reklama

Poznajcie historię suczki z internetu[FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Poznajcie historię suczki z internetu[FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości- Podchodzili do mnie i pytali, czy to jest ta suczka, którą pokazywaliśmy na zdjęciach na Facebooku – mówi nam pani Ania z OTOZ Animals. - Uwielbia rozdawać buziaki – a przecież zaledwie tydzień temu przeszła bardzo poważną operację. Obrażenia powypadkowe były tak duże, że początkowo bardziej realna wydawała się opcja uśpienia pieska.

- Podchodzili do mnie i pytali, czy to jest ta suczka, którą pokazywaliśmy na zdjęciach na Facebooku – mówi nam pani Ania z OTOZ Animals. - Uwielbia rozdawać buziaki – a przecież zaledwie tydzień temu przeszła bardzo poważną operację. Obrażenia powypadkowe były tak duże, że początkowo bardziej realna wydawała się opcja uśpienia pieska.

Historia małego pieska potrafi chwycić za serce, ale już samo spojrzenie na przesympatyczny pyszczek powoduje, że nie sposób przejść obojętnie. Moli ma zaledwie cztery miesiące i jak na tak młodą suczkę, przeszła już bardzo dużo. Potrącił ją samochód na Cholerce 5 grudnia.

Najpierw, dzięki wezwanej pomocy, trafiła do Lecznicy Weterynaryjnej „Chiron”. Obrażenia okazały się bardzo poważne. Kto wie, gdyby trafiła do schroniska, nie wiadomo, czy nie zostałaby uśpiona. Obie tylne łapki miała złamane, miednicę poważnie uszkodzoną i to w wielu miejscach. Czasem jednak tak bywa, że i w nieszczęściu pojawia się ktoś, kto wyciągnie pomocną dłoń. Doktor Andrzej Formański zdecydował się na przeprowadzenie operacji za darmo (rachunek do pokrycia dotyczył wyłącznie leków i opatrunków). Tym sposobem zamiast do schroniska, suczka trafiła 7 grudnia na stół operacyjny. Złamania trzeba było ustabilizować. - W przypadku miednicy nie mogliśmy już zbyt wiele zdziałać – przyznaje weterynarz. - Pieska czeka teraz kilkutygodniowy proces rekonwalescencji.

Okazuje się, że lecznica obchodzi w tym roku jubileusz 25-lecia, który wypadnie dokładnie za dwa dni. - Sam nie wiem, komu zrobiliśmy większy prezent, Moli, czy nam tu wszystkim w lecznicy – twierdzi doktor Formański. - Dzięki zabiegowi przynajmniej jest duża nadzieja, że psiak wydobrzeje. Jest przesympatyczny – dodaje lekarz. Nie często zdarza się taka sytuacja, kiedy zabieg przeprowadzany jest w zasadzie za darmo. - Po prostu wykonywaliśmy naszą pracę. W końcu z czegoś trzeba utrzymać budynek, wypłacić pensję pracownikom. Kiedy jednak widzimy wyjątkowe przywiązanie między zwierzęciem a właścicielem, zwłaszcza w przypadku starszych osób, nie sposób odmówić pomocy.

OTOZ Animals zwróciło się o podkłady higieniczne przez Facebooka do ludzi dobrej woli. - Dostaliśmy tyle, że najzwyczajniej byliśmy w szoku – opowiada pani Ania. - Poszliśmy z sunią na zmianę opatrunku. Ludzie poznawali ją, pytali „czy to jest ta suczka z internetu?”

Z pieskiem, jak na tydzień po operacji, jest już całkiem nieźle. Z początku nacierpiała się jednak sporo. - Aż się serce krajało – dodaje pani Ania. Teraz już śmieje się, że z suczki jest straszna panikara. Nawet jak nic szczególnego się nie dzieje albo kiedy lekarz próbował jej założyć kołnierz, błyskawicznie robiło się głośno. A że z niej niezła wiercipięta, zaraz zaczęła walkę z kołnierzem. Wystarczył jeden niewłaściwy ruch i piszczała z bólu. Kiedy zaczyna wpadać w panikę najlepiej jakoś odwrócić jej uwagę, mówić do niej albo klaskać. To zawsze działa.

Imię po postaci z bajki

Obecnie sunia przebywa w domu tymczasowym. Z konieczności siedzi w klatce, jednak Moli stara się swoim opiekunom pomagać, jak tylko może. - Jeśli się zsiusia albo zrobi kupkę, zaraz zaczyna piszczeć, aby zmienić jej podkład na świeży – twierdzi pani Ania. - Już nawet powolutku zaczyna leżeć na tylnych łapkach i podnosić pupę do góry. Wymaga jednak podawania leków, które trzeba zaaplikować do pyszczka. Trzeba też jeździć z nią na zmianę opatrunków do lecznicy. Proces gojenia jeszcze trochę potrwa, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Kiedy tylko Moli zauważy, że ktoś chodzi, ona też by chciała. Strasznie łaknie kontaktu z człowiekiem. Bardzo lubi, kiedy ktoś ją głaszcze. Sunia początkowo nie miała imienia. Imię Moli otrzymała w nawiązaniu do bajki Walta Disneya o Meridzie Walecznej - ma motywować ją do walki.

Moli nie miała wcześniej szczęścia. Pani Ania postanowiła zgłębić historię pieska, który – jak się okazało – przebywał już w trzech domach. W ostatnim wypuszczano ją samą na dwór. Nie było komu jej dopilnować, czego skutkiem było potrącenie przez samochód. Wraz z rozpowszechnieniem historii, pani Ania liczy na to, że znajdzie ludzi gotowych do pokochania suczki. Tymczasowa opiekunka wyjeżdża na święta i sylwestra. OTOZ Animals pilnie szuka kogoś, kto byłby w stanie przynajmniej na pewien czas przygarnąć tego sympatycznego i ufnego kundelka. Trzeba jednak pamiętać, że piesek może w przyszłości utykać. Wszyscy starają się być w dobrej myśli i robią co tylko mogą, aby tę kochaną przylepę ominęła niepełnosprawność.

- Gdyby ktoś później zdecydował się na wzięcie go na stałe, porozmawiamy o adopcji po świętach – podkreśla pani Ania. Tu potrzeba sporej dozy odpowiedzialności. Pilnie potrzebne jest dopisanie szczęśliwego zakończenia do historii czteromiesięcznej Moli, aby znalazła bezpieczny azyl w jakimś pełnym radości domu. Skoro już dostała imię po postaci z bajki, to niech dalej też będzie jak w bajkach, które lubimy. Tam prawie nigdy nie ma złych zakończeń.

Kontakt z panią Anią w sprawie opieki pod numerem telefonu: 608 734 136.

Fot. Profil płockiego oddziału OTOZ Animals na Facebooku

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE