Od 1 lipca w służbie zdrowia obowiązują nowe stawki. Wszystkie grupy dostały podwyżki, więc placówki musiały podpisać aneksy do kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia. Prezes Płockiego Zakładu Opieki Zdrowotnej alarmował jednak, że proponowane przez NFZ pieniądze nie równoważą wzrostu kosztów działalności szpitala. Przez kilka tygodni placówka unikała podpisania aneksu, ale w końcu dokument został podpisany.
- Musieliśmy zapewnić szpitalowi płynność finansową. Skończyły się możliwości odwlekania, bo dopóki aneks był niepodpisany duża część środków nie wpływała na konto szpitala. NFZ tłumaczył to faktem niepodpisania aneksu - mówi w rozmowie z nami Marek Stawicki, prezes Płockiego Zakładu Opieki Zdrowotnej.
Jak mówi prezes, Płock i tak był w niezłej sytuacji. 4 miliony złotych dołożyło miasto, dzięki czemu placówka mogła zachować płynność finansową przez ostatnie tygodnie, choć finansowanie działalności placówki to zadanie NFZ, a nie samorządu.
- Gdyby nie to, nie wypłaciłbym w sierpniu pensji - nie ukrywa prezes Stawicki.
Aneks rekompensuje szpitalowi podwyżki płac pracowników zatrudnionych na umowę o pracę, ale jak wskazuje prezes, w ogóle nie odnosi się do innych rosnących kosztów działalności szpitala. Szacunki wskazują, że do końca roku Szpital św. Trójcy będzie przynosił stratę - ok. 500 tys. złotych miesięcznie.
- Wzrosną płace innych pracowników zatrudnionych nie na umowę o pracę. Trudno sobie wyobrazić, żeby pielęgniarka na umowę o pracę dostała 30 proc. podwyżkę, a jej koleżanka na umowie-zlecenie nie. Dotyczy to przede wszystkim lekarzy i pielęgniarek. To połowa - mówi Stawicki. - Druga połowa to wzrost innych kosztów. Do końca roku mamy prąd po starych cenach, ale jest bardzo duży wzrost cen usług medycznych i okołomedycznych. To np. pralnia, odbiór odpadów medycznych czy transport medyczny. To nie jest 16 proc., a kilkadziesiąt procent.
Do końca roku z tego powodu szpital wygeneruje ok. 2 mln złotych. To poważna kwota, na którą nie można po prostu machnąć ręką, choć jak mówi prezes, są w Polsce placówki, które wygenerują jeszcze większą stratę. Jest szansa, że NFZ jesienią będzie po kolei podnosił wyceny niektórych usług, szacował kontrakty, ale jak mówi Marek Stawicki - nie ma konkretów w tej sprawie.
- Prawdopodobnie coś zostanie dołożone, ale ile i kiedy? Nie wiemy. To na pewno nie będą jednak pieniądze, które pokryją lukę - nie ukrywa prezes.
Czy szpitalowi grozi więc utrata płynności finansowej w końcówce roku? Takiej groźby nie ma, ale nie wiadomo co będzie na początku 2023 roku.
- NFZ nie przeszacowuje kontraktów od stycznia. Robią to zawsze wiosną albo w połowie roku. To kwestia kolejnych kilku miesięcy, zanim NFZ szpitalom coś dołoży - załóżmy optymistycznie. W przyszłym roku na pewno wejdą na pewno podwyżki mediów. Do końca za prąd płacimy 40 kilka groszy za kilowatogodzinę. Od dyrektorów innych szpitali, którzy otwierają oferty w przetargach słyszę, że teraz są 2 złote za kilowatogodzinę. Kilka innych rzeczy też z pewnością się pojawi - wylicza Stawicki.
Prezes wskazuje, że placówka ma zapewnienie miasta, że przypadku sytuacji podbramkowej dostanie wsparcie, choć z drugiej strony finansowanie usług medycznych nie leży po stronie samorządu.
Szukać oszczędności, ale gdzie?
Najczarniejszy z czarnych scenariuszy to ograniczenie działalności szpitala. To dziś w zasadzie jedyna możliwość szukania oszczędności i nie ma tu szansy na półśrodki. Nie da się zamknąć połowy oddziału. Jeśli pieniądze się nie znajdą, może do tego dojść.
- Ograniczane kosztów, np. nadmiarowego zatrudnia jest już za nami. W większości miejsc normatywy narzuca prawo. Nie mogę powiedzieć, że będziemy mieć trzy pielęgniarki mniej, a z pozostałe będą szybciej biegać. Liczbę personelu narzuca ministerstwo i NFZ - mówi prezes.
Gdyby doszło do zamykania oddziałów tylko ze względów ekonomicznych, zamknięta mogłaby zostać psychiatria i ograniczona medycyna szkolna, czyli pielęgniarki w placówkach oświatowych.
- W obu przypadkach, gdyby tylko policzyć wymogi dotyczące personelu to już tu NFZ płaci mniej. A liczymy bez kosztów ogrzewania, leków itp. - obrazuje prezes. - Duża część PZOZ-u to porodówka. NFZ wycenia poród ok. 2 tys. złotych i nieważne czy jest cesarskie cięcie czy nie. Cokolwiek byśmy zrobili po stronie efektywności, to po prostu się nie da zrobić tego za taką cenę.
Prezes uspokaja jednak, że porodówka nie zostanie zamknięta, bo rocznie przy Kościuszki przychodzi na świat ok. 1500 dzieci. Nie na każdy oddział można dać jednak taką gwarancję.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.