reklama

Felieton: Polska Walcząca? Bez przesady

Opublikowano:
Autor:

Felieton: Polska Walcząca? Bez przesady - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMoże to i pomysłowe, może twórcze, może intrygujące. Ale przede wszystkim chyba nieco niestosowne.

Może to i pomysłowe, może twórcze, może intrygujące. Ale przede wszystkim chyba nieco niestosowne.

Chodzi o znaczek, którym od kilku dni posługują się niektórzy polscy internauci protestujący przeciwko traktatowi ACTA. Znak ma być uwspółcześnioną i przywodzącą na myśl wirtualny świat wersją słynnej kotwicy - symbolu Polski Walczącej, którą z narażeniem życia wymalowywali na murach okupowanej Polski harcerze w ramach akcji małego sabotażu. Dziś protestujący przeciwko kontrowersyjnej umowie wymalowują ją na transparentach, przyklejają na swoich facebookowych profilach i w ogóle szastają wielką, patriotyczną tradycją na prawo i lewo. Jak popadnie.

Nieadekwatność bije po oczach. Bo jak inaczej można nazwać sięganie przy takiej okazji do „narodowego pamiątek kościoła”, do symbolu, którego autorstwo według wielu źródeł należy przypisać Annie Smoleńskiej, harcerce Szarych Szeregów, która zanim została w 1943 roku zamęczona w wieku zaledwie 23 lat w obozie koncentracyjnym Auschwitz, z narażeniem życia opiekowała się rodzinami aresztowanych i dostarczała grypsy z Pawiaka? 

Ktoś powie - cel walki jest podobny - wolność. Jasne, zgoda. Ale już okoliczności tej walki są „cokolwiek” inne. Przynajmniej na razie, nie ma równości między wymalowywaniem kotwicy pod samym nosem bestialskich gestapowców, za które groził Pawiak, Oświęcim albo od razu kulka w łeb, a klikaniem "Lubię to" na Facebooku, dzierżeniem transparentów „Nie dla ACTA”, wykrzykiwaniem „Donald matole, skąd będziesz ściągał pornole” i zbieraniem podpisów pod referendum. A wystarczy "odpowiednie dac rzeczy słowo".

Wykorzystywanie potężnego symbolu Polski Walczącej do walki o wolność w sieci, walki, która dopiero jest w powijakach i za której podjęcie przynajmniej na razie nic nie grozi, przywodzi na myśl sposób mówienia histeryka, który najmniejsze bolączki nazywa tragedią, najmniejsze potknięcia - klęską, najmniejsze uwieranie - cierpieniem, a najmniejszą łzę - rozpaczą. A potem - jak wydarzy się prawdziwa tragedia, klęska, cierpienie czy rozpacz, to budzi się z ręką w nocniku, że wyprztykał się ze słów, które rzeczywiście coś znaczą i dopiero wtedy czuje dojmującą nieadekwatność. Skąd pewność, że "nadszedł czas" i że takim działaniem nie wyprzytykamy się z najważniejszych i najpotężniejszych symboli narodowych?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE