reklama

Szukacie przodków? Oni są jak detektywi

Opublikowano:
Autor:

Szukacie przodków? Oni są jak detektywi - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW Archiwum Państwowym w Płocku urządzono warsztaty genealogiczne. Można było w rękawiczkach samodzielnie przebadać rodowody rodzinne znanych płocczan w księgach liczących niemal 200 lat. Po zabawie w detektywów wszyscy wchodzili na górne piętro, gdzie leżą zasoby dokumentów z czasów, kiedy Płock nazywał się Schröttersburg, a dzisiejsza ul. Kwiatka funkcjonowała jako ul. Szeroka.

W Archiwum Państwowym w Płocku urządzono warsztaty genealogiczne. Można było w rękawiczkach samodzielnie przebadać rodowody rodzinne znanych płocczan w księgach liczących niemal 200 lat. Po zabawie w detektywów wszyscy wchodzili na górne piętro, gdzie leżą zasoby dokumentów z czasów, kiedy Płock nazywał się Schröttersburg, a dzisiejsza ul. Kwiatka funkcjonowała jako ul. Szeroka.

Oj, to nie jest takie łatwe. Z takim przekonaniem wychodzili uczestnicy piątkowych półtoragodzinnych warsztatów genealogicznych „Rodzina w dokumencie. Dokument w rodzinie” w płockim Archiwum Państwowym przy Kazimierza Wielkiego. Dlaczego akurat tak je nazwano? Ma to związek ze wskazówkami, w jaki sposób poszukiwać własnych przodków, których udzielali pracownicy tej instytucji dwóm grupom zainteresowanych tematem.

Archiwum Państwowe w Płocku powstało w czerwcu 1919 roku jako dogodne miejsce do przechowywania i zabezpieczenia dokumentów (m. in. planów miast Mazowsza płockiego oraz planów nieruchomości miejskich i wiejskich), z czasem również do porządkowania pozostałości po władzach rosyjskich. Działalność instytucji przerwał wybuch II wojny światowej, kiedy to zasoby wywieziono do Królewca. Już po wojnie kazało się, że ocalało zaledwie 30 % dawnych zbiorów. Przekazano je tymczasowo do Warszawy, skąd partiami wracały do Płocka. Zmieniała się także siedziba tej instytucji. Początkowo mieściła się w lokalu przy ul. Tumskiej, w 1959 roku archiwalia trafiły do pomieszczeń przy ul. 1 Maja, a na początku lat 90. - do zabytkowego spichlerza.

Warto zerknąć do zasobów przy ul. Kazimierza Wielkiego. Śmiałkowie mogą dzięki nim spróbować stworzyć drzewo genealogiczne na własną rękę, wówczas z całą pewnością będzie taniej (nieodpłatne jest robienie zdjęć). Jeśli jednak obawiamy się, że z wyszukiwania bez profesjonalnej pomocy archiwisty nic nam nie wyjdzie, za taką przyjemność za godzinę zapłacimy 50 zł. Trzeba jednak mieć bazę wyjściową, jakiś punkt zaczepienia. Jak przyznają pracownicy, bywa, że zjawiają się u nich osoby kompletnie zielone. Wtedy zaczyna się od zasięgnięcia języka u członków rodziny. Najlepiej po prostu zapytać się babci, jakie nosiła panieńskie nazwisko lub odnaleźć akty zgonu, które mamy w domu. Uzbrojeni w takie informacje drążymy sprawę dalej.

Księgi, które udostępniono uczestnikom piątkowych warsztatów przy poszukiwaniu przodków rodziny Składkowskich, Broniewskich i Burzyńskich, są podzielone na trzy części: akty urodzenia, małżeństwa i zgony. Nie zaczniemy z nimi pracy bez nałożenia specjalnych rękawiczek, ale to zaledwie maleńki mankament przy tym, co czeka nas dalej. Pod żadnym pozorem nie wolno robić w nich własnych notatek. Mamy szczęście, jeśli trafi się nam akt spisany po polsku. Prawdziwe schody zaczynają się przy rozszyfrowaniu odręcznego pisma, często w języku rosyjskim. - Ale czy to litera „b” czy „w” – zastanawiała się grupa, której przypadła rodzina Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej.

Zaczynamy do aktu urodzenia, w którym znajdziemy nie tylko imię dziecka, ale również dane rodziców, dzięki czemu będzie łatwiej odnaleźć akt małżeństwa. W tym z kolei powinny pojawić się dane ich rodziców. W ten sposób cofamy się o kolejne pokolenie wstecz. Tak to mniej więcej wygląda w wersji uproszczonej, ale co wtedy, kiedy ktoś przemieszczał się z parafii do parafii? Wtedy czeka nas dogłębna detektywistyczna i mrówcza praca. Ponadto musimy pamiętać, że zmieniały się znaczenia słów. Na przykład „komornik” oznaczał kogoś bardzo ubogiego.

Nie zdziwmy się, że nie znajdziemy w dokumentach jakichkolwiek wzmianek z ostatnich 100 lat. Te akta wciąż znajdują się w zasobach płockiego Urzędu Stanu Cywilnego. Po upływie tego czasu zostaną przekazane Archiwum Państwowemu. – Możemy cofnąć się około cztery pokolenia wstecz, ale nie dalej niż do 1808 roku – zaznaczają pracownicy.

W ciągu roku w Archiwum zjawia się około tysiąca osób i to nie tylko samych płocczan. Jak mówił nam starszy archiwista Mariusz Wojtylak, są to również ludzie ze stolicy albo zza granicy i to niekoniecznie zjawiający się osobiście. Zgłoszenie z powodzeniem da radę wysłać przez Internet.

– Z powodami poszukiwań różnie bywa – twierdzi Wojtylak. – Czasem chodzi o sprawdzenie pochodzenia z rodziny szlacheckiej. Innym razem to zwykła chęć odnalezienia danych swoich przodków, ponieważ byli w posiadaniu ogromnych majątków ziemskich. W dokumentach znajdziemy czasem stare mapy, opisy miejscowości z początku XIX wieku do 1914 roku. Przeważają jednak rodzinne sentymenty.

Jeśli poszukujemy jeszcze starszych wiadomości o przodkach, wówczas czeka nas wizyta w archiwum diecezjalnym. Jeśli jednak interesują nas takie z XIX i początku XX wieku, warto wiedzieć jeszcze o kilku kwestiach. Mikrofilmy można zamówić (na własny koszt) z archiwum znajdującego się w innym mieście. Poza tym ogromnym ułatwieniem jest zdigitalizowana baza ze skanami starych dokumentów z magazynów Archiwum Państwowego, które ściągniemy sobie na dysk własnego komputera. Serwis nazywa się „Szukaj w archiwach”. Z jego pomocą dotrzemy m. in. do archiwaliów z powiatu płockiego, sierpeckiego i gostynińskiego. Warto uważać na sposób pisania skorowidzu, który na ogół był alfabetyczny, ale bywały przypadki, kiedy księża zaczynali spisywanie nie od nazwisk, lecz od imion.

W płockich zasobach znajdziemy takie perełki jak akt ślubu Ignacego Mościckiego czy akt zgonu generała Zygmunta Padlewskiego. Od 1808 roku do 1825 roku nikt nie robił rozróżnienia w zapisywanych informacjach ze względu na wyznanie. Taki rozdział wprowadzono dopiero w 1926 roku. Niestety jak dotąd nie stworzono czegoś takiego, jak genealogia znanych płocczan, które dla uczestników warsztatów byłaby niezawodnym i szybkim sposobem sprawdzenia wyników z zajęć praktycznych. Na stronie płockiego Archiwum mamy za to bazę genea powiększaną w oparciu o archiwalia z płockiej parafii (obecnie liczy 121 tys. 133 akty). W tym wypadku, jak przyznają pracownicy, jej dalsze tworzenie jest czasochłonne i kosztowne. Przydatne jednak dla tych, którzy nie planują osobiście zjawić się w spichlerzu przy Kazimierza Wielkiego.

Jeśli dane akta zostały już zdigitalizowane lub są dostępne w postaci mikrofilmów, wówczas nie udostępnia się oryginałów. Tym sposobem księgi leżą sobie na półkach na najwyższym piętrze budynku, gdzie do półek przytwierdzono czytnik wilgoci i temperatury. Najwyraźniej niektórzy pomimo kurzu złapali bakcyla poszukiwań. – Przetrawimy teraz wszystkie te informacje na spokojnie w domu, przetrenujemy i wrócimy – zapowiadali obdarowani certyfikatami i upominkami.

Fot. Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE