Z filmem o wyjątkowej polskiej noblistce wiązano ogromne nadzieje. Jak ocenia go płocka kinomaniaczka Kasia Szczucka?
"Maria Skłodowska-Curie" to jeden spośród granych aktualnie w płockich kinach filmów. Co myśli o nim recenzująca filmowe nowości miłośniczka X muzy? Poleci go czy odradzi?
[YT]https://youtu.be/HAqRN6u2Yls[/YT]
- Kasia Szczucka o "Marii Skłodowskiej-Curie"
Wybierając się na ten film, spodziewałam się wartkiej opowieści o życiu i dokonaniach naszej rodaczki - jedynej w historii kobiety, która dwukrotnie otrzymała nagrodę Nobla. Opowieści pełnej pikanterii, a jednocześnie niosącej w sobie cenny walor edukacyjny. Marie Noëlle - współscenarzystka i reżyserka w jednym - miała na przedstawienie biografii swojej imienniczki nieco odmienny pomysł. Starając się być wierną faktom z życia Marii Skłodowskiej-Curie, przedstawiła tę postać głównie przez pryzmat jej kobiecości. Skłodowska-Curie to z jednej strony matka zmagająca się z utrzymaniem rodziny po tragicznej śmierci męża, z drugiej - intelektualistka i badaczka walcząca o pozycję w zdominowanym przez mężczyzn świecie nauki, ale też namiętna kobieta zaangażowana w romans z żonatym mężczyzną.
Nie do końca przemyślane rozłożenie akcentów w przedstawionych wątkach powoduje, że po wyjściu z kina pamiętamy bardziej atmosferę skandalu, którą owiane było wręczenie Skłodowskiej-Curie drugiej nagrody Nobla niż to, jak nazywały się wynalezione przez nią promieniotwórcze pierwiastki, które ją do tego wyróżnienia doprowadziły.
Mimo zaangażowania znanych polskich aktorów z Danielem Olbrychskim na czele i ogromnego wysiłku z ich strony (film powstał w języku francuskim), z ekranu wieje nudą. Nie przekonują artystyczne zdjęcia autorstwa Michała Englerta, które przy skostniałej formule kostiumowego obrazu zdecydowanie bardziej trącą myszką, niż zachwycają świeżością.
Wielka szkoda, że tym razem potencjał drzemiący w historii życia noblistki poszedł na marne. Podczas gdy w Hollywood w przeciągu dwóch lat kręci się dwa obrazy o Stevie Jobsie, historia Marii Skłodowskiej-Curie musiała czekać aż dziesięć, aby ponownie trafić na ekrany kin. Ekipa francusko-niemiecko-belgijska nie wykorzystała jednak tego czasu, aby stworzyć coś wyjątkowego. Może lepiej gdyby tematem zajęli się polscy twórcy? Na przykład Krzysztof Rak i Maria Sadowska odpowiedzialni za sukces „Sztuki kochania…”?. Mimo że przedstawiona przez nich historia Michaliny Wisłockiej jest zbyt wyidealizowana, jednak trafia do mnie bardziej niż nudny film o kimś tak ważnym w historii światowej nauki jak Maria Skłodowska-Curie.
Film można obejrzeć w obu kinach - zarówno w Heliosie, jak i NovymKinie Przedwiośnie. Sprawdźcie repertuar:
A może już je widzieliście ten film? Zgadzacie się z opinią Kasi Szczuckiej?