Na temat ostatnich szokujących ustaleń o przełomie w śledztwie w sprawie porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika, porozmawialiśmy z pełnomocnikiem rodziny, mecenasem Bogdanem Borkowskim.
Portal Płock: Prokuratura Apelacyjna we wczorajszym komunikacie przedstawiła nowe szokujące ustalenia. Zgodnie z opinią fonoskopijna sporządzoną przez biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, Krzysztof w styczniu 2002 r. miał instruować swoich porywaczy…
Mec. Bogdan Borkowski: Po pierwsze, stwierdzenie o instruowaniu przez Krzysztofa prześladowców może się okazać nieuprawnioną insynuacją. Trzeba wziąć pod uwagę kontekst całości sytuacji, w której znalazła się ofiara. Dość oczywiste jest, że chce się ona utrzymać się przy życiu. Psychologia mówi nawet o syndromie zaprzyjaźnienia, szczególnym stanie psychicznym, który może pojawić się u porwanych lub zakładników w stosunku do oprawców. To po pierwsze. A po drugie, słowa Krzysztofa zacytowane przez media „Niech jedzie Jacek z Iwoną” moim zdaniem nie mogą wskazywać na współpracę z porywaczami, na ich instruowanie. Znów trzeba wziąć pod uwagę kontekst. Hipotetyczna sytuacja: prześladowcy mogli wywieźć Krzysztofa do Warszawy z obietnicą, że stamtąd, już po otrzymaniu okupu, odbierze go rodzina. Zapytali, „kto ma po ciebie przyjechać”, a on nie chcąc narażać sióstr czy rodziców, wskazał przyjaciela i wspólnika, Jacka. To oczywiście tylko przykład, jak mogłaby wyglądać ta sytuacja, gdyby ją przyoblec w kontekst.
PP: Czyli nie jest to Pana zdaniem przełom w śledztwie?
Bogdan Borkowski: Moim zdaniem, nie. Przecież analizowano już kilka wypowiedzi Krzysztofa, czy to na nagraniach, czy też w listach, które jeszcze bardziej mogłyby być traktowane jako instruktaż i potwierdzać wersję o samouprowadzeniu. „Weźcie do sprawy Rutkowskiego” albo „Niech Danusia jedzie po list, który znajduje się tam i tam” - to zdania, które bez zrozumienia kontekstu, również brzmią jak instruktaż. Ale wersję o samouprowadzeniu wykluczyli- na podstawie opracowania typów psychologicznych sprawców porwania - już dawno biegli, zresztą również z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych...
PP: Nie ma więc mowy o samouprowadzeniu?
Bogdan Borkowski: Oczywiście, zawsze trzeba brać i taką ewentualność pod uwagę. Ale w sytuacji, gdy została już odrzucona, a nowy dowód nie potwierdza takiej możliwości, dziwi mnie ogóle powracanie do niej.
PP:Prokuratura Apelacyjna w swoim komunikacie porusza jeszcze drugi bardzo ważny aspekt. Podkreśla, że istnieją przesłanki, by mówić o tym, że rodzina Krzysztofa Olewnika nie przekazała wszystkich dowodów w sprawie. Nagrań, listów, tego, co zarejestrował w nocy z 26 na 27 października monitoring…
Bogdan Borkowski: Żadna z opisanych tam przesłanek mnie nie przekonuje. Jeśli rodzina dysponowałaby zapisami z monitoringu, to byłby przecież pierwszy, najważniejszy dowód w całej sprawie! Ale nie dysponuje, wbrew temu, co twierdzi jeden ze świadków i biegły, który zobaczył, że do domu biegły kable i na tej podstawie wysnuł tezę o monitoringu posesji.
PP: Prokuratura wspomina jednak o tym, że rodzina dostarczyła jedynie kopie akustyczne nagrań, a nie oryginały, a to one są potrzebne w śledztwie. Rodzina państwa Olewników ma oryginały tych nagrań?
Bogdan Borkowski: Owszem rodzina wydała prokuraturze jedynie kopie, bo nie dysponuje oryginałami. Część z nich przekazała prokuraturze warszawskiej w 2002 r., potem w toku śledztwa sukcesywnie przekazywała resztę.
PP: Prokuratura i CBŚ przeszukały jednak domy należące do członków rodziny Krzysztofa Olewnika. Czy znaleźli to, czego szukali?
Bogdan Borkowski: Pan Włodzimierz Olewnik (ojciec zamordowanego Krzysztofa - red.) po zakończeniu przeszukania stwierdził nie bez ironii, że z domu zabrano materiału na kolejne 10 lat śledztwa: notatki, dokumenty, komputery, notatniki. Ale nic nie wiem, by prokuratura zabezpieczyła to, co chciała.
PP: Po głosie sądząc nie najlepiej ocenia pan fakt nieuprzedzonego przeszukania w domach państwa Olewników?
Bogdan Borkowski: To nie tak. Staram się, mimo że jestem pełnomocnikiem rodziny i dbam przede wszystkim o jej interesy, to jednak oceniać jak najlepiej intencje prokuratury. Takie działania jak to wczorajsze nie są bezprawne, prokuratura miała do nich prawo. Inna sprawa jak przyjęła to rodzina. To był dla nich szok, podkreślali wielokrotnie, że czegokolwiek prokuratura by od nich nie chciała, wszystko by przecież oddali.
Rozczarował mnie natomiast nocny komunikat prokuratury apelacyjnej. Oczywiście, to bardzo intersujące i mogące wiele dobrego wnieść do sprawy, że rozpoznano głos Krzysztofa. Ale natychmiastowe potraktowanie tego odkrycia jako dowodu potwierdzającego tezę o samouprowadzeniu czy stwierdzenia na jego podstawie, że Krzysztof instruował porywaczy? To zdecydowanie zbyt daleko idące wnioski. A taki fakt medialny przecież już zaistniał, że Krzysztof współpracował z porywaczami. I rodzina bardzo przeżywa takie doniesienia. Pierwszą traumą było dla nich uprowadzenie i zabójstwo Krzysztofa, potem - jego ekshumacja. To trzecia trauma, z którą muszą się zmierzyć.
Rozmawiała Małgorzata Rostowska
Czytaj: