Takiego obrotu spraw pan Tomasz się nie spodziewał, bo jak mówi, cieszyły go informacje o remoncie nabrzeża. Tymczasem okazało się, że prace, które rozpoczęto w październiku, mogą zrujnować mu niemal wszystko.
Pan Tomasz związał swoje życie zawodowe z wodą. Jest marynarzem, który w pewnym momencie swojego życia musiał dokonać w nim zmian. Wybrał wraz z żoną prowadzenie działalności gospodarczej, wydzierżawienie lokalu. Jak przystało na wodniaka, wybór padł na taki nad Wisłą, który jest własnością Morki, z charakterystyczną figurą korsarza. Wspólnie z żoną zaczęli prowadzić „Tawernę”. Mieli pomysły, plany i zobowiązania. Otóż panu Tomaszowi przyznano w Miejskim Urzędzie Pracy dofinansowanie na prowadzenie działalności gospodarczej. Cieszył się z zapowiedzi, że miasto zamierza wyremontować nabrzeże. Do czasu. Później dowiedział się od urzędnika, że „wsadzono go na minę”.
„Tawerna” przy ul. Rybaki stała się ich jedynym źródłem utrzymania. Kiedy stanęły parkany i remont ruszył pełną parą, ku zaskoczeniu pana Tomasza, okazało się, że jego klienci nie dostaną się do lokalu. Dowiedział się, że nie powinien dalej prowadzić swojej działalności gospodarczej.
- Próbowałem mediować z wykonawcą i z inwestorem – czyli z firmą PORR oraz z Urzędem Miasta. - Mam umówione imprezy, Sylwestra, organizujemy spotkania okolicznościowe i żeglarskie, koncerty zespołów szantowych – mówił nam w czwartek Tomasz Magdziarz. - Włożyliśmy wraz z żoną w to wszystko mnóstwo pracy i serca.
Otrzymana w sierpniu 2017 roku dotacja na prowadzenie działalności gospodarczej była również zobowiązaniem do prowadzenia jej minimum przez rok. Musiał zatrudnić kucharza.
Czy było jakieś spotkanie, na którym przedstawiono zakres prac na nabrzeżu, przedstawiono rozwiązania wobec możliwych utrudnień? W Ratuszu twierdzili również w czwartek, że nie było potrzeby, aby omawiać zakres prac budowlanych, ponieważ był cały szereg spotkań, poświęconych m.in. uregulowaniu stanu własności terenu wokół klubu i Morka na bieżąco była informowana o czasie rozpoczęcia inwestycji.
- Najemca „Tawerny” jest członkiem klubu Morka i także wiedział, że lokal zostanie otoczony placem budowy – twierdzi Hubert Woźniak z zespołu współpracy z mediami w Ratuszu. - Płocka prasa informowała o kolejnych krokach zbliżających nas do rozpoczęcia inwestycji, o przetargu, jego wyniku, podpisaniu umowy z wykonawcą i przewidywanych utrudnieniach na nabrzeżu, związanych z zamknięciem dojścia do molo, czy przejazdu między Morką i amfiteatrem.
Prace na nabrzeżu rozpoczęły się później niż to początkowo planowano. Były problemy z wybraniem wykonawcy, co skończyło się zwołaniem nadzwyczajnej sesji w ratuszu i koniecznością dołożenia 4,5 mln zł. Umowę z firmą PORR S.A. podpisano dopiero w drugiej połowie sierpnia, z kolei zamknięcie nabrzeża dla ruchu nastąpiło 3 października.
Pan Tomasz zdecydowanie dementuje, że nie miał świadomości, iż taka inwestycja będzie realizowana. - Jestem członkiem Morki i wiem, że były porozumienia w tej sprawie między Morką a Ratuszem. Owszem, była mowa, że będą pewne trudności, ale miał być z jednej strony zapewniony dojazd.
- Osoby prowadzące inną działalność gospodarczą w Morce mają możliwość dojechania do klubu przez plac budowy, otrzymały bowiem pod wykonawcy specjalne przepustki umożliwiające dojazd do budynków klubu – mówił nam Hubert Woźniak z Ratusza.
Dodawał też, że wykonawca przewidział możliwość składowania łodzi w miejscu, w którym kiedyś funkcjonowało Centrum nad Wisłą. - Nie ma więc mowy o tym, że uniemożliwiamy komuś działalność gospodarczą. Nie godzimy się dziś jedynie na to, by osoby korzystające z „Tawerny”, a więc także konsumujące alkohol, poruszały się po placu budowy w sąsiedztwie np. wykopów, ponieważ grozi to wypadkiem. A płocczanie polubili spędzanie weekendowych wieczorów nad Wisłą.
Sam najemca miał inne zdanie:
- Urzędnicy argumentują, że klienci będą u mnie pić alkohol. Do „Tawerny” przychodzą ludzie, którzy lubią to miejsce. Zresztą to właśnie urzędnicy z Ratusza przyznali mi koncesję na alkohol – co go upewniło w tym, że będzie mógł prowadzić działalność. - Nie ma tu ekscesów i nikt nie będzie chodził po budowie. Wszystko można odpowiednio zorganizować. Rozwiązanie tej sytuacji to kwestia dobrej woli – podkreślał. Tym bardziej, że te prace na nabrzeżu nie potrwają miesiąca czy dwóch, tylko, jak sądzi, może nawet do końca 2018 roku. Wystarczy, że będzie sroga zima.
W Ratuszu nie mieli jednak wątpliwości: - Musimy myśleć o zabezpieczeniu placu budowy również w kategoriach bezpieczeństwa – dodawał Hubert Woźniak. - Apelowanie o zapewnienia dojścia do „Tawerny” jest apelowaniem o stworzenie warunków do wypadku, który może mieć bardzo poważne skutki. Proszę pamiętać, że teren budowy nie jest oświetlony w tym samym stopniu, co bulwary.
Jakie są możliwe rozwiązania tej sytuacji? Niestety nie mamy jeszcze odpowiedzi od firmy PORR S.A.. W piątek w Urzędzie Miasta odbyło się do południa spotkanie w tej sprawie, w którym wzięli udział m.in. przedstawiciele Morki (ponieważ pana Tomasza nie uznano za stronę w sprawie).
Po spotkaniu...
W piątkowym spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele klubu Morka, Ratusza, wykonawcy, najemca „Tawerny” i radna Prawa i Sprawiedliwości, Wioletta Kulpa, która upominała się o tę sprawę w interpelacji. Jak dowiedzieliśmy się od jednego z uczestników, Łukasza Szczuckiego z Morki, wszystko powinno zakończyć się pomyślnie.
- Otrzymaliśmy ustne zapewnienie, że będzie zapewniony dojazd zarówno dla członków klubu Morka, jak i dla gości „Tawerny”.
Zapewne do połowy przyszłego tygodnia zostanie w tej sprawie podpisane porozumienie, dzięki któremu nikt nie straci dochodów. - Nam również bardzo zależy na tej inwestycji i chcieliśmy się dogadać. Ukłony dla wykonawcy, który zaproponował rozwiązanie - dopowiada Łukasz Szczucki.
- Jest nadzieja na pozytywne rozwiązanie sprawy pod pewnymi warunkami - mówi Hubert Woźniak. Na razie żadna ze stron więcej nie chce ujawnić.