To dopiero blondynka. Laska nieprzeciętna. Opowiedziała o swoim życiu dwóm kobietom, które wiedziały, co z tym zrobić...
Za przestawieniem „Laska” w reżyserii Joanny Stanowskiej, które w piątek można było zobaczyć w Płocku w nowej siedzibie Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki na Tumskiej przy okazji startującego Festiwalu Kultury i Sztuki dla osób niewidomych, kryje się niesamowita siła do walki ze światem stopniowo znikającym z pola widzenia. W tym przypadku spotkały się trzy panie, które stworzyły studium kobiety przeżywającej tragedię. Śledzimy ją krok po kroku. Słyszymy ją wraz z potężnie rozbrzmiewającym echem. Z początku podążając wzrokiem tylko za cieniami i wąską strużką światła w podłużnej, ciemnej, wypełnionej po brzegi sali. Ci, którzy nie mogli widzieć, słuchali głosu Mariusza Pogonowskiego, informującego ich, że pod ścianą stoi duży prostopadłościan, ale cień, co się na nim pojawił, już stopniowo znika … To właśnie za tą dekoracją schowała się Laska.
Kolejny raz okazało się, że nie ma to jak temat zaczerpnięty z życia. To ono pisze najbardziej zapadające w pamięć scenariusze. W tym przypadku była to biografia niedowidzącej Iwony Kaczmarek, którą ujęła w słowne karby Milena Rytelewska, a całość wyreżyserowała Joanna Stanowska. Muzykę skomponował Robert Liberek.
Tu wszystko balansowało na styku kilku światów. Wewnętrznego, w kobiecych pragnieniach o miłości i dotyku, zrozumieniu, podobaniu się. Tu ciało nabierało prymatu. – Myślałam, że nie mam duszy, tylko ciało. By mnie poznać, wystarczyło mnie dotknąć – mówiła bohaterka.
A potem pojawia się zewnętrzny świat, który musi widzieć „za szkłem” wraz poczuciem buntu przeciwko „miażdżącym” oprawkom okularów. Uciekające dioptrie powodują w niej niedowierzanie, aż po kielkujące uczucie nienawiści. – Kim jestem? Kaleką – odpowiada sobie sama. – Ona nic nie musi – a potem jeszcze dodaje, że nie posiada także przyjaciół i … kochanków. Ma tylko ręce, które widzą i słyszą w czasie pierwszych kroków po omacku. Im musiała podporządkować swój świat. Ten stał się niekompletny, zbudowany z kawałków i krętych ścieżek. Pierwszy krok, drugi, trzeci, stop … Wzrok jest tu niemalże tym kochankiem upragnionym. – Odszedłeś, straciłam tyle światła z tobą… - mówi, kiedy już trzyma swoją laskę. Z nią jedną rozstać się jest już bardzo trudno.
Przed kobietą mnóstwo nauki. Jak zrobić makijaż, żeby się nie rozmazać. Rozpoznawać balsam po zapachu. W jaki sposób zadbać o włosy i paznokcie. Pamiętać, że pilnik jest ostry. Wiedzieć, że obok ktoś siedzi i nie przemawia się w próżnię.
- Moje oczy umierają – stwierdza z niedowierzaniem. – Za co? Przecież nic nie zrobiłam. Przecież jestem taka ładna laska. (…) Moje oczy zakpiły ze swojego kalectwa, wyglądają normalnie. Mam 50 lat, tatuaż, męża, córkę, wnuka.. i od 43 lat osuwam się w mrok…Czasem by coś zobaczyć, poruszam głową w różne strony. Jak ptak.
Duet Stanowska-Rytelewska zamknął widzów w rzeczywistości, której nikt wybiera się z własnej woli. Tego przedstawienia tak po prostu nie dało się oglądać. Tylko odczuwało. Nie potrzebna była żadna wyszukana scenografia, żeby zdobyć uwagę. Owacje były głośne i nie ma się czemu dziwić. Z tą Laską naprawdę warto było się bliżej zaznajomić.
Dziś rozpoczyna się w Płocku IV Festiwal Kultury i Sztuki (dla osób niewidomych) firmowany przez stowarzyszenie "De Facto".
Fot. Portal Płock