reklama

Orliki, skwer sportowy i…wielkie kuwety

Opublikowano:
Autor:

Orliki, skwer sportowy i…wielkie kuwety - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościCo prawda szumnie zapowiadanych Orlików w Płocku wciąż jeszcze nikt nie widział, ale Ratusz chwali się otwarciem pierwszego w Płocku skweru sportowego i 10 nowymi placami zabaw. Radna Kulpa zwraca jednak uwagę, że dla psów i kotów piaskownica to wspaniała wielka kuweta, więc trzeba je szybko ogrodzić.

Co prawda szumnie zapowiadanych Orlików w Płocku wciąż jeszcze nikt nie widział, ale Ratusz chwali się otwarciem pierwszego w Płocku skweru sportowego i 10 nowymi placami zabaw. Radna Kulpa zwraca jednak uwagę, że dla psów i kotów piaskownica to wspaniała wielka kuweta, więc trzeba je szybko ogrodzić.

Orlikami, czyli bardzo nowoczesnymi kompleksami sportowymi, przy ul. Piaska i 4. Pułku Strzelców Konnych płocczanie mieli się cieszyć już dawno. Orlik to kompleks dwóch boisk: piłkarskiego i wielofunkcyjnego (do piłki ręcznej, siatkowej, koszykowej i tenisa), z szatniami, sprzętem sportowym, oświetleniem i innymi bajerami. Wszystko wskazuje jednak, że z orlikową radością trzeba się będzie wstrzymać być może aż do końca listopada.

Urząd Miasta ma jednak rekompensatę: otwarcie pierwszego w Płocku skweru sportowego zaplanowano już na jutro, piątek 30 września. Jak informuje Ratusz, ten nietypowy obiekt usytuowany u zbiegu ulic Gradowskiego i Krótkiej to wielofunkcyjny teren przeznaczony do aktywnej rekreacji. Zaprojektowali go ratuszowi architekci krajobrazu, rozwijając koncepcję wiceprezydenta Krzysztofa Buczkowskiego.

W skweru znalazł się plac zabaw dla dzieci i zestaw urządzeń do lekkich ćwiczeń ogólnorozwojowych (fitness) oraz boisko do ulicznej koszykówki czy do gry w piłkę ręczną. Otwarcie obiektu zaplanowano na 11.00 w piątek. Władze miasta uważają, że otwarcie skweru będzie okazją do promocji aktywnego stylu życia, więc nie zabraknie konkursów i zabaw sportowych, instruktażu w zakresie prawidłowego korzystania z urządzeń do ćwiczeń siłowych oraz rozegranie miniturnieju koszykówki ulicznej. Wszystko z udziałem klubów sportowych (Mon-Pol Płock i SPR Wisła Płock) i organizacji społecznych, sportowych i kulturalnych.

Stanem płockich placów zabaw zainteresowała się ostatnio radna Wioletta Kulpa. Co prawda coraz mniej w Płocku metalowych połamańców, które czasy świetności mają już tak dawno za sobą, że zabawek dla dzieci nie przypominają wcale, ale wciąż nie trzeba długo szukać, by znaleźć huśtawki bez siedzeń czy powyłamywane pręty. Radną zainteresowało, dlaczego stawiając nowe place dla dzieci Ratusz nie zlecił wykonawcy ustawienia ogrodzeń. - Taka sytuacja miała miejsce na ul. Morelowej, gdzie ogrodzenie zostało ustawione dopiero kilkanaście dni po uruchomieniu placu zabaw – wskazuje radna.

Chodzi oczywiście o problem znany każdej mamie i każdemu tacie, który korzysta ze swym brzdącem z placu zabaw. Uradowane ogromną masą świeżego wiślańskiego piachu koty i psy w najlepsze adaptują tę fantastyczną kuwetę dla własnych potrzeb fizjologicznych, co rzecz jasna nie budzi entuzjazmu zatroskanych mam. - Ogrodzenie na pewno w 100% nie spowoduje, że na teren placów zabaw nie będą wchodziły psy i koty, jednak w moim przekonaniu wykonanie ogrodzenia jest konieczne, bo w dużej mierze spowoduje uniknięcie takich sytuacji – wyjaśnia Wioletta Kulpa i prosi o przedstawienie wykazu nowych placów zabaw.

Odpowiadając na interpelację radnej, wiceprezydent Krzysztof Buczkowski, wymienia 10 nowych placów zabaw, które powstały w Płocku w tym roku. Za zagospodarowanie tych wszystkich placów trzeba było zapłacić prawie 270 tys. zł.

Huśtawki i inne zabawki pojawiły się m.in. przy ul. Gradowskiego/Krótkiej, między Bartniczą a Słodową, na osiedlu Łukasiewicza, przy Gałczyńskiego, Miętowej, Żwirki i Wigury, Popłacińskiej, Dobrzyńskiej, Morelowej i Otolińskiej.

Drewnianymi płotkami zostały jednak wygrodzone tylko trzy z tych placów: przy ul. Morelowej, Dobrzyńskiej i Popłacińskiej, ponieważ znajdują się blisko ulic. Te place zabaw, w których znajdują się potencjalne kocie i psie kuwety, czyli piaskownice – zostaną ogrodzone na wiosnę przyszłego roku. - Ogrodzenie placów zabaw zaraz po montażu urządzeń uniemożliwiłoby dowiezienie i rozplantowanie kruszywa przy użyciu ciężkiego sprzętu – wyjaśnia wiceprezydent Buczkowski powody, dla których nowych placów nie ogrodzono od razu, i podkreśla, że wszędzie zamontowano także regulaminy informujące o zasadach zabawy w tych miejscach. Jedną z podstawowych zasad jest zakaz wprowadzania psów i kotów na teren placu zabaw.

MOIM ZDANIEM: Co się stało z „graniem w piłę”?

Wakacje 1998 r., około 17.00. Biegniemy z przyjaciółką na boisko szkolne. Mimo popołudniowej pory upał nadal nie daje żyć, asfalt boiska niemal się topi. Mamy ze sobą dwie piłki – do kosza i siatkową. Dlaczego dwie? Bo w normalne, wakacyjne popołudnie wszystkie boiska, choć asfaltowe i upadek na nich kończy się naprawdę głębokim zdarciem skóry, są okupowane do późnego wieczora i nigdy nie wiadomo, na którym akurat zwolni się miejsce. Boiska są cztery: na tym do piłki nożnej rządzą zazwyczaj starsi chłopcy, latają w tę i nazad za piłką, bez koszulek, spoceni, czerwoni jak pomidory i opaleni od całodziennego kopania piłki, zajadle walczą o zwycięstwo swojej drużyny. Klną oczywiście jak szewcy – jak to na sportowców w walce pogrążonych przystało, ale niecenzuralne słowa nikną gdzieś w ogólnym powodowanym sportowymi emocjami wrzasku. Cztery kosze na boisku obok zajmują kilkuosobowe grupki różnopłciowe. Dokazują, spierają się, nad głowami latają pomarańczowe piłki do koszykówki i słychać „ej, pooooodaj” (to od piłkarzy) oraz magiczną liczbę „33”, która oznacza, że właśnie któryś szczęśliwiec zwyciężył w grze o tym samym tytule.

Na boisku do siatkówki też dużo ruchu – siatki co prawda nie ma, więc gra się przez związane sznurowadła. Dwie wysokie dziewczyny z liceum toczą siatkarski bój z trójką znacznie niższych, ale ruchliwych chłopców z ósmej klasy podstawówki. Walka jest zacięta, młodzież się stara: dziewczyny nie chcą przegrać ze smarkaczami, dla chłopaków oddać zwycięstwo w ręce bab to dyshonor. Na połowie ogrodzonego boiska do tenisa kilku młodszych chłopców przepędzonych przez starszyznę z boiska do nożnej, zapamiętale kopie do ustawionych ze zwiniętych bluz czy koszulek bramek. Na bieżni w tę i z powrotem kursują amatorzy rolek, a ci, którzy rolek nie mają, dzielnie towarzyszą im na rowerach. Gdzieś w przyszkolnych krzakach chowają się młodociani palacze. Boisko żyje pełnią życia mniej więcej do 22.00, gdy zapada zmrok. I tak dzień w dzień.

Wakacje 2011, około 17.00. Spacerujemy z przyjaciółką i z naszymi psami obok czterech boisk. Mimo popołudniowej pory upał nadal nie daje żyć, asfalt boiska niemal się topi. Przy koszach nikogusieńko, pustkami świeci również boisko do siatki, tenisowe, bieżnia… Przy jednej bramce największego z boisk kilkuletni chłopczyk kopie piłkę z nadrukiem Harrego Pottera, na bramce stoi średnio uradowana tą rozrywką babcia brzdąca. I tak dzień w dzień.

Czyżby niż demograficzny można było naprawdę zaobserwować nawet na boiskach sportowych? Nie, to nie to, po prostu dzieci i młodzież, która kilkanaście lat temu dzień w dzień walczyła o zwycięstwo w podwórkowych turniejach w nogę, siatkę, kosza czy nawet słynne „33”, teraz wlepia ślipia w ekrany komputerów i wali w klawiaturę czy tez nadwyręża kciuki na czymś, co przed laty nazywało się joystickami, walcząc z wampirami, ścigając się w wyścigach superszybkich wirtualnych samochodów czy – tak, tak, są nawet takie gry – łapiąc muchy… Efekt jest łatwy do przewidzenia: rośnie nam garbate, blade i nierzadko otyłe pokolenie z ogromną wadą wzroku, które ma co prawda 1500 znajomych na portalu społecznościowym, ale „z podwórka” zna tylko równie garbatego, bladego Przemka z ogromną wadą wzroku, z którym rzecz jasna rywalizuje o liczbę punktów w jakiejś grze komputerowej czy konsoli. 

Z całego serca trzeba przyklasnąć ideom zamieniania asfaltowych boisk na takie z prawdziwego zdarzenia. Ale najlepsze chęci pomysłodawców skwerów, orlików, małpich gajów, drążków i drabinek mogą nie wystarczyć, by zaludnić pełną witalności zgrają nowo powstające obiekty sportowe. Trzeba by wymyślić supercwany plan, by garbatych i prawie już ślepych od całodziennego wpatrywania się w monitor małolatów odciągnąć od klawiatury i zachęcić, by zamiast walczyć z wirtualnym potworem powalczyły z piłką.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE