reklama

Obszary zdegradowane. Gdzie najgorzej?

Opublikowano:
Autor:

Obszary zdegradowane. Gdzie najgorzej? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW Płocku obrazek zniszczonych kamienic nie należy do wyjątkowych. Nie wszystkie jednak należą do miasta. Co można zrobić? Na początek wyznaczono obszary najmocniej zdegradowane, aby zapoczątkować proces rewitalizacji. Na sesji radni mieli zagłosować nad przyjęciem planów. Padły też gorzkie słowa wobec dotychczasowych działań.

W Płocku obrazek zniszczonych kamienic nie należy do wyjątkowych. Nie wszystkie jednak należą do miasta. Co można zrobić? Na początek wyznaczono obszary najmocniej zdegradowane, aby zapoczątkować proces rewitalizacji. Na sesji radni mieli zagłosować nad przyjęciem planów. Padły też gorzkie słowa wobec dotychczasowych działań.

Stare Miasto, osiedle Kolegialna, Dobrzyńska, Skarpa, Radziwie, Pradolina Wisły i Tysiąclecia, to tam miałoby być najgorzej. Tak wynika z diagnozy, na której opierano się przy wyznaczaniu obszarów najmocniej zdegradowanych. Za obszar zdegradowany uznano teren w stanie kryzysowym z powodu nagromadzenia negatywnych zjawisk społecznych, dodatkowo obciążony jednym z negatywnych zjawisk: gospodarczych, środowiskowych, przestrzenno-funkcjonalnych lub technicznych. Dokładnie w takiej kolejności osiedla kwalifikują się także do rewitalizacji. W zamierzeniach umieszczono również tereny byłej cukrowni w Borowiczkach. Stwierdzono, że obszar rewitalizacji na terenie Płocka nie jest większy niż 20 proc. powierzchni miasta i nie jest zamieszkały przez więcej niż 30 proc. mieszkańców.

Brak żelaznej konsekwencji

W trakcie sesji o głos poprosił prezes stowarzyszenia Starówka Płocka, Jerzy Skarżyński. Już na początku swojego wystąpienia zganił urzędników za „brak żelaznej konsekwencji” przy rewitalizacji. Proces, który został zapoczątkowany w kolejnych kadencjach samorządu, traktowano coraz bardziej niedbale. - Ale jak ma być dobrze, skoro średniowieczne artefakty wyrzuca się do śmieci, brakuje architekta miasta i konserwatora zabytków? - pytał mieszkaniec Starego Miasta. - Płock jest miastem niesamowitym. My tu stąpamy po historii. To była stolica państwa, nasze miasto odznaczono Krzyżem Walecznych. Wyznaczmy, zgodnie z projektem uchwały, obszar zdegradowany, a następnie wydzielmy obszar do rewitalizacji – prosił, po czym przywoływał wyniki diagnozy, fatalne dla starówki, przodującej w wysokich wskaźnikach ubóstwa, bezrobocia, przestępczości.

Jerzy Skarżyński wskazywał na brak planu zagospodarowania przestrzennego dla sporej części gminy, w tym dla starówki. To w nim wskazuje się możliwe funkcje, na których muszą bazować później potencjalni inwestorzy. - Gdybyśmy mieli prawo lokalne, nie byłoby problemu z ul Piekarską, z samowolą budowlaną – nawiązywał do sprawy budowy apartamentowca, który początkowo miał stać się dominantą w tej okolicy. Wspomniał o zbyt małej ilości zieleni. - Miasto nie jest dobrze napowietrzane, stąd może te nasze problemy zdrowotne. Brakuje ochrony krajobrazowej. Starówka to największe zagęszczenie muzeów, czyli to, co chcielibyśmy pokazać osobom przyjezdnym. Mamy 162 zabytki, w tym około setki w obszarze płockiej skarpy. Skarpy też niedługo możemy nie mieć – ponieważ w jej przypadku trzeba się liczyć z procesem osuwania, a więc i z wydatkami na jej umacnianie. Ponadto o zabytki trzeba dbać. - A my wydajemy 677 tys. zł rocznie na dotacje dotyczące zabytków, a tylko na jeden festiwal przeznaczamy co najmniej milion złotych.

Prosił, aby kontynuować to, co już zostało rozpoczęto na Starym Mieście i nie rozdrabniać się na wielohektarowy teren. - Przeglądałem rozwiązania w innych miastach dotyczące polityki parkingowej. Tam często nie ma wjazdu na starówkę. Tu potrzeba także żelaznej konsekwencji i pieniędzy, ale nie na żaden kolejny festiwal. Jeśli chcecie zapisać się złotymi zgłoskami w historii Płocka, wynieśmy się ponad podziały – apelował gorąco do radnych.

Tomasz Kominek przyznał, że było to piękne wystąpienie. On swoje odniósł do „przywrócenia do życia” terenu Radziwia, m.in. zagospodarowania nabrzeża w aspekcie przeciwpowodziowym, terenu byłej mleczarni, stadionu Stoczniowca. Cieszył go fakt, że sporo inwestycji wpisano już do miejskich planów inwestycyjnych. - Życzę 30 mln na zapowiadane inwestycje na Radziwiu – a nie kilku milionów, jak to już bywało.

Radny Andrzej Aleksandrowicz przywołał także teren byłej cukrowni w Borowiczkach. - Mam jednak wątpliwość, czy jeśli będziemy próbowali robić wszystko jednocześnie, uda się cokolwiek. Skończy się na tym, że tu zrobimy coś na jednym osiedlu, coś tam na drugim, jakieś niewielkie rzeczy wszędzie, ale niczego w rzeczywistości nie zrewitalizujemy – i zwrócił uwagę, aby wszystko odbywało się etapami. - Teren byłej cukrowni jest własnością spółki „Polski Cukier”, a nie miasta - kontynuował. Pytał też: - Czy to ułatwi spółce pozyskanie funduszy na taki cel?

Dość kołtuństwa

O głos poprosił także inny mieszkaniec, Paweł Stefański. Przypominał, na czym polega rewitalizacja. - Jest to proces odbywający się na kilku obszarach, którego celem jest zatrzymanie upadku postępującej nędzy, pauperyzacji i odwrócenie trendu, stworzenie warunków do rozpoczęcia rozwoju - dlatego też wzbrania się przed nazywaniem odnowienia Fary czy Młachowianki rewitalizacją. To raczej remont. - Na Radziwiu już są zaczątki rewitalizacji społecznej. Są ludzie prężnie działający na rzecz swojej społeczności. Jak się zrobi coś to tu, to tam, to pożytku nie będzie. Działania muszą być skoncentrowane. Dosyć kołtuństwa, dbania tylko o to co na zewnątrz. Zatrzymajmy upadek i stwórzmy warunki do rozwoju i życia w tym mieście pod każdym względem. Oczywiście, że o zabytki trzeba dbać. W Płocku mamy ich dużo, ale to żaden powód do domu, bo 80 proc. nie zasługuje na takie miano. Oznacza jedynie, że wymagają wydania dużych pieniędzy. Gdyby konkretny budynek nie znajdował się w rejestrze zabytków, podobne efekty można uzyskać za połowę kwoty. Tu trzeba zabrać się do tego z głową - apelował

- Ten materiał nie sprawi, że w ciągu roku czy dwóch odmienimy wszystko łącznie z Radziwiem – upominał prezydent Nowakowski. Chodzi o proces długookresowy, przekraczający jedną, dwie kadencje samorządu. - Wiemy, co chcemy zrobić i na co sięgać po środki unijne – wyjaśniał.

Wiceprezydent Terebus przypominał, że miejskiego architekta zastąpiła miejska komisja urbanistyczno-architektoniczna. - Tu wszystko jest pod kontrolą. Z kolei Ewa Dobek, która wcześniej już pracowała w tym samym biurze, "pełni obowiązki" konserwatora zabytków. Wskazane cztery podobszary wymagają natychmiastowej interwencji. To dopiero pierwszy krok, przed nami są jeszcze plany miejscowe i program rewitalizacji. Zgadzam się, że rewitalizacja powinna dotknąć wszystkich aspektów, także społecznych czy remontów. W przypadku byłej cukrowni to ułatwienie przy sięgnięciu po środki zewnętrzne.

Radni jednogłośnie zagłosowali za przyjęciem planu dotyczącego obszarów zdegradowanych.

Czytaj też:

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE