Zasada złotówka za złotówkę, likwidacja domowych prac domowych, odpolitycznienie szkół. W poniedziałek posłanka Platformy Obywatelskiej, Elżbieta Gapińska poprowadziła trwające dwie godziny spotkanie w Domu Darmstadt poświęcone pomysłom na edukację.
Sprowadziło się do propozycji tzw. Gabinetu Cieni PO dotyczących edukacji, traktowanej jako priorytet. Jak zapewniała posłanka Gapińska, podobne konsultacje odbywają się w całym kraju.
Parlamentarzystka przekonywała, że nikt nie planuje rewolucji, wywracania deformy edukacji (twierdziła, że to, co się stało w oświacie, trudno nazywać reformą), ale do prawidłowego funkcjonowania systemu konieczne są pewne zmiany.
- Reformy, która spowodowała wiele zamieszania, nie cofniemy, ale będziemy ją naprawiać. Po PiS trzeba posprzątać - mówiła Elżbieta Gapińska.
Przedstawiła pięć założeń. Otóż w szkole demokratycznej potrzebna jest współpraca, decyzje powinni podejmować wspólnie rodzice, nauczyciele, samorządowcy, a w szkołach ponadpodstawowych również uczniowie. Rezultatem ma być wspólny plan zatwierdzany przez walne zgromadzenie szkoły.
Szkoła powinna pozostawać otwarta od 8 do 10 godzin, co nie oznacza zmiany pensum nauczyciela. W ten sposób byłby czas na zajęcia dodatkowe: językowe, sportowe, kółka zainteresowań. Jakie dokładnie, to już określą w danej szkole w zależności od potrzeb. Zgodnie z pomysłem PO, nauczyciele będą mogli liczyć na 1 tys. zł brutto podwyżki. - Natomiast dodatkowe godziny pracy dla chętnych byłyby dodatkowo wynagradzane. To spore pieniążki, aby dorobić - kontynuowała posłanka. W ramach godzin dodatkowych uczniowie mieliby zapewnione wsparcie w odrabianiu prac domowych i nauce (także ze strony nauczycieli, którzy stracili pracę, i mogliby wrócić na rynek pracy), dzięki czemu nie byłoby już domowych prac domowych, a rodzice nie musieli opłacać korepetycji. Przewidziano jeden ciepły posiłek dziennie dla każdego ucznia (niekoniecznie bezpłatny, skoro jest 500+). - Aby ich posiłki nie sprowadzały się do batonów ze szkolnego sklepiku. W ten sposób nauczymy uczniów zasad właściwego żywienia - dodała. Na tym polega szkoła kompleksowa.
Jak twierdziła, konieczne jest podniesienie prestiżu zawodu nauczyciela. Nie chodzi tylko o zwiększenie zarobków. - To nie zawód pierwszego wyboru. Mówi się, że nauczyciele pracują krótko, 18 godz. w tygodniu i dostają za dużo za to, co robią. Ale to nieprawda, pracują znacznie dłużej. Także w domu.
Szkoła - zgodnie z zaprezentowaną wizją - miałaby być wolna od polityki. - Powołamy apolityczną komisję edukacji narodowej - tu jednak zastrzegła, że to nazwa robocza. Komisja składałaby się z ludzi z doświadczeniem w edukacji. - To oni byliby odpowiedzialni za przygotowanie programów nauczania, aby nikt w nich nie mieszał, jak to jest do tej pory. Byliby niezależni. Raz w roku składaliby raport w Sejmie po sprawdzeniu wykonaniu tego programu w praktyce, ewentualnie wprowadzając do tego programu korekty.
Aby w szkołach nie było drugiej zmiany, konieczna jest rozbudowa bazy szkolnej. W tym z kolei partycypują finansowo samorządy. - Proponujemy rozbudowę bazy szkolnej zgodnie z zasadą złotówka za złotówkę. Do każdej złotówki od samorządu, zostałaby dołożona złotówka z budżetu państwa.
Uczestniczący w spotkaniu prezydent Płocka powiedział, że przed nauczycielami trudny dylemat, czy przyłączyć się do strajku. Oczywiście jeśli do niego dojdzie.
- Sprawy płacowe są ważne, ale najważniejsze w edukacji są dzieci, ich wychowanie. To inwestycja w przyszłość zarówno naszego miasta, jak i kraju. Bez pieniędzy nie można zapewnić dobrej edukacji. Przez ostatnie dwa lata subwencja nie wynosi tyle, ile powinniśmy otrzymywać. Rząd nie zapewnia wystarczających środków także na podwyżki wynagrodzeń dla nauczycieli, stąd coraz większy udział finansowy samorządu. Na ok. 320 mln zł w Płocku, 180 mln to subwencja, 140 mln to środki z budżetu miasta. Utrzymanie szkół i przedszkoli w Płocku odbywa się w 44 proc. z pieniędzy miejskich. W przypadku przekształcania gimnazjów w szkoły podstawowe nakłady z ministerstwa na dostosowanie budynków tylko w minimalnym stopniu zrefinansowały poniesione koszty.
Wtórował mu prezes płockiego oddziału Związku Nauczycielstwa Płockiego, Stanisław Nisztor.
- Do każdej złotówki samorządy dokładają 42 gr. Przypomnę, że ta nieprzemyślana reforma miała być bezkosztowa. W rzeczywistości spadła na barki samorządów, nauczycieli i dyrektorów. Straty będą, bo tego wszystkiego nie da się ot tak posprzątać. Część pracowników już wypadło z rynku pracy. To wszystko odbija się na dzieciach. Materiał w VII i VIII klasach jest przeładowany. Skomasowano w dwa lata materiał z trzech lat gimnazjum, w nowych podręczników znalazło się wiele błędów. Nauczyciele mieli krótszy czas na przygotowanie uczniów do egzaminów. Za chwilę będzie podwójny rocznik, uczniowie będą mieli trudności z dostaniem się do wymarzonej szkoły. Zmiany, które powinny być ewolucyjne, stały się rewolucyjne. Planowany protest to krzyk rozpaczy środowiska oświatowego.
Były także postulaty i sugestie uczestników spotkania, jak chociażby wprowadzenie zamiast lekcji religii religioznawstwa, większego nacisku na nauczenie uczniów samodzielnego myślenia.
- Dziś można powiedzieć wszystko, ale 20 proc. osób tego nie zweryfikuje, ponieważ brakuje im odpowiedniej wiedzy - mówił płocczanin reprezentujący stowarzyszenie Wolne Miasto Płock.
Z apelem wystąpił Mariusz Portalski ze Stowarzyszenia Nowoczesna i Innowacyjna Edukacja. Jego zdaniem niewłaściwe posunięcia były już za rządów PO:
- Minister Krystyna Szumilas nie przewidziała, że uczniowie uczą się tego, co łatwiejsze. A matematyka czy fizyka już takie nie są. Dziecko w pierwszej klasie podstawówki ma zdolności matematyczne, które są gubione na kolejnych szczeblach edukacji. Jeśli dziś nic nie zrobimy, za 10 lat zabraknie inżynierów, lekarzy, pielęgniarek.
Jedna z nauczycielek ze szkoły zawodowej zwracała uwagę, że uczniowie często dojeżdżają, nie zostaną w szkole dłużej niż do 15.00, z kolei radna Daria Domosławska wspomniała m.in. o za ciężkich tornistrach. Posłanka dopowiadała: - Nie zrobimy z deformy reformy. Minister Zalewska sama przyznała, że to wszystko zostało zrobione, bo taka była decyzja polityczna.
Wspomniano o nadmiarze testów dla uczniów, uwolnieniu szkoły nie tylko do polityków, także od samorządowców, o oczekiwaniach rodziców wobec jakoś edukacji, a także ich rozczarowaniu tym, że w domu muszą w coraz większym stopniu pomagać dzieciom w nauce. - A przy dwójce czy trójce to już tragedia.
Jedna z nauczycielek wytknęła, że przy wprowadzaniu gimnazjów wiele uwag nauczycieli zbagatelizowano. - Do tej komisji znajdziecie jakiś super specjalistów. Jeśli chcecie coś zrobić, słuchajcie nauczycieli - prosiła, z kolei posłanka Gapińska przekonywała, że komisję edukacji narodowej mogliby utworzyć praktycy ze środowisk nauczycielskich i uczelnianych, przedstawiciele organizacji pozarządowych. - Chodzi o profesjonalistów, bez przegięcia w jedną czy drugą stronę. Teraz programy nauczania są upolitycznione.