reklama

Brutalnie zabił kocięta. Bo to szkodniki

Opublikowano:
Autor:

Brutalnie zabił kocięta. Bo to szkodniki - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMężczyzna, który znalazł maleńkie kocięta na swojej posesji, wyrzucał je łopatą za wysokie ogrodzenie. Zwierzęta roztrzaskiwały się na chodniku.

Mężczyzna, który znalazł maleńkie kocięta na swojej posesji, wyrzucał je łopatą za wysokie ogrodzenie. Zwierzęta roztrzaskiwały się na chodniku.

Nad tą historią trudno przejść do porządku dziennego i równie trudno ją opisać. Z relacji radnej Iwony Jóźwickiej, którą zamieściła na swoim profilu na Facebooku wstrząśnięta do granic możliwości tym, co zobaczyła, wynika, że do zdarzenia doszło w piątek w rejonie ulicy Dobrzyńskiej i Kredytowej.  Okazało się, że sąsiad jej znajomych znalazł przy wiacie na swojej posesji kotkę z kociętami i postanowił pozbyć się nieproszonych gości, więc łopatą przerzucił maluchy za wysokie ogrodzenie. Gdy radna przyszła na miejsce, zastała czworo kociąt całych we krwi. Dwa kotki, które spadły na trawę, jeszcze żyły, jeden z roztrzaskaną na betonie główką też dawał oznaki życia, czwarty, najbardziej zmasakrowany, już nie żył…

Radna wezwała na miejsce policję, poinformowano także Wydział Interwencji Kryzysowej Urzędu Miasta Płocka, który z kolei zawiadomił Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Jak opowiada Iwona Jóźwicka, policjanci, którzy przyjechali na miejsce, najpierw szczegółowo wypytywali świadków zdarzenia o całą sytuację, spisywali imiona, nazwiska, numery dowodów. - Koty w tym czasie dogorywały, bo nie było nikogo, kto mógłby je zabrać do lecznicy - opowiada wzburzona. - Gdy skończyli, razem ze znajomymi sami zapakowaliśmy kocięta do pudełka po butach i zawieźliśmy do lecznicy Chiron, która ma podpisaną umowę z miastem na leczenie zwierząt. Oczywiście, musieliśmy poczekać, aż jakaś pani kupi karmę, ale w końcu nas przyjęto.

Z dwojga kociąt, które spadły na beton, przeżył tylko jeden, ale krwiak na mózgu był tak wielki, że było widać jak puchnie w oczach, zwierzak tylko cierpiał, więc został uśpiony. Dwa, które pozostały przy życiu dzięki temu, że spadły na ziemię, zostały zabrane przez jedną z płocczanek, które pojechały z radną Jóźwicką do lecznicy, na wykarmienie.

W tym samym czasie - relacjonuje radna - policjanci razem z szefową TOZ, która zdążyła przyjechać na miejsce, mieli przesłuchiwać właściciela posesj w tak okrutny sposób obchodzącego się z kociętami. - Przyznał się, twierdząc, że „eliminował tylko szkodniki” ze swojej posesji. No i wyeliminował - z kociąt żyje już tylko jedno, bo wczoraj, w niedzielę, padło trzecie. W piątek, o ironio, był Ogólnopolski Dzień Praw Zwierząt...

Rzecznik płockiej policji, Krzysztof Piasek, potwierdza, że policja zajmuje się sprawą zabicia kotów przy Dobrzyńskiej. - Policjanci wszczęli postępowanie, które ma ustalić, czy mężczyzna doprowadził do śmierci kociąt przez przerzucenie ich przez wysokie ogrodzenie - przyznaje rzecznik. - Według przepisów karnych Ustawy o ochronie zwierząt, za taki czyn grozi kara ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat dwóch.

Niewykluczone, że wkrótce mężczyzna usłyszy zarzuty. Na razie Krzysztof Piasek zapewnia, że postępowanie cały czas jest prowadzone.

Tymczasem radna Iwona Jóźwicka opublikowała na swoim profilu drastyczne zdjęcia zmasakrowanych kociąt, fotografie zaczęły krążyć w sieci. - Zgłosili się do nas ludzie m.in. z Leżajska i Częstochowy, którzy będą drogami prawnymi dążyć do ukarania sprawcy tego bestialstwa  - mówi radna. - Niestety, takich sytuacji wciąż nie brakuje, ale wiele osób ze względu na dobrosąsiedzkie stosunki boi się zgłaszać tego typu spraw na policję.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE