Cała historia rozegrała się w nocy z piątku na sobotę. Jak relacjonuje rzecznik płockiej komendy, Krzysztof Piasek, ok. 23.00 w piątek 2 maja płoccy policjanci zostali poinformowani o uprowadzeniu 24-letniej mieszkanki Skierniewic. Porwana kobieta sama zadzwoniła na policję, prosząc o pomoc.
Policjanci z Płocka i Wyszogrodu ruszyli na poszukiwania porywaczy i ich ofiary. Najpierw chcieli sprawdzić miejsca, które telefonicznie podała kobieta, ale okazało się, że takie adresy w Wyszogrodzie nie istnieją. Przeszukali też nabrzeże Wisły.
- W pewnej chwili zostali poinformowali, że kobieta znajduje się na jakiejś drodze, ale nie potrafi określić, gdzie dokładnie - relacjonuje rzecznik policji. - Wobec tego rozpoczęli sprawdzanie dróg w rejonie Wyszogrodu.
To był dobry trop - ok. godz. 2.00 w nocy kobieta została odnaleziona przy drodze. Była nietrzeźwa - badanie wykazało prawie promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Żadnych porywaczy nie było.
Co tak naprawdę stało się tej nocy? Otóż - jak szybko wyśpiewała odnaleziona 24-latka - przyjechała ona na majówkę do Wyszogrodu, biwakowali w namiotach nad Wisłą. - Ale gdy dołączył do nich jej były partner, w którego towarzystwie nie chciała przebywać, postanowiła wrócić do domu - relacjonuje Krzysztof Piasek.
Ale znajomi nie chcieli powiedzieć koleżance, gdzie dokładnie przebywają. Niewiele myśląc 24-latka wykręciła numer alarmowy 112 i wypaliła, że została porwana.
Nieodpowiedzialny wybryk nie pozostanie bezkarny. - Informacja kobiety o jej uprowadzeniu – czyli o bardzo poważnym zdarzeniu spowodowała, że policja podjęła wiele czynności zmierzających do ustalenia miejsca pobytu pokrzywdzonej oraz sprawców uprowadzenia, które okazały się niepotrzebne, bo do takiego zdarzenia nie doszło - wyjaśnia rzecznik policji. - W kodeksie wykroczeń za takie działanie przewidziana jest kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 zł.