W ostatnich dniach liczba pacjentów dynamicznie się zwiększa. Tylko w ciągu ostatnich 24 godzin przybyło 11 pacjentów - łącznie na Winiarach i w szpitalu tymczasowym hospitalizowanych jest 95 pacjentów z potwierdzonym Covid-19 (51 przy Medycznej, 44 w szpitalu tymczasowym).
- Szpital tymczasowy zbliża się do wyczerpania pierwszego modułu. Wytyczne wskazują, że wyczerpianie 80 proc. działającego modułu daje podstawę do uruchomienia kolejnego. Jeśli sytuacja będzie się tak rozwijała, w przyszłym tygodniu zapewne będziemy musieli go uruchomić, na 28 łóżek. Wraca problem obsady lekarskiej i pielęgniarskiej, bo trzeba ją znów zwiększyć - mówi Stanisław Kwiatkowski.
Z respiratorów korzysta 10 pacjentów - 6 na "małym" oiomie, 4 na innych oddziałach. Dyrektor zapewnia, że w odwodzie jest kilkadziesiąt urządzeń.
Kolejni pacjenci, przynajmniej teoretycznie, nie powinni już trafiać na Winiary, bo miejsc (szpital ma dedykowanych 35 łóżek) już nie ma kilkunastu dni. Od kilku dni w szpital covidowy została przekształcona placówka w Sierpcu, ale mimo to chorych przybywa także w Płocku.
- Jeśli jest covid i udar albo covid i zawał, to taki pacjent trafia do nas - tłumaczy Kwiatkowski.
Ostatniej doby na Winiarach zmarła 1 osoba zakażona koronawirusem. Jak wylicza placówka, w całym 2020 zmarło 208 osób zakażonych koronawirusem. Śmiertelność w pierwszych miesiącach tego roku wśród pacjentów Winiar sięga 6,2 proc., podczas gdy w 2019 było to niespełna 3 proc., a w 2020 roku 5 proc.
- Z tymi liczbami nie można dyskutować. Za nimi stoją bowiem tragedie całych rodzin, ale też ogromna praca personelu medycznego wykonywana w trudnych warunkach i lęku przed zakażeniem. Przed akcją szczepień pracownicy Szpitala chronieni byli bowiem tylko poprzez środki ochrony indywidualnej - mówi Kwiatkowski.
Jak dodaje Marek Budny, zastępca dyrektora ds. lecznictwa, dla niektórych pacjentów walka z koronawirusem nie zakończyła się wraz z pokonaniem Covid-19.
- Wracają do nas ozdrowieńcy, cierpiący na schorzenia układu oddechowego, ze zdiagnozowanymi zmianami covidowymi w płucach. Choroba bowiem poważnie osłabia i upośledza naszą odporność- precyzuje Budny.
Szpital będzie musiał oddawać pieniądze?
2020 rok pod wieloma względami był dla szpitala trudny. Walka z pandemia wymusiła zamrożenie pewnych procedur na jakiś czas, a kolejnych miesiącach znaczne ograczenie. Przyjęcia planowe wracają powoli (hospitalizowanych jest ponad 530 pacjentów), ale jak precyzuje dyrektor Kwiatkowski, wykonywane są tylko zabiegi wpływające na ratowanie zdrowia i życia. Daleko jest jednak od normalności.
W ostatnich dniach pojawiła się informacja, że Narodowy Fundusz Zdrowia będzie domagał się zwrotu pieniędzy za niewykonane zabiegi planowe.
- Uczestniczyłem wczoraj w telekonferencji z ministrem zdrowia. Padło zapewnienie, że wysykość ryczałtu będzie utrzymana do 2021 roku. Do tej pory mamy aneksy do końca czerwca, ale minister zdecydował się przedłużyć do końca grudnia - mówi Kwiatkowski. - Z jednej strony można się cieszyć, ale proszę wziąć pod uwagę dodatkowe koszty związane z covidem. 1 stycznia wzrosło najniższe wynagrodzenie, od 1 lipca rośnie najniższe wynagrodzenie w służbie zdrowia, trzeba to wyrównać. Rośnią nośniki energii elektrycznej, tlenu, a ryczałt od 2 lat stoi w miejscu.
Jak mówi Kwiatkowski, w 2020 roku szpita przyjął o 11 tys. pacjentów mniej niż w 2019 roku.
- Na czym mamy zarabiać? Zabiegi były wstrzymywane, oddziały były przekształcane w covidowe, spadała liczba pacjentów, którzy chcieli się leczyć. Jak można zabrać nam 25 mln złotych, bo tyle kontraktu nie wykonaliśmy w 2020 roku. To jest niemożliwe. Na razie nikt o to prosił, ale z czego mielibyśmy to oddać? - pyta retorycznie Kwiatkowski.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.