcie IPN odnośnie żołnierzy wyklętych z ziemi płockiej, opowiadali mi, że byli zdziwieni, jak różne sądy wciąż, po ponad 70 latach, pokutują wobec tych żołnierzy. Czy Wy dotarłyście do krewnych Bronarskiego albo świadków tamtych zdarzeń?

Regina: W pracy nad projektem bazowaliśmy głównie na opracowaniach wspomnianego już Jacka Pawłowicza. Ale punktem kulminacyjnym naszej akademii będzie niespodzianka w postaci obecności „prawdziwego” chrześniaka Stefana Bronarskiego.

Agnieszka: Myślę, że gdy go zobaczymy i porozmawiamy, to dopiero będzie niesamowite doświadczenie.

Jesteście już pewnie ekspertkami od „Liścia”. Co fascynującego przynosi zagłębienie się w jego biografię? Jak wpłynęła na Wasze postrzeganie świata wiedza o jego życiu, a przede wszystkim śmierci?

Regina: Bonarski zawsze wiedział, co ma robić, w którym kierunku pójść. Obrał swój cel, którym miała być wolna Polska i do tego dążył. Był jednym z tych wielu ludzi, którzy mają służyć nam za kompas, pokazywać drogę. Wiedza, którą zdobywamy na pewno motywuje, zmusza do walki. Mamy praktycznie gotowy wzór do naśladowania. Oni się nigdy nie uginali, my też nie będziemy.

Agnieszka: Jeśli chodzi o postrzeganie świata, to chyba nic się u mnie nie zmieniło, od zawsze byłam świadoma niesprawiedliwości i obłudy ówczesnych czasów. Uważam, że Bronarski w pełni zasługuje na miano bohatera, szkoda, że często o takich postaciach zapominamy.

Stefan Bronarski kończył gimnazjum im. Wł. Jagiełły. Jak Antolek Gradowski albo Władysław Broniewski, a jednak propaganda komunistyczna swoje zrobiła i o „Liściu” mało kto pamięta. Wasz projekt ma to zmienić, w jaki sposób?

Regina: Mamy już zamontowaną tablicę poświęconą pamięci Bronarskiego, nie ma siły, która pozbędzie się jej z Jagiellonki. To nasz sukces. Mural dojdzie w niedalekiej przyszłości i myślę, że oba elementy na stałe zakorzenią „Liścia” w świadomości naszej szkoły.

Agnieszka: Mamy nadzieję, że zdziałałyśmy przynajmniej tyle, że każdy uczeń Jagiellonki będzie wiedział, kim był Stefan Bronarski. Do kolegów i koleżanek ze szkoły najbardziej dotrzemy pewnie muralem, który będą widzieli z okien korytarzy szkolnych. Zwłaszcza że już fototapeta autorstwa jednego z maturzystów z naszej szkoły, Mateusza Bautembacha w sali naszego historyka wywołała zaciekawienie i pytania: Kto to? Po co? Poza tym szykujemy się do czwartkowej ceremonii, którą również zorganizowałyśmy. Obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych rozpoczną się Mszą św. na Stanisławówce, potem na akademię zapraszamy do Jagiellonki. Z wykładem wystąpi Jacek Pawłowicz, specjalista od żołnierzy tzw. drugiej konspiracji, będzie też można obejrzeć wystawę.

Zatrzymajmy się na chwilę przy muralu. Kto wpadł na pomysł, by właśnie w Płocku, mieście murali, w ten sposób przypomnieć płocczanom postać bohatera?

Agnieszka: Wspólnie z Reńką wpadłyśmy na ten pomysł. To alternatywna wersja upamiętnienia kogoś, naprawdę trafiająca do młodych.

Regina: Mural będzie dobrą, bo nowoczesną formą oddania czci tej postaci. Murale pojawiają się w przestrzeni miejskiej, kiedy ma się coś ważnego do zakomunikowania, coś czym chcemy się podzielić. My właśnie coś takiego niewątpliwie mamy.

Jak reagowali Wasi rówieśnicy, gdy dwie młodziutkie dziewczyny zamiast wyginać śmiało ciało na dyskotece czy w klubie ślęczą nad losami zapomnianego żołnierza i zamiast smarować sprayem na murze „uwolnić konopie” myślą o muralu na jego cześć?

Regina: W sumie to trochę nam zazdrościli, że jesteśmy zwalniane z lekcji (śmiech). A mówiąc poważnie, to okazali zainteresowanie tym, co robimy. Namówiłyśmy znajomych do wzięcia udziału w konkursie plastycznym, a koleżankę z klasy, Kalinę Maćkowską, zagoniłyśmy do napisania wierszy.

Agnieszka: Moi przyjaciele wspierają mnie w moich działaniach. Poza tym, kto powiedział, że nie wyginamy ciała na dyskotekach? (śmiech). Ja po prostu lubię działać w ten sposób, grunt to umieć te rzeczy pogodzić. A świetnie jest zrobić coś dla miasta, ogółu, społeczności lub ku chwale ojczyzny.

Za chwilę matura. Co potem? Studia z historii, a potem doktorat i habilitacja z „Liścia” albo „Cacki”?

Regina: Gdybym mogła żyć z tego, co teraz robię, byłabym najprawdopodobniej najszczęśliwsza na świecie. Mam parę pomysłów na przyszłość, zobaczymy, który wypali. Są jednak priorytety, a teraz jest nim dla mnie czwartkowa akademia.

Agnieszka: Moim marzeniem są studia na ASP architektura wnętrz lub grafika, jeśli nie to kulturoznawstwo, później ze specjalizacją manager kultury, albo reklama i public relation. Bo kocham to robić, wtedy jestem w swoim żywiole. Organizacja wydarzeń kulturalnych w mieście to właśnie to, co dało by mi spełnienie zawodowe.

Rozmawiała Małgorzata Rostowska

Na zdjęciu od lewej: Regina Dąbkowska, Paweł Felczak i Agnieszka Urbańska na tle fototapety autorstwa Mateusza Bateumbacha. Poniżej: tablica poświęcona Stefanowi Bronarskiemu, która uroczyście zostanie odsłonięta 1 marca w ramach obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych oraz fototapeta

Czytaj też:

Rodowity płocczanin, ppor. Stefan Bronarski „Liść”,„Roman”, urodził się w 1916 r. Ukończył najpierw gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Płocku (maturę zdał w 1937 r.), potem Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty, a następnie zaczął studia w warszawskiej SGGW. Tam zastała go wojna. Walczył w obronie Warszawy, dostał się do niewoli niemieckiej. Udało mu się zbiec i już od 1940 r. działał w konspiracji: początkowo w Narodowej Organizacji Wojskowej na terenie Płocka, gdzie brał udział akcjach dywersyjnych (m.in. w spaleniu magazynów z materiałami łatwopalnymi i rozdzielni elektrycznych w Płockiej Stoczni Rzecznej), następnie w NSZ w pow. Przasnysz. Wiosną 1944 r., po scaleniu NSZ z AK, objął dowództwo Kedywu Inspektoratu i Obwodu Płockiego AK. Za dowodzenie akcjami zbrojnymi został odznaczony Krzyżem Walecznych i awansowany do stopnia podporucznika. Po wkroczeniu wojsk sowieckich nie zaprzestał działalności niepodległościowej. Na rozkaz Inspektora Płocko-Sierpeckego AK ppor. Michała Tomczaka „Bończy” organizował na terenie powiatów płockiego, płońskiego i sierpeckiego pierwsze struktury samoobrony, gromadził broń, ukrywał ściganych przez komunistów żołnierzy AK. W 1946 r. utworzył strukturę NZW, występującą jako 11. Grupa Operacyjną NSZ. Nie ujawnił się podczas amnestii w 1947 r. i kontynuował walkę, przejmując działające oddziały ROAK, które zasłużyły się kilkudziesięcioma akcjami. Został aresztowany w 1948 r. i na mocy wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie zamordowany 18 I 1951 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Miejsce jego pochówku pozostaje nieznane.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE