reklama
reklama

"Audyt Obywatelski" na Orlenie. Państwo Polskie kpi sobie z policji i ochroniarzy [KOMENTARZ]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: kadr z materiału "Audytu Obywatelskiego"

"Audyt Obywatelski" na Orlenie. Państwo Polskie kpi sobie z policji i ochroniarzy [KOMENTARZ] - Zdjęcie główne

foto kadr z materiału "Audytu Obywatelskiego"

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Kilka dni temu opisywaliśmy materiał "Audytu Obywatelskiego", który dotyczył pracowników Orlen Ochrony i patrolu płockiej policji. Autor materiału zapewniał, że może nagrywać Centrum Badawczo-Rozwojowe. Ustawodawca chciał, żeby takich obiektów nie można było nagrywać, ale zapomniał dopełnić formalności. Problem może polegać na egzekwowaniu dziurawego prawa. A dziurawe prawo, to kpina z osób, które są od pilnowania tego, by go przestrzegano.
reklama

Nie mam żadnych wątpliwości, że taki kanał jak "Audyt Obywatelski" jest potrzebny i pożyteczny. Obywatele powinni znać swoje prawa, bo nie ma żadnej szkoły, która by tego uczyła. Dobrze jest wiedzieć co, gdzie i kiedy wolno, a kiedy nie, zwłaszcza że są policjanci, u których pojawia się pokusa pokazania swojej wyższości względem obywatela.

Metody, jakimi autor uzyskuje swoje materiały, mogą budzić kontrowersje. Ironia, sarkazm, kpina - ma to sprowokować funkcjonariuszy do reakcji. Potem można napisać o "chamie" i ma się rację - policjanci i ochroniarze powinni być tak szkoleni, by zachować spokój. Zresztą wydaje mi się, że choć autor w "płockim" materiale pewnej granicy nie przekroczył, to był już blisko. Dla mnie komplementowanie wyglądu innego mężczyzny (czy też kobiety, bez różnicy) podczas trzymania wycelowanej w niego kamery jest po prostu prowokacją, działaniem obliczonym na pewien skutek.

Autor robi to bardzo sprawnie, w białych rękawiczkach. Dla "Audytu Obywatelskiego" to biznes, nikt przecież nie jeździ kilkuset kilometrów i nie montuje kilkudziesięciominutowych materiałów charytatywnie. Być może w szczytnym celu, ale biznes.

Spójrzmy teraz na perspektywę osób, które mają pilnować przestrzegania prawa.

Doktor prawa czy ochroniarz? 

W pierwszym odcinku przez kilkadziesiąt minut z mężczyzną rozmawiają przedstawiciele Orlen Ochrony. Proszą o zaprzestanie nagrywania obiektu i cóż - taka jest ich praca, o czym zresztą mówią. Autor nagrania odmawia, bo, jak udowadnia, ma do tego prawo. Trudno oczekiwać od pracowników Orlen Ochrony, by byli biegłymi w ustawach, rozporządzeniach, oznaczeniach i miejscach w których powinny być umieszczone. Proszę tego nie odbierać jako umniejszania ich inteligencji - taki jest po prostu fakt. Mają polecenie: nie można nagrywać obiektu, więc próbują egzekwować to polecenie.

Pan odmawia, więc przyjeżdża patrol policji. Nie pochwalam fragmentów, w których policjant wymyśla nieistniejące prawo. Skupmy się na meritum: funkcjonariusz podaje artykuł 616 Ustawy o Obronie Ojczyzny, na co autor nagrania tylko czekał. Czekał, żeby wytłumaczyć "dlaczego ten artykuł nie działa", bo, powtórzmy, wygląda na to, że faktycznie w tej chwili nie działa. Jakaż to musiała być satysfakcja, gdy policjant się wije, nie daje się przekonać, wymyśla. Pan ma wiedzę prawniczą, jest "obcykany", przygotował się. Trudno od przeciętnego funkcjonariusza policji wymagać tego, o czym pisałem przy okazji Orlen Ochrony. Na odprawie/szkoleniu/dyżurny mu powiedział: nie wolno nagrywać budynków Orlenu, na podstawie tego i tego artykułu. Cóż, można się przyczepić, że policjanci powinni otrzymywać lepsze, zgodne z prawem instrukcje. A ja uważam, że państwo powinno dać narzędzia do ręki stróżom prawa. 

Zastanówmy się teraz przez chwilę: czy ów policjant mógłby podejść do obywatela i powiedzieć "wiem, że prawo jest wadliwe, więc proszę bardzo, może pan nagrywać. Może zaprowadzić pana do zakładowej elektro-ciepłowni?". Tego chyba oczekiwał autor materiału, ale to jest absurd. Ustawodawca przecież pisząc ten artykuł miał jasny cel: nie wolno nagrywać obiektów strategicznych, a Orlen takim obiektem jest. Czy jest nim akurat Centrum Badawczo-Rozwojowe - tu bym dyskutował (zdjęcie jest widoczne na Google Maps), ale po co szukać dziury w całym. Mamy na świecie i w najbliższym sąsiedztwie taką sytuację, jaką mamy. Wybuchają gazociągi na dnie Bałtyku, Hamas przelatuje nad murem i morduje setki Izraelczyków. Naprawdę, nie dziwmy się, że państwo próbuje chronić swoje zasoby i obywateli. Być może macki Rosjan i Białorusinów nie sięgają tak daleko, żeby przeprowadzić zamach na Orlen, ale na pewno by chcieli - każde zachwianie dostawami paliwa na Ukrainę i w Polsce jest im na rękę. Eksperci wskazują, że w najbliższych latach może dochodzić do takich sytuacji. 

Legislacyjne rozwolnienie 

Dochodzimy do sedna: nasze państwo od wielu lat cierpi na legislacyjną biegunkę. Eksperci alarmują, że cierpimy na nadprodukcję prawa, w którym nie łapią się prawnicy, księgowi, radcy. Spójrzmy na stronę barometrprawa.pl, która monitoruje ile stron aktów prawnych weszło w życie w Polsce w każdym roku. W okresie transformacji ustrojowej lat 90. było ich mniej niż 10 tys. rocznie. Potem liczba aktów się zwiększała, zmniejszała, aż wystrzeliła w 2016 roku do ponad 35 tysięcy stron rocznie. Potem było już ok. 20 tys. stron rocznie, ale ostatnie 2 lata to znów wynik powyżej 30 tys. stron rocznie.

Jeśli produkuje się tyle prawa, to nic dziwnego, że są dziury. Kazanie policjantom, ochroniarzom czy inspektorom sanepidu ezgekwowania wadliwego prawa jest po prostu kpiną z tych ludzi i wykonywanej przez nich pracy. Nie chcę już rozstrzygać czy w tym przypadku Minister Obrony Narodowej nie wydał rozporządzenia określającego jak ma wyglądać znak "zakaz fotografowania" z lenistwa, roztargnienia ministerstwa czy ktoś po prostu nie wyrabia się z robotą, bo jest jej za dużo. Fakt jest jeden: niedopilnowanie tego obowiązku to kpina z osób, którym każe się egzekwować przestrzeganie tego prawa. 

I to nie jest pierwszy raz w przypadku Polski. Wróćmy do czasów pandemii, gdy państwo było zarządzane przez konferencje prasowe (ile razy zdarało się tak, że konferencja prasowa i późniejsze rozporządzenia się nie zgadzały...). Zamykano wszystko co się da, kazano nosić maski (były takie tygodnie, że nawet na zewnątrz!). Okej, był wirus, nie było żartów. Tylko państwo nigdy nie potrafiło tego ubrać w ramy prawne. Wysłano setki policjantów i inspektorów sanepidu na kontrole. Wlepiano mandaty za nienoszenie masek, zamykano restauracje, kawiarnie, kina, teatry. Cóż z tego, skoro niepotrafiono ubrać tego w ramy prawne i potem ci ludzie w sądach masowo wygrywali sprawy. Proszę mnie dobrze zrozumieć: nie chcę tu rozstrzygać i dyskutować o słuszności czy braku słuszności tych zakazów. Państwo chciało, żebysmy nosili maski, ale nie potrafiło dostosować do tego przepisów. 

W ilu miejscach jeszcze państwo będzie kpić sobie z funkcjonariuszy publicznych? Policja ma sporo za uszami w kwestii reagowania na piratów drogowych, ale z drugiej strony ile w ostatnich latach było historii, w których taki kierowca nie traci mandatu po tym jak złapał go fotoradar, bo nie podał sprawcy? Dopiero od 2022 roku za niewskazanie sprawcy grozi kara. 

Warto znać swoje prawa. Warto żeby prawo było dobre i przejrzyste. Nie mam złudzeń, że długo takie nie będzie. 

Michał Wiśniewski 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama