reklama

Reggaeland. Razem przy jamajskich rytmach

Opublikowano:
Autor:

Reggaeland. Razem przy jamajskich rytmach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościZabawa podczas pierwszego dnia jubileuszowego Reggaelandu ciągnęła się niemal do białego rana. Może na plaży nie było tłumów, ale i tak nie zabrakło chętnych na pląsy przy jamajskich klimatach.

Zabawa podczas pierwszego dnia jubileuszowego Reggaelandu ciągnęła się niemal do białego rana. Może na plaży nie było tłumów, ale i tak nie zabrakło chętnych na pląsy przy jamajskich klimatach.

Za nami pierwszy dzień Reggaelandu, który wbrew najgorszemu scenariuszowi pogodowemu, okazał się całkiem łaskawy dla wszystkich festiwalowiczów. Gdzieniegdzie dało się spotkać nie tylko kolorowe wianki we włosach i pledy z Bobem Marleyem, ale też profilaktyczne peleryny przeciwdeszczowe i parasole, które na całe szczęście okazały się całkowicie zbędne. Jedyne, co było potrzebne, to chęć do bujania się z kolejnymi wykonawcami, a tych nie brakowało czy to na głównej scenie, czy w namiocie soundsystemowym. W tym ostatnim o odpowiedni klimat zadbał chociażby Mistah Lego, startujący w pierwszych reggaelandowych debiutach. Bawili się na ich występie członkowie innych kapel, z którymi stanęli do boju o możliwość zagrania koncertu na tegorocznym Ostróda Reggae Festiwal i kolejnej edycji Reggaelandu, co jest świetnym dowodem na to, że muzyka potrafi łączyć zarówno fanów, jak i samych muzyków.

Zabawę na plaży przy dwóch lwach rozstawionych po bokach sceny rozkręcali goście z Gruzji z kapeli Reggaeon, którymi towarzyszyła Kompanija Reggae Sond. Jednak tak naprawdę to dopiero Mesajah zawojował wszystkimi pod sceną. Można mu pogratulować świetnego kontaktu z publicznością. Dla wielu osób niespodzianką był duet z Kamilem Bednarkiem (Bednarek zgodnie z rozpiską powinien pojawić się dopiero w sobotę na płockim Reggaelandzie, początek koncertu o godzinie 19.30). Pomimo lekkiego chłodu, podczas występu Grubsona temperatura jeszcze bardziej podskoczyła.

– Wyobraźcie sobie, że nie ma prądu. Nie ma Facebooka, You Tube, Twittera – wołali artyści do ludzi napierających na barierki. Swoją energią mogliby naładować akumulator. Rozpętało się małe sceniczne szaleństwo połączone ze świetną grą świateł. Jeden refren zaśpiewała publiczność za nich lub wyklaskiwała rytm. W pewnym momencie wszyscy na plaży schylili się ku ziemi, a na scenie pojawiły się dymiące armatki. – Na całym świecie powinna być dostępna tylko taka broń – krzyczeli ze sceny. – Stop przemocy, liczy się tylko miłość i muzyka, pokój i szacunek – po czym zastąpił ich polski zespół Daab, który zagrał m. in. „Nie wolno nie ufać” czy „Moje paranoje”. Zostało tylko sześć minut do koncertu Jah Cure, zapowiadanego na największą gwiazdę pierwszego dnia festiwalu.

Jamajskiemu wykonawcy w trakcie pierwszego występu w Polsce towarzyszył dwuosobowy chórek i kilku muzyków. Jego występ okazał się wprost idealny do delikatnego pobujania się przy bardzo melodyjnych dźwiękach. Artysta, który w młodości wymykał się ponoć przez okno sypialni aby zobaczyć na scenie ikony muzyki reggae, biegał po scenie i wirował po niej. Część z nagranego przez siebie materiału napisał w więzieniu. Podczas płockiego koncertu pod względem wokalnym wypadł świetnie. Występ przypadł akurat w dniu światowej premiery jego siódmej w dorobku płyty studyjnej.

Na zakończenie, późną nocą z piątku na sobotę wyszła Marika z zespołem. Przed nią stanęło nie lada wyzwanie, aby tak zabawić publiczność, by ta chciała się bawić do białego rana.

Czytaj też:

Więcej zdjęć w naszej galerii:

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE