reklama

Ala z Elementarza, lekarka świata [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Ala z Elementarza, lekarka świata [FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościZnana jako Ala z "Elementarza". Kobieta, która bez wahania jechała tam, gdzie trwała wojna domowa, aby leczyć chore dzieci. Matki szły do niej dwa dni, niosąc je w chuście na plecach. Po powrocie do kraju Alina Margolis-Edelman założyła Fundację Dzieci Niczyje. Kojarzycie mocne kampanie „Zły dotyk boli przez całe życie”, wizerunki dzieci z podbitym okiem w stroju pandy albo akcję „Przytul hejtera”? To oni je zamówili. Spoty puszczano w płockim muzeum.

Znana jako Ala z "Elementarza". Kobieta, która bez wahania jechała tam, gdzie trwała wojna domowa, aby leczyć chore dzieci. Matki szły do niej dwa dni, niosąc je w chuście na plecach. Po powrocie do kraju Alina Margolis-Edelman założyła Fundację Dzieci Niczyje. Kojarzycie mocne kampanie „Zły dotyk boli przez całe życie”, wizerunki dzieci z podbitym okiem w stroju pandy albo akcję „Przytul hejtera”? To oni je zamówili. Spoty puszczano w płockim muzeum. 

Ta historia zaczyna się na dobrą sprawę od wizyty Mariana Falskiego w pewnym mieszkaniu w Łodzi. Zjawił się w nim prezentem w szarej kopercie. Dziewczynką, dla której go przeznaczył, była Alina Margolis-Edelman, żona Marka Edelmana i założycielka Fundacji Dzieci Niczyje. Podarek okazał się wyjątkowy i z dedykacją. Był to "Elementarz" do nauki czytania i pisania. - Moje imię mu pasowało, było krótkie do napisania – wspominała w filmie dokumentalnym opisującym jej życie, który wyświetlono w czwartek w Muzeum Żydów Mazowieckich. Tuż po nim odbyło się spotkanie z przedstawicielkami FDN.

Ojciec Ali z "Elementarza", Aleksander pełnił funkcję dyrektora w łódzkim szpitalu. Jej mama Anna była lekarką, opiekowała się chorymi dziećmi. Alinę wraz z bratem i chomikiem Asem wysłała do Warszawy. Mieli zamieszkać u ciotki na ul. Mokotowskiej. Chomik niestety wypadł z kieszeni i zginął pod kołami furmanki. Wkrótce dojechała też jej mama.

W czasie II wojny światowej wydano zarządzenie nakazujące Żydom zamieszkanie w getcie. Dziewczyna uczęszczała tam do Żydowskiej Szkoły Pielęgniarek.

Wybuch powstania w getcie oglądała z zewnętrznej strony muru. Widząc co się dzieje, rodzicielka wysyła ją na aryjską stronę do żony prof. Kapuścińskiego, lecz ona na widok śmietany w szklance i kwiatków na parapecie, których sporo żydowskich dzieci ani nie widziało, ani tym bardziej nigdy nie skosztowało, postanawia wrócić. - Wcale nie miałam zamiaru być odważna, chciałam zostać nauczycielką albo pielęgniarką – mówiła do kamery.

Jej życie zmienia Powstanie Warszawskie. Jako pielęgniarka ratuje życie Markowi Edelmanowi. Udając sanitariuszkę Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, przemyca go na noszach i kładzie mu ścierkę na głowę podobnie jak chorym na tyfus. Po wojnie oboje wracają do Łodzi. Kształci się dalej w naukach medycznych, zajmuje się dziećmi chorymi na cukrzycę. W 1968 roku zaczyna się dylemat. - Kiedy spotkało się znajomego pochodzenia żydowskiego, rozmowa kręciła się wokół dwóch pytań wyjechać czy nie wyjechać – przywoływała tamte dni sprzed lat. - To było jak psychoza. Czy wysłać dzieci, a samemu zostać?

Ostatecznie wyjeżdża z nimi do Paryża. Marek Edelman pozostał w Polsce. Dla niej zaczyna się, jak twierdziła, najkoszmarniejsze pięć lat w życiu. Francuzi nie chcieli uznać jej dyplomu, przez co nie mogła wykonywać zawodu. Pracowała jako laborantka aż do momentu, kiedy trafia na ogłoszenie organizacji „Lekarze bez Granic”. Z Morza Południowochińskiego pomagała wyławiać uciekinierów z komunistycznego Wietnamu. Miejscem jej pracy stał się statek. - Nigdy nie odbierałam porodu, a tu, akurat w trakcie podróży, zaczynała rodzić młoda kobieta. Idę do kapitana. Ten mnie pyta, kto może zginąć, dziecko czy matka. Mówię, że zapewne dziecko. Dla niego powrót do Singapuru mógł skończyć się śmiercią 151 Wietnamczyków, którzy byli na pokładzie.

Dalej pracowała dla „Lekarzy Świata”. Organizacja potrzebowała pediatry. Był tylko jeden problem, nie znała języka hiszpańskiego. Kiedy już się podszkoliła, wyjechała do Salwadoru. Udawała się tam, gdzie rozgorzała wojna domowa. Opowiadała: - Lekarzy nie było. Czasem matki niosły do mnie na plecach swoje chore dzieci dwie doby, zawijając je przedtem w chusty. Zaczynając pracę o godzinie 7.00 rano, stała już kolejka. Musiałam dokonywać segregacji z powodu ograniczonej ilości łóżek. Przypominała mi wydarzenia z Treblinki, wszystko co tam działo się z Żydami. Wybierałam te dzieci, które wydawały mi się do uratowania. Jestem laikiem, nie wierzę w Boga. W sumie żałuję, że tak jest, bo mając w sobie wiarę zapewne łatwiej żyć i umierać.

W Polsce założyła w 1991 roku Fundację Dzieci Niczyje, aby zajmowała się problemem sieroctwa społecznego. Organizowała fundusze, aby sprowadzać do Polski chore dzieci na leczenie. Na koniec filmu przyznała, że zdaje sobie sprawę z komentarzy odnośnie jej wyjazdu z kraju. - Strasznie mnie to bolało. Niektórzy uważają, że ludzie pracujący w organizacjach humanitarnych są lepsi od innych. Tak nie jest. Wszyscy robią to dla siebie. Ja też zrobiłam to dla siebie – w ten sposób chciała pomóc samej sobie.

W Bośni i Hercegowinie współtworzyła ośrodek dla ofiar gwałtów. W Sankt Petersburgu pomagała utworzyć ośrodek dla dzieci żyjących na ulicy. Pracowała w szpitalach w Czadzie i Afganstanie. Już w kraju, poza FDN, zainicjowała działalność fundacji SOS Pomoc chorym w Polsce. Za wkład w swoją pracę otrzymała na wniosek dzieci Order Uśmiechu, któremu towarzyszył rytuał wypicia z uśmiechem soku z cytryny. Zmarła w 2008 roku w Paryżu.

Nie wszystkie wspomnienia z dzieciństwa są słodkie

W spotkaniu w Muzeum Żydów Mazowieckich uczestniczyły dwie przedstawicielki fundacji, Zofia Winawer i Marta Skierkowska. Przypomniały, że w tym roku mija 25 lat odkąd powstało FDN. - Alina w filmie opowiada łagodnie o trudnych sprawach, ale ona nie należała do najłagodniejszych osób. Pamiętam ją, jako kobietę zdecydowaną, sporo wymagającą od siebie i innych. Jej prośba graniczyła z rozkazem, przez co ciężko było odmówić. Ja swój wykonałam z przyjemnością - mówiła Zofia Winawer.

Poznały się w Paryżu przy próbie zebrania funduszy na konwoje z lekami. W tych transportach, które miały trafić do Polski, przemycano również materiały dla Solidarności. Kiedy już powstała fundacja potrzebowano osoby, która zajmie się komunikacją, ogarnie sprawy związane z public relations. W ten sposób Zofia Winawer otrzymała propozycję pracy od Aliny Margolis-Edelman.

Tak jak przy każdej działalności, wszystko, co wiązało się z FDN, trzeba było rozkręcić na szerszą skalę. Wprowadzeniem w to, czym się zajmują, zajęła się Marta Skierkowska. - W 1994 roku pojawiły się badania na temat przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej wobec dzieci na warszawskiej Pradze Południe. Od tego czasu nasz zakres działań stale się poszerza. Organizujemy pomoc psychologa i psychiatry dla krzywdzonych dzieci oraz dla jednego z rodziców, aby nie musiało liczyć wyłącznie na siebie.

Cześć, jestem Wojtek...

Fundacja interesuje się bezpieczeństwem dzieci w internecie i to już od 2004 roku, a więc od czasu, kiedy dostęp do sieci nie był tak powszechny. Zdecydowali się na kampanię reklamową „Nigdy nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie”. Spoty miały ostrzegać przed pedofilami zagadującymi w sieci. - Szef tej amerykańskiej agencji tak się przejął istotą problemu, że sam ubrał się w ohydny podkoszulek i w niej wystąpił – przypomniała Zofia Winawer.

Pracują z rodzicami przedszkolaków i parami oczekującymi na dziecko w ramach programu „Dobry Rodzic - Dobry Start”. W szkołach starają się wdrażać politykę zapewniająca ochronę dzieci tak, aby pracownicy pozostawali czujni i w razie podejrzenia, że jakiemuś szkrabowi dzieje się krzywda, reagowali. Uruchomili bezpłatną linię telefoniczną dla dzieci, które mają problemy, ale wstydzą się by o nich opowiedzieć lub nie ma komu im doradzić z powodu braku zainteresowania ludzi z bliskiego otoczenia. Szkolą również personel hotelowy z kodeksu postępowania w razie, gdyby zauważyli kogoś, kto co i raz przyprowadza ze sobą inne dziecko lub twierdzi, że to jego syn lub córka, chociaż jest to mało prawdopodobne. Chodzi o komercyjne wykorzystywanie dzieci, prostytucję, żebractwo i handel nieletnimi. W ten sposób udało się złapać kilku sprawców. Przygotowują dzieci, które były świadkami traumatycznych zdarzeń, do składania zeznań. Aby działo się to w jak najbardziej komfortowych warunkach.

- Nie wszystkie przypadki, z którymi się stykamy, kończą się sukcesem – przyznała Marta Skierkowska. - Doceniamy jednak nawet te małe zmiany u naszych podopiecznych. Ufają nam, wracają ze swoimi dziećmi i proszą, aby pomóc. Mówią, że ich życie nie potoczyło się tak, jakby sobie tego życzyli i chcą oszczędzić podobnego losu swojemu pierworodnemu.

Fot. Karolina Burzyńska / Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE