Pandemia koronawirusa trwa. Przypadków zachorowań nie ubywa, a sytuacja - zdaniem ekspertów - cały czas jest kryzysowa. W Płocku miał także miejsce pierwszy przypadek COVID-19 w szkole. I choć póki co to jedyne takie zajście, wiele wskazuje na to, że nie ostatnie. Jak na tę trudną sytuację reagują nauczyciele? Czy powrót do normalnej nauki był dobrym pomysłem?
Dyskusja o zasadności powrotu dzieci do szkół trwała w zasadzie przez całe wakacje. Nie brakuje entuzjastów jak i przeciwników tego pomysłu - pomysłu, który stał się faktem. Od 1 września, z zachowaniem reżimu sanitarnego, uczniowie wrócili do szkolnych ławek. Niewielu łudziło się jednak, że w tej sytuacji nie przybędzie nowych przypadków koronawirusa w szkołach. Tak się stało. Jeden z nich miał miejsce w Płocku. Zachorowała nauczycielka skazując tym samym całą klasę - dzieci wraz z rodzicami - na izolację.
Jak zdradził w rozmowie z nami Paweł Pilichowicz, dyrektor jednej z mazowieckich szkół podstawowych, atmosfera w placówce jest co najmniej napięta, a sytuacja z pandemią wymusiła wprowadzenie specjalnych procedur.
- Obostrzenia sanitarne, wynikające z zaistniałej sytuacji sprawiły, że dyrektorzy musieli przygotować procedury dla swoich placówek. My to zrobiliśmy - tłumaczy w rozmowie z nami dyrektor Szkoły Podstawowej w Białotarsku. - Na szczęście nie jesteśmy ani w strefie żółtej, ani w czerwonej - dodał po chwili.
Placówka została przygotowana do nauki w czasie pandemii. Wyznaczono także strefę, w której rodzic może załatwić określone sprawy administracyjne. - Nauczyciele otrzymali przyłbicę, a na korytarzach, w łazienkach i tych miejscach gdzie są skupiska dzieci obowiązuje nakaz noszenia maseczek - wyjaśniał w rozmowie z nami. - Są dyspensery z płynem do dezynfekcji, a rodzic nie może wejść do szkoły w czasie trwających lekcji - dopowiada.
Pomimo wprowadzonych obostrzeń strach przed koronawirusem jest wyczuwalny - choć mniejszy niż na początku pandemii.
- Niepokój u nauczycieli, uczniów czy rodziców jest wyraźnie wyczuwalny - mówił dyrektor SP w Białotarsku. - Ten strach wynika przede wszystkim z tego, że boimy się kwarantanny. Tego, że ktoś z rodziny mógł mieć kontakt z osobą zakażoną. To jest największy problem. Nauka stacjonarna jest bowiem bardzo ważna w procesie rozwoju ucznia - zapewnia.
Pomimo uczucia niepewności dyrektor Pilichowicz przekonuje, że decyzja o powrocie dzieci do szkół była słuszna. Tę opinię podzielają także nauczyciele. - Nauka zdalna nie zdała do końca egzaminu - powiedział Paweł Pilichowicz. - Miała ona co prawda swoje plusy, jak chociażby przyzwyczajenie rodzica i nauczyciela do innych form pracy z uczniem, jednak każdy preferuje tradycyjny sposób przekazywania wiedzy - dodał na zakończenie rozmowy.
[ZT]26392[/ZT]