Czy jest Pan zadowolony z minionej edycji Audioriver?
Piotr Orlicz-Rabiega: Tak. Jestem bardzo zadowolony, zważywszy na trudności jakie dotykają festiwal i całą branżę.
Pogoda okazała się dosyć łaskawa, chociaż padało każdego dnia. Wiem, że o pogodę zawsze są obawy. W tym roku udało się zawrzeć “porozumienie” z aurą i deszcz nie doskwierał tak, jak rok temu.
Opady były intensywne, ale trwały po godzinę, góra dwie. Dotkliwe były piątkowe opady - kiedy wszyscy zbierali się do przyjścia na festiwal zmoczył ich deszcz i goście na teren festiwalu przyszli później. W sobotę padało już później, więc już byli na plaży, musieli się schować. Na pewno zmoczyło, ale po pierwsze nic poważnego się nie wydarzyło. To pokazuje, że festiwal od strony technicznej był prawidłowo zbudowany, a to bardzo ważna rzecz. Po drugie pogoda jest od nas niezależna. Na każdym portalu jest prośba do nas, abyśmy zmienili datę festiwalu.
Przyznam, że też o tym pomyślałem.
Jaką mamy pewność, że tydzień wcześniej czy tydzień później deszcz nie będzie padał? [kolejny weekend w Płocku był jeszcze bardziej ulewny - red.]. Musielibyśmy wejść w datę 2 festiwalu: tydzień po Audioriver odbywa się Off Festival, tydzień wcześniej jest Sunrise. Oczywiście oba są nieco inne, ale na pewno część publiczności jest taka, że przyjechałaby na obydwa. Kilkanaście lat temu rozdzieliliśmy datę z Off Festivalem po to, żeby sobie pomagać, a nie wchodzić w tę samą datę.
Przed festiwalem zdradzał Pan, że chciał się wybrać na dwa koncerty m.in. Moderata. Udało się?
Tak, byłem na Moderacie i Worakls Orchestra, chociaż niedługo. Myślę, że na tej, trochę inaczej zbudowanej scenie, wybrzmiało to naprawdę pięknie. Koncert Moderata był wyjątkowy. Koncert muzyki elektronicznej w wykonaniu 25-26 osób, jak to w przypadku Worakls Orchestry, to zawsze coś wyjątkowego.
To był magiczny występ.
Lubię tego typu koncerty. Mieliśmy kiedyś London Electricity Big Band. To drum'n'bass, czyli trochę inny wymiar. Tutaj mieliśmy połączenie elektroniki, popu, jazzu - to pokazuje, jak muzyka elektroniczna jest dziś szeroka.
Widziałem, że w czasie festiwalu cały czas był pan w ruchu - sprawdzał, doglądał czy wszystko gra tak, jak należy. Czy był pan na każdej scenie?
Myślę, że tak. Na jednych częściej, na jednych trochę rzadziej.
To wynika z pana charakteru, chęci dopilnowania wszystkiego czy po prostu pan chciał zobaczyć co i jak?
Tak, taki już mam charakter. Wolę podejść i zobaczyć. Gdyby się działo się coś złego… a co chwilę jestem informowany o rzeczach zakulisowych. To nie zawsze są złe rzeczy, czasami ktoś mówi “Piotrek, przyjdź”, bo dzieje się coś wyjątkowego, magicznego. Tak, taki mam styl - zahaczę na chwilę o VIP, spotkam się z kimś, porozmawiam 10 minut. Potem dalej chodzę po wszystkich scenach, wracam do biura odpisać na maile, które w nocy też wpływają. Nie lubię mieć zaległości. Czasami człowieka zmorzy sen i tak miałem w tym roku, przespałem się z 2 godziny. Trzeba jednak wstać i przypilnować, żebyśmy zakończyli koncerty. Większość artystów, którzy grają na scenach tanecznych typu Kosmos czy Circus, z chęcią przedłużyłoby ostatnie sety. My musimy po pierwszym dniu odpocząć, posprzątać po festiwalu, a po drugim ten sprzęt jedzie dalej, na kolejny koncert czy festiwal. To wszystko jest dograne. Może nie co do minuty, ale nie ma miejsca na przedłużenie setów o 2 godziny.
Jaka była w tym roku frekwencja na Audioriver?
19 tys. osób. W piątek na pewno było trochę mniej. Jest 30-procentowy spadek, który zapowiadałem. Pod wszystkimi scenami było pełno. Nawet spod Circusa, który był troszeczkę węższy w tym roku, ludzie się “wylewali”. Było trochę luźniej, ale już w sobotę trzeba było trochę pokluczyć, żeby przejść w kulminacyjnych godzinach 00:00-3:00 główną ulicą. Ludzi było dużo.
Pamiętam edycje, kiedy na Audioriver bywało 30 tys. ludzi.
Tak, ten spadek jest. Sytuacja całej branży jest taka, że ludzie odpływają od festiwali.
Fest Festival się np. w ogóle nie odbył.
To zupełnie inna para kaloszy. Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać.
Branża ma problemy i dochodzimy do spraw ekonomicznych. 10 tys. gości mniej oznacza straty ekonomiczne. Mówiąc kolokwialnie - dostał pan po kieszeni.
Na pewno. Widzieliśmy jednak wcześniej o pewnych rzeczach, jak np. inwestycji Orlenu i zajęciu części bazy noclegowej. To nie tak, że budżet festiwalu był projektowany pod taką liczbę osób, jaka była w 2019 roku. Starałem się tak to zrobić, żeby jak najbardziej zoptymalizować budżet. To nie tak, że 10 tys. ludzi to 5,5 mln złotych mniej. Nie, aż takiej straty nie ma. Nikt nie ma przeterminowanych płatności w naszą stronę, fundacja też nie ma przeterminowanych płatności w stosunku do setek swoich podwykonawców.
Wszyscy sobie zadajemy pytanie: jaka jest przyszłość Audioriver?
Nad tym pracujemy. Póki co najwięcej pracuję nad rozliczeniem minionej edycji festiwalu. Nienawidzę, kiedy na biurku leżą mi faktury do opłacenia, o opóźnieniach nawet nie rozmawiamy. Na razie tym się zajmuję. Prowadzę też rozmowę o przyszłości z inwestorem, z kilkoma potencjalnymi dużymi sponsorami. Myślę, że ktoś taki musi się pojawić, żeby festiwal został w Płocku. Wydaje mi się, że nie ma możliwości sfinansowania festiwalu z biletów i środków z urzędu miasta.
Czyli zakładając frekwencję na poziomie ok. 20 tys. osób, po prostu musi wejść duży sponsor.
Tak. Przy rosnących cenach, zmniejszonej bazie noclegowej, która będzie taka jeszcze przez 3-4 lata, w moim mniemaniu nie ma możliwości utrzymania festiwalu na taką skalę. Gdybyśmy zmniejszyli festiwal np. do 4 scen, czyli to co przewiduje umowa z POKiS, budżet by się zmniejszył. Z drugiej strony nie wiem czy ktoś może odpowiedzieć na pytanie jak na to zareagowaliby fani.
Myślę, że ludzie przyzwyczaili się do tego, że teren festiwalu jest ogromny. Jest różnorodność, strefa chilloutu, można odpocząć w różnych miejscach.
No właśnie! Jak już się coś da, to trudno to zabrać.
Taka jest natura ludzka.
Tak, trochę jestem ofiarą własnego, festiwalowego sukcesu. Daliśmy bardzo dużo. Broń Boże niczego nie wypominam. To była moja indywidualna decyzja, że chcemy więcej, lepiej, pokazać wiele scen, większą różnorodność. Muzyka elektroniczna jest bardzo szeroka. Nie wszystkie gatunki eksplorujemy, bo uważamy niektóre zupełnie nie pasują do idei festiwalu - miłej, spokojnej, przyjacielskiej publiczności.
Trudno powiedzieć, co zrobić. Rozmawiałem kilkukrotnie z prezydentem Nowakowskim, pewnie jeszcze nie raz się spotkamy. Trudno powiedzieć. To nie są łatwe decyzje. Nie rozmawiamy o tutaj o kwocie rzędu 300-400 tys. złotych. Jedna z osób, które otrzymały zaproszenie z urzędu miasta, rozsiewała plotkę w strefie zakulisowej, że szantażuję prezydenta, urząd miasta i chcę więcej pieniędzy. To plotka, ale ktoś to rozsiewa. Słyszałem, jak ta osoba to mówi do jednego z płockich przedsiębiorców, który po prostu był na festiwalu, ale w żaden sposób nie jest z nim związany. Nie mam pretensji do urzędu miasta, bo ma swoich partnerów.
Nie będę występował o większe środki. Robiłem to już kilkukrotnie. Problemem jest to, że mimo bardzo dobrych chęci w urzędzie miasta, z prezydentem Nowakowskim i Radkiem Malinowskim [dyrektor Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki -red.] na czele, pewne decyzje nie są zależne tylko od Nich. Musi je przegłosować rada miasta. To będzie trwało, a festiwal nie może sobie na to pozwolić. Budżet miasta jest głosowany w grudniu. Gdybyśmy zaczęli sprzedaż biletów grudniu czy styczniu to mamy 100-procentową pewność, że festiwal będzie jeszcze mniejszy. Jeśli jakieś pieniądze we współpracy z miastem czy płockimi spółkami by się znalazły… Nie znalazły się przez tyle lat, więc z tyłu głowy człowiek się zastanawia: czy mimo dobrych chęci się znajdą w tym roku i następnych latach?
Ktoś mi w zeszłym roku zarzucił, że w zeszłym roku mówiłem, że festiwalu może nie będzie i to takie granie pod publiczkę. Powtórzę jeszcze raz: gdybym grał pod publiczkę i widział w tym profit, to na miesiąc czy dwa przed festiwalem oficjalnie bym ogłosił, że to jest ostatni raz na tej pięknej plaży i liczył, że na fali sentymentu przyjedzie 1000 osób więcej. 1000 osób to 500 tys. złotych. Czegoś takiego nie chciałem robić. Jak będę pewny decyzji to na pewno ją ogłoszę i już nie zmienię.
Kiedy się to może wydarzyć?
Chciałbym do końca sierpnia, a może i jutro! Rozmawiamy z dużymi partnerami. To, co wydarzyło się przy okazji FEST Festivalu wpłynie na rynek. Zastanawiamy się jak bardzo. Zaufanie pewnych instytucji do festiwali może ulec zmianie. Oczywiście, jeśli jest długoletni partner i festiwal ma wieloletnią historię, nie ciągną się za nim żadne złe historie, a Audioriver jest takim festiwalem, to myślę że będzie trochę inaczej. Jeśli jest jednak nowy partner, który nigdy nie wchodził w branżę festiwalową, a teraz chciałby spróbować, to po tym co wydarzyło się w Chorzowie może zacząć się zastanawiać: jak mogę zabezpieczyć zainwestowane środki? Partnerzy komercyjni najczęściej płacą po festiwalach, ale partnerzy przygotowują całą kampanię, zatrudniają agencję reklamową, eventową, PR-owską, kupują reklamy, kupują strefę. To są setki tysięcy złotych, a potem okazuje się, że nie może się wystawić.
To trochę problem.
W tym roku dwa duże festiwale zostały odwołane, nie z przyczyn obiektywnych - tak bym to określił. Dziesiątki tysięcy osób kupiły bilety i to czy otrzymają zwrot może wpłynąć na decyzje zakupowe gości wszystkich festiwali. Te festiwale, które mają historię, jak Audioriver, będą miały mniejszy problem. Czy ludzie będą chcieli kupować bilety w pierwszej, drugiej, trzeciej transzy czy jednak będą woleli poczekać, aż zobaczą że festiwal jest zbudowany, a pracownicy czekają na bramkach. Wydać swoje ciężko zarobione pieniądze, a potem nie móc ich odebrać przez wiele miesięcy albo w ogóle… Myślę, że młodzi ludzie szanują swoje środki.
Z tego co rozumiem, żeby festiwal się odbył, machina musi ruszyć najpóźniej na przełomie sierpnia i września.
Jesteśmy w fazie prowadzenia rozmów z artystami. Idziemy identycznym torem, jak w poprzednich latach. To najdłuższy proces. Większość partnerów technicznych jest z nami od lat. Oni wiedzą, trzymają dla nas sprzęt i na to mamy trochę czasu. Natomiast proces bookingowy w tej chwili normalnie prowadzimy, on trwa 365 dni w roku. Rozmowy na temat końcówki lipca przyszłego roku są cały czas prowadzone. Niczego nie potwierdzamy, bo czekamy na informacje: na jaką skalę, czy w Płocku, czy w Płocku jakaś część, a gdzie indziej inny projekt. Naprawdę, chciałbym to wiedzieć, żeby mi to z tyłu głowy nie siedziało, bo to obciąża. Aspektów jest tak wiele, wszystko musi się ułożyć w jedno. Potem i tak jest ogromna doza ryzyka. Summa summarum muszą się sprzedać bilety, później jest to często zależne od pogody, jak np. wpływy z gastronomii. Mówimy o setkach tysięcy złotych, które przez pogodę mogą spaść.
Jak komuś pada na głowę to nie myśli o tym, żeby pić piwo.
Stoi pod sceną, tańczy dalej, choć ma sucho w gardle. Nie kupi piwa, soku, nie pójdzie jeść, tylko będzie tańczył. Przy skali kilkunastu tysięcy ludzi jeden zakup mniej za 20-30 złotych, to np. 600 tys. złotych obrotu mniej. Taka to jest skala.
Jest jakiś artysta, którego chciałby pan zaprosić na przyszłoroczną edycję Audioriver? O ile się odbędzie.
Pewnie tak, ale nie chciałbym w tej chwili wymieniać, bo to właśnie kwestia wielkości wydarzenia. Są artyści, na których nas nie stać. Nie mówię “na pewno”, bo gdyby pojawił się jakiś kolosalny sponsor, to może się wydarzyć. Np. Fred Again jest nieosiągalny dla każdego promotora w Polsce. To kwota z sześcioma zerami i czymś z przodu, a rozmawiamy o euro czy dolarach. To są tego typu koszta.
Gdzieś z tyłu głowy mam, żeby odczarować legendę elektroniki, czyli The Chemical Brothers. Mają pecha, po raz kolejny nie zagrali. W zeszłym roku mieli zagrać na Open’erze, ale musieli odwołać występ z powodu Covida. W tym roku mieli zagrać na festiwalu, który się nie odbył. Niektórzy twierdzą, że Chemical Brothers przynoszą pecha, więc chciałbym to odczarować. To jednak znów kolosalna kwota, idąca w setki tysięcy euro. W tej chwili elektronika to takie stawki, jak rockowe, duże bandy. Oczywiście największe gwiazdy rocka czy popu biorą o wiele większe pieniądze, ale to już nie jest to, co 10 lat temu, kiedy najdrożsi artyści elektroniczni kosztowali po 20 tys. euro. Rozmawiamy o stawkach pomiędzy 100 tysięcy, a, czasami, nawet milion euro.
Wnioskuję, że jeśli przyszłoroczna edycja się odbędzie, to karnety będą sporo droższe.
Nie. Nie uważam, że powinniśmy drastycznie podnieść ceny karnetów. To znów kwestia wróżenia z fusów. Może wystarczyłoby zrobić bilety o 200 złotych droższe, a ci najwięksi fani, którzy mimo najróżniejszych niedogodności przyjeżdżają co roku do Płocka i tak by przyjechali. Przeliczając to przez kilkanaście tysięcy osób mamy 3 mln złotych do budżetu. Czy te 200 złotych zrobiłoby różnicę, jeśli karnet jest niewielką częścią składową całego wyjazdu?
Można powiedzieć, że jeśli ktoś ma wydać 2500 złotych, to wyda i 2700 złotych.
Ktoś powie tak, ktoś powie, że nie i zamiast 20 tysięcy przyjedzie 10 tysięcy. To nie jest takie łatwe “pyk” i podjąć decyzję. Do wybuchu pandemii było prosto, festiwale się rozwijały. Po pandemii rynek całkowicie się zmienił. Część pokolenia odeszła, część starszych osób stwierdziła, że potrafi żyć bez Audioriver. Ceny biletów lotniczych nadal są tanie. To lekka paranoja, że pociąg do Gdyni to 250 złotych w jedną stronę. Myślę, że bez żadnego problemu jesteśmy w stanie wyszukać tani lot do pięknego miejsca na południu Europy i za taką samą kwotę tam polecieć. Zastawiam się zawsze, dlaczego kolej w Polsce jest tak droga.
Sun/Day zostaje?
Na tym będzie mi najbardziej zależało. To najbardziej magiczna część festiwalu. Tegoroczne zakończenie było magiczne. Widziałem, jak dziesiątki osób płakały ze szczęścia. Tam się dzieje magia, że tak powiem górnolotnie. Teoretycznie jestem sobie w stanie wyobrazić inne miejsce na festiwal, to braku niedzielnej części, wydarzenia na schodach - tego nie jestem sobie w stanie wyobrazić. Nie potrafię sobie wyobrazić podobnego miejsca w Polsce, żeby zbudować podobną atmosferę.
Czytałem komentarze internautów na grupie Facebookowej. Duża grupa nie wyobraża sobie wyprowadzki Audioriver z Płocka, ale część wskazuje, że festiwal przerósł miasto.
Tak, są dwa-trzy przewodnie tematy. Pierwszy to za dużo techno/za mało techno, za dużo drum’n’bassu/za mało drum’n’bassu, czyli muzyka. Drugi to czy przenieść festiwal czy zostawić go w Płocku. Nikt nie neguje pięknej lokalizacji. Zapominamy, jak trudno zbudować jest miasteczko festiwalowe w tym miejscu. Przez prawie cały okres produkcji Audioriver przez środek przechodzi ulica. Budujemy miasteczko, a tu jeżdżą samochody. Nie znam drugiego festiwalu w Polsce, gdzie w trakcie produkcji jeżdżą samochody. To nie jest super bezpieczne. Kiedy jednak już miasteczko jest zbudowane, otworzymy bramy, to ta lokalizacja wynagradza i tego nikt Płockowi nie zabierze. Po zbudowaniu lokalizacja jest cudowna.
Trzecią kwestią jest czy robić utwardzone parkiety czy jednak nie. Jedni wskazują, że tak, bo jak tańczą to zakopują się po kolana i po kilku godzinach nie mają energii. Drugi obóz wskazuje, że po to jesteśmy w Płocku na plaży i elektryzują się tonami piasku wyniesionymi z plaży. Wysypywanie piachu z butów to coś, co zawsze zapamiętamy. Pewnie tylko ja znam wszystkie aspekty za i przeciw. Wiadomo, że jak ktoś już przyjechał do Płocka w tym roku to jest za tym, żeby festiwal tu pozostał. Z jakiegoś powodu ludzi przyjechało jednak mniej i pewnie oni by chcieli przenieść festiwal.
Może po prostu ludzie dorośli, a pan zawsze zwraca uwagę, że wśród widowni festiwalowej jest luka pokoleniowa.
Oczywiście. Składowych jest bardzo dużo. Obserwujemy wszystkiego rodzaju strony internetowe, social media, widzę, że jest to mniej więcej po połowie - zostawić, nie zostawić. Różne są argumenty. Sporo komentarzy piszą osoby, które mieszkają w Płocku i chcieliby, żeby Audioriver w Płocku został. Opinii i argumentów na temat tego czy pozostawić Audioriver w Płocku czy nie, czy kontynuować i w jakiej skali jest mnóstwo, a na końcu jedna osoba, czyli ja, musi podjąć tę decyzję, a na końcu wypić to, co powstanie - na plus czy na minus. Czy festiwal zostaje w Płocku, jeśli tak, to na jaką skalę? Czy może będzie tylko Sun/Day? Czy ktoś nam zaproponuje inne miasto? Na dziś takich rozmów nie prowadziłem. Czy partner który może się zaangażuje będzie sugerował zmianę miejsca czy też nie? Może stwierdzi, że zostajemy w Płocku, bo to tradycja. Pewnie mógłbym wymienić 50 składowych i na żadną z nich nie znam dziś odpowiedzi. Czekamy na pewne spotkania, które muszą się odbyć. Na pewno otworzą nam oczy. Najwygodniejszą sytuacją byłoby, gdyby największy koncern w Płocku zainwestował w ten festiwal. Od wielu lat nie jest zainteresowany. Sponsoruje dużo innych wydarzeń. Może nie po drodze im z kulturą? Orlen inwestuje w wydarzenia sportowe i bardzo się z tego cieszę. Telewizora nie posiadam, ale kiedy odpalam w internecie jakiś kanał, to najczęściej sportowy. Jestem fanem polskiego i dobrego sportu. Orlen sponsoruje lekkoatletykę, przez wiele lat sponsorował Roberta Kubicę, za co jestem wdzięczny. Może nie do końca po drodze mi z prezesem, ale cieszę się, że koncern sponsoruje polski motosport. Natomiast w kulturę nie do końca inwestują. Może taka jest strategia? Na moje pismo Orlen nie odpowiedział.
Podsumowując: najbliższe 2-3 tygodnie będą bardzo intensywne.
To będą dziesiątki spotkań z potencjalnymi nowymi partnerami. Nie z tymi, których mamy od lat - tu finansowanie jest stabilne. Jeśli inflacja jest wysoka, to dofinansowanie się zwiększa, żeby wartość środków była porównywalna. Ci partnerzy od wielu lat są podobni. Coraz częściej widzimy, że pewne wydarzenia sponsorują banki, firmy farmaceutyczne, ubezpieczeniowe. Z takimi firmami rozpoczęły się rozmowy. W mojej ponad 20-letniej pracy w branży zdarzały się podpisania listów intencyjnych czy wręcz propozycji umów, dodadane w kilka godzin. Zdarzały się negocjacje, które trwały trzy dni - partner przychodził, mówił jaki ma budżet i co możemy mu za to dać - pakiet medialny czy dodatkową scenę. Zdarzali się partnerzy, gdzie rozmawialiśmy o niewielkich środkach. Rozmowy trwały po kilka miesięcy i kończyły się niepodpisaniem umowy. W idealnym świecie spotkałyby się dwie strony, które chcą współpracować. Jedni mówią “możemy dać tyle”, druga pokazuje zeszłoroczny pakiet medialny. Sponsor wybiera gdzie chce być, podajemy rękę i prawnicy dogadują zapisy. Nie zawsze wygląda to tak kolorowo.
Co powiedzieć osobom, które odliczają dni do kolejnej edycji festiwalu? Widzę, że są tacy ludzie.
Nie uważam, że przyszłej edycji w ogóle nie będzie. Coś gdzieś się jednak odbędzie - na mniejszą lub większą skalę. Nie będzie dużego festiwalu, to zrobimy wydarzenia Audioriver w klubach w Polsce. Większość najbardziej znanych elektronicznych klubów, począwszy od sopockiego Sfinksa, a skończywszy na poznańskiej Tamie - to są zaprzyjaźnione kluby. Właściciele byli w tym roku na festiwalu. Rozmawiamy, żeby ta marka istniała. Natomiast jak to się potoczy na dziś na pewno nie jestem w stanie powiedzieć. Też mnie to boli, bo siedzi mi to w głowie. Po dość intensywnym okresie jaki mam, a przede mną jeszcze dwa duże wydarzenia w tym roku, chciałbym w końcu pojechać, wydaje mi się, na zasłużone wakacje. Poleżeć, popatrzeć na ocean, nic nie robić, nie odbierać telefonu, a wszystkie tematy mieć najlepiej zamknięte. I żeby wszyscy wiedzieli, że Orlicz na 3 tygodnia się wyłącza. Ale nie wiem czy będzie mi to w tym roku dane. Nie chcę zakończyć tego projektu. Najpierw wykorzystam wszystkie możliwości, żeby go kontynuować, a potem pozwolę sobie wsiąść w samolot i gdzieś polecieć.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.