W sobotni wieczór Maciej Maleńczuk wystąpił z zespołem Psychodancing w charytatywnym koncercie, zorganizowanym przez płocki PCK. W amfiteatrze zjawiło się ok. 3000 osób w bardzo różnym wieku, choć przeważali tacy po czterdziestce i starsi. Maleńczuk błyskawicznie nawiązał kontakt z publicznością, grał, śpiewał i... opowiadał niemal dwie godziny. W marynarce, białej koszuli z kołnierzem postawionym w górę, na wysokim stołku barowym. Oczywiście dość szybko w związku z tym pojawił się utwór „Barman”.
Każda piosenka miała dedykację lub swoją historię.- Idę kiedyś ulicą, a ktoś łapie mnie za rękę. Nie mam czasu, mówię – opowiadał Maleńczuk. - Maciek! - mówi ktoś. Patrzę, a to moja pierwsza dziewczyna, o Boże, myślę, ile to już lat minęło....
I błyskawicznie zaczął się utwór „Dawna dziewczyno”, zresztą później powtórzony. Była też dedykacja dla tych, którzy wyjechali na saksy do pracy, albo dla tych, którzy wybrali karierę wojskową. - Czyli po liceum poszli na trepa, zamiast na panienki - mówił Maleńczuk. - A część z nich trafiła do Afganistanu i wyciągała maksimum 10 tysięcy miesięcznie.
Tym, którzy nienawidzą swojej roboty, muzyk dedykował utwór „Emerytura”. Później się na chwilę zasępił: - Tą piosenkę dedykuję moim przyjaciołom, którzy nie potrafili sobie odmówić tego, czego ja sobie odmówiłem. I kolejno odchodzą... Dziękuję za brawa, bo nie było łatwo!
I popłynął nostalgiczny utwór „Gdzie są przyjaciele moi”. - A teraz coś dla tych, co siedzieli,siedzą lub będą siedzieć – śmiał się artysta. I poleciało: - Nie wiem czy wierzę jej czy nie wierzę...
Bohater wieczoru radził uważać na kobiety, bo jak poznają nasze tajemnice,to może być różnie, mogą zrobić z tego użytek. Na przykład... sprzedać Faktowi. - Miałem babcię Zofię, miała tylu mężów, że nie jestem w stanie podać nazwiska – śmiał się Maleńczuk. - Język jej był tak plugawy, że moja matka zabroniła mi się z nią widywać. Ale lubiłem tam chodzić, bo babcia miała ten plus, że przygotowywała koktajl na winie z dodatkiem spirytusu. Raz patrzę na spód literatek, a tam swastyka. Karafka – to samo! Babciu, skąd ty masz ten serwis, pytam. A ona: pij, obłudniku, bo mi kolejkę wstrzymujesz!
Przy salwie śmiechu publiczności popłynęła „Cicha woda”, „Tango libido”. Kolejny utwór Maleńczuk zadedykował w pierwszej kolejności tym, którzy przeczytali „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa, w drugiej – tym, którzy przeczytali ten utwór ze zrozumieniem, a w trzeciej -tym, którym się podobał. - Jest tam bal i pewien Woland, oczywiście ja jestem tym Wolandem, to oczywiste – zapewniał publikę tonem nie znoszącym sprzeciwu. - I szukałem Małgorzaty, zrobiliśmy casting, zgłosiły się 124, ale niestety żadna się nie nadawała. Może dlatego, że królowa jest tylko jedna?
Maleńczuk pozwalał sobie na luźne wstawki, które nieraz dziwiły jego kolegów, a widzów rozśmieszały. - Coś ci nie stroi, stary – wypalił do jednego z muzyków. - Jeszcze raz to zacznij!
Pod koniec występu muzyk podsumował: - Mam nadzieję, że pomiędzy tymi gównianymi piosenkami, jakie lecą z radia, znaleźli państwo dziś choć trochę prawdziwej poezji.
I jakby z przekory na zakończenie zaserwował publiczności długą wiązankę żywiołowych przebojów włoskich, rosyjskich i francuskich z lat 70. i 80. To był chyba hit imprezy, bo sporo zachwyconych osób zdecydowało się nawet na tańce między rzędami.