Do dramatycznego w skutkach wypadku doszło w trakcie pracy.
- Mąż jest dekarzem. Kładł dach na hali w Studzieńcu, wszedł na rusztowanie i spadł z wysokości około 2-3 metrów. Do dziś nie wiemy, jak dokładnie do tego doszło. Badanie wykazało, że mąż był trzeźwy, wiemy też, że nie zemdlał. Sam póki co nie chce mówić o wypadku - przekazała nam żona poszkodowanego, pani Aniela.
Na miejscu zdarzenia lądował śmigłowiec LPR, który przetransportował mężczyznę do szpitala. Okazało się, że doznał on urazu rdzenia kręgowego i kręgosłupa w odcinku piersiowym.
- W "Stocerze" w Konstancinie-Jeziornie przeszedł operację stabilizacji kręgosłupa. Po 10 dniach przenieśli go na oddział rehabilitacyjny, na którym przebywa do dziś. Tyle że może być tam rehabilitowany zaledwie przez 16 tygodni. Po wyjściu będzie potrzebował dalszej rehabilitacji w prywatnym ośrodku neurologicznym, a pobyt tam, sprzęt ortopedyczny i całodobowa opieka przekracza nasze możliwości finansowe - tłumaczy pani Aniela.
Walka o sprawność trwa. Liczy się każda pomoc
Jak przekazali lekarze, pan Marcin będzie wymagał długotrwałej rehabilitacji - być może nawet do końca życia.
- Szanse na całkowity powrót do sprawności nie są duże, ale są. Pociesza nas fakt, że rdzeń kręgowy nie został całkowicie przerwany. Kluczowe będzie pierwsze pół roku. U męża już widzimy poprawę - co prawda jeszcze nie chodzi, ale jest już w stanie samodzielnie usiąść. Mówi, że czuje też na przykład mrowienie w nogach i w palcach u stóp - dodaje żona pana Marcina.
Przed całą rodziną długa i kosztowna droga. Właśnie dlatego pani Aniela podkreśla, że liczy się każda pomoc.
Jeśli chcecie wesprzeć pana Marcina w walce o sprawność, możecie zrobić to tutaj.
Na dzień 17 listopada udało się zebrać już niemal 6 tys. zł.
Komentarze (0)