Waga dorosłej suki husky waha się od 16 do 22 kilogramów. Sunia odebrana kilka dni temu mieszkance Płocka waży osiem kilo.
O dramatycznych losach zabiedzonej, chudej jak patyk suni poinformowała nas Anna Dziewulska, członkini stowarzyszenia SOS Husky, prywatnie właścicielka Keny - również suki husky, której historia odbiła się szerokim echem nie tylko w Płocku, ale i w Polsce w zeszłym roku, gdy płocki oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zainteresował się młodą sunią, którą płocczanin trzymał w wannie uwiązaną grubym łańcuchem do kaloryfera. Bo, jak wyjaśniał, niszczyła mu rzeczy, gryzła przedmioty, a poza tym, jego matka też gdy wychodziła przywiązywała go do kaloryfera i nic jakoś mu się nie stało… Kenę, wówczas psa, który umierał ze strachu nawet na dźwięk skrzypiącej furtki i sikał pod siebie na widok mężczyzn, wzięła do siebie właśnie pani Anna. Długie tygodnie pracowała z sunią, na nowo ucząc ją zaufania do ludzi i przygotowując do adopcji. Ale jak to w takich historiach bywa najczęściej, czworonóg z wzajemnością zakochał się w swej dwunożnej pani i Kena oczywiście została u pani Anny na zawsze. A opiekunka zaangażowała się w pomoc psom tej konkretnej rasy, współtworząc ogólnopolskie stowarzyszenie SOS Husky, zajmujące się ratowaniem psów ras północnych.
Od momentu pojawiania się w mediach kolejnych doniesień o maltretowanych czy zaniedbanych husky, zaczęto sporo mówić o tej rasie. Znawcy psich gatunków niejednokrotnie zwracali uwagę, że te piękne psy z niebieskimi oczami są jedną z najtrudniejszych do prowadzenia ras, której do prawidłowego funkcjonowania nie wystarczą dwa spacerki wkoło bloku, która zupełnie nie nadaje się też do pilnowania domu, o tym, że zabije każdą kurę w okolicy nawet nie wspominając. Źle prowadzony husky staje się krnąbrny, nieposłuszny. Jednocześnie są to psy bardzo łagodne, rzadko kiedy przejawiające agresję, tym łatwiej padają więc ofiarą maltretowania. Organizacje zajmujące się ochroną zwierząt i schroniska zaczęły bić na alarm. Jak widać wciąż niedostatecznie - tę smutną konstatację potwierdzają chociażby przypadki z Płocka: wcześniej Keny, teraz kolejnej suki z Płocka, która w ostatnich dniach trafiła pod skrzydła stowarzyszenia.
Zabiedzoną psinę odebrali opiekunce członkowie płockiego TOZ-u w asyście strażników miejskich. Kobieta na szczęście dobrowolnie zrzekła się prawa do psa, wszystkie formalności załatwiono szybko i TOZ mógł przekazać zwierzę stowarzyszeniu. - Sunia jest w fatalnym stanie i fizycznym, i psychicznym, jest wycieńczona i przerażona, niewykluczone, że była maltretowana, bo bardzo boi się ludzi, smyczy, wychodzenia na dwór - załamuje ręce Anna Dziewulska. - To po prostu sama skóra i kości. Waży osiem kilogramów, podczas gdy normą dla dorosłych suk husky jest waga od 16 do 22 kilogramów.
W misce, przy której stała sunia, był tylko rozwodniony, zepsuty chleb. - Weterynarz, do którego zabraliśmy psa, potwierdził, że przyczyną niedowagi było nieprawidłowe żywienie, a także nieleczone choroby, na które zapadła sunia: m.in. awitaminoza, przewlekłe zapalenie jelit i zawansowana robaczyca - wyjaśnia nasza rozmówczyni.
To nie wszystko - na łapach psina ma spore rany. - Jak przypuszcza weterynarz, są to najprawdopodobniej odparzenia wynikające z tego, że pies stał długi czas we własnych odchodach - tłumaczy Anna Dziewulska.
Sytuacja zabiedzonego czworonoga jest wyjątkowo trudna, bo stowarzyszenie opiekuje się aktualnie 20 „haszczakami” rozmieszczonymi w odpłatnych hotelach dla psów i w domach tymczasowych w całej Polsce. A to kosztuje i to sporo. - Przysięgaliśmy sobie, że nie weźmiemy kolejnego psa, póki nie znajdziemy nowych domów dotychczasowym podopiecznym, ale niech sama pani powie - czyż można ją było zostawić? - pyta retorycznie pani Anna.
Problem w tym, że członkowie stowarzyszenia nie bardzo mają co zrobić z przygarniętym zwierzęciem. W miejscu, w którym aktualnie przebywa, absolutnie nie może zostać, do schroniska się nie nadaje, członkowie stowarzyszenia mają domy i działki przepełnione innymi czekającymi na adopcję czworonogami. Trudno liczyć też na pomoc TOZ - jak pisaliśmy niedawno, płocki oddział znajduje się w fatalnej sytuacji finansowej, pieniędzy brakuje nawet na jedzenie dla ok. 70 podopiecznych organizacji. - Dlatego jak najszybciej musimy znaleźć jej dom tymczasowy, w którym dojdzie do siebie - wyjaśniają w stowarzyszeniu. - Nie ukrywamy też, że liczymy na wsparcie finansowe w każdej postaci, które pozwoli nam opłacić opiekę weterynaryjną i wyżywienie psiaka.
Ci, którzy byliby gotowi zaopiekować się tymczasowo zabiedzoną sunią mogą skontaktować się z panią Anną pisząc na adres lub dzwoniąc pod numer 605 965 955.
Wspomóc finansowo leczenie psa można również wpłacając datki na konto
Stowarzyszenie Pomocy Zwierzętom SOS Husky ul.Zgrzebnioka 18-20/9 43-110 Tychy Bank : Bank Zachodni WBK SA nr rachunku : 58 1090 1652 0000 0001 1802 2107
Z dopiskiem "Dla suni z Płocka"
Fot. archiwum SOS Husky
Więcej o stowarzyszeniu i jego podopiecznych zobacz na stronie
Jadła zepsuty chleb i stała w odchodach
Opublikowano:
Autor: Małgorzata Rostowska
Przeczytaj również:
WiadomościWaga dorosłej suki husky waha się od 16 do 22 kilogramów. Sunia odebrana kilka dni temu mieszkance Płocka waży osiem kilo.
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE