reklama

Adoptował psa, który nie widzi [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Adoptował psa, który nie widzi [WYWIAD] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościHistoria tego psa zaczyna się na warszawskich ulicach. Właśnie stamtąd zgarnęli go strażnicy miejscy i przywieźli do schroniska. – Znalazłem taką sierotę z prawie zerową szansą na adopcję – mówi Rafael Dominik, obecny właściciel niewidomego i niemłodego już psa. Przeczytajcie, jak wygląda dzień psiny i jego pana.

Historia tego psa zaczyna się na warszawskich ulicach. Właśnie stamtąd zgarnęli go strażnicy miejscy i przywieźli do schroniska. – Znalazłem taką sierotę z prawie zerową szansą na adopcję – mówi Rafael Dominik, obecny właściciel niewidomego i niemłodego już psa. Przeczytajcie, jak wygląda dzień psiny i jego pana.

Owczarek colie spędził w warszawskim schronisku jakieś trzy miesiące. Najprawdopodobniej od małego szczeniaka poznawał świat wszystkimi dostępnymi mu zmysłami poza wzrokiem. Przypuszczano, że miał właściciela, ponieważ ktoś go nauczył podstawowych komend. Rafael Dominik, pracownik Młodzieżowego Domu Kulrtury w Płocku i fotoreporter współpracjący z płockimi mediami, zobaczył zdjęcie psiny w sieci i zapragnął się nią zaopiekować. W taki sposób owczarek z Warszawy trafił do Płocka.

W schronisku psa nazwano Antosiem. – Zabrakło mi weny, a poza tym jakoś nie potrafiłem dopasować do niego żadnego innego imienia – śmieje się nowy pan. Tym sposobem Antoś stał się Tośkiem. Jak żyje im się razem?

Portal Płock: Jak to się stało, że owczarek trafił do ciebie?

Rafael Dominik: Śledziłem stronę warszawskiego schroniska "Na Paluchu", chociaż na początku nawet nie miałem konkretnych planów adopcji. Wolontariusze wstawili na nią zdjęcie Tośka.

Dlaczego śledziłeś warszawskie schronisko, a nie płockie?

- Mają tam wolontariuszy, którzy wyprowadzają zwierzęta, średnio na jedną osobę przypada 10 psów do opieki. To daje możliwość poznania zwierzęcia, ktoś mógł mi opowiedzieć, w jaki sposób dany pies zachowuje się na smyczy. Zresztą to nie jest mój pierwszy pies - wcześniej przygarnąłem sunię z warszawskiej Fundacji Azylu pod Psim Aniołem. Znaleziono ją ranną w rowie. Po wypadku przeszła operację. Miała metalowe wstawki po zabiegu.

Jesteś aktywny zawodowo, długo cię nie ma w domu. Dlaczego wziąłeś akurat niewidomego, leciwego psa? Skąd taka decyzja?

- Pewnie, że się wahałem, ale zbyt mocno brakowało mi psa. Na zdjęciu w internecie zobaczyłem taką sierotę z prawie zerową szansą na to, że ktoś ją przygarnie. Pomyślałem sobie, że zagwarantuję mu lepsze warunki niż te w schronisku.

Taka miłość od pierwszego wejrzenia?

- No tak.

Większość marzy o szczeniakach...

- Szczeniaka musiałbym wychowywać, a przy moim trybie życia nie starczyłoby mi na to czasu. Wolałem dorosłego psa, którego mógłbym do siebie dopasować. Dlatego od początku dzięki wolontariuszom wiedziałem, że mój Tosiek nie jest ani łagodnym pieskiem, ani też przesadnie agresywnym wobec obcych, że umie chodzić na smyczy i zachować czystość. Niektórzy mi odradzali. Pytali „po co pakujesz się w opiekę nad starym psem?”. Dwa razy pojechałem do schroniska, żeby z im wyjść na spacer, lepiej go poznać. Chciałem przekonać się, czy mnie zaakceptuje. Po trzeciej wycieczce wróciliśmy do Płocka razem.

Czego najmocniej się obawiałeś?

- Martwiłem się, co będzie z wchodzeniem po schodach przy jego problemach ze wzrokiem, jak sobie poradzi w domu.

Udało się?

Na tych schodach trzeba go asekurować, ale idzie. Po dotarciu zaraz wskoczył na fotel w salonie, na drugim urządził sobie legowisko, chociaż planowałem właśnie ten mebel wynieść do piwnicy. To raczej nowe legowisko musiałem wynieść! Na początku miałem też obawy, czy zostawiony sam w domu,  nie będzie płakał, zawodził. Nasłuchiwał kroków. Wszędzie chciał za mną chodzić, nawet do łazienki, ale w końcu się przyzwyczaił. Dotarło do niego, że jest w domu. Szybko się przekonałem, że trzeba było mu dozować jedzenie, bo obojętnie, ile bym mu nie wsypał do miski, wszystko zjadał na zapas. Karmę na trzy dni pochłaniał w jeden dzień! W końcu żył na ulicy. Chował jedzenie za wersalką, o czym dowiedziałem się przy sprzątaniu mieszkania. Teraz już sam sobie dozuje. Wie, że czeka na niego pełna miska.

Jak na Tośka reagują twoi znajomi albo ludzie spotykani na ulicy?

- Nie od razu wszyscy się orientują. Zwłaszcza na spacerach, kiedy go spuszczam ze smyczy. Dopiero kiedy ktoś spojrzy na oczy… On nie biega, tylko chodzi. Odpada rzucanie mu patyka na aport. W domu bawimy się w przeciąganie sznurka albo rzucanie piłeczki. Sądzę, że nie widzi od szczeniaka, więc jest przyzwyczajony do takiego świata. Po mieszkaniu przemieszcza się na pamięć. Słyszy, gdzie piłeczka upada. Kiedyś jedna pani rzuciła się do głaskania, a on obcych nie lubi, więc lepiej tego nie robić. Niektórzy litują się nad nim, bo taki biedny. Mówię im wtedy, że takie psy wcale nie są gorsze od innych i też zasługują na szansę. Tosiek na komendę siada i podaje łapę.

Mocno psoci?

- Próbował obgryzać buty, ugryźć nikogo jeszcze się nie udało, chociaż próbował (śmiech). Raz nie spodobał mu się kot stojący pod drzwiami, choć ogólnie nie ma z nimi problemu. W jednym jednak wolontariusze się pomylili. W schronisku wobec innych psów był ugodowy, a tu po zadomowieniu okazało się, że ani myśli tolerować inne psy. Czasem bywa nawet zabawnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy drugi pies sto za nim, a on szczeka na niego, jakby stał w zupełnie innym miejscu. Jeśli powinienem go czegoś oduczyć, to zdecydowanie szarpania smyczy na widok innego psa. Ważącego 30 kilogramów Tośka wcale nie tak łatwo utrzymać!

Przez długi czas zostawiałem przy nim jedzenie. Zawsze było nietknięte, ale do czasu kurczaka z rożna. Danie postawiłem i wyszedłem. Po powrocie został tylko rozbity talerz. To była niedziela, a ja zostałem bez obiadu. Od tego czasu staram się nie stawiać jedzenia w jego zasięgu. Bardzo lubi rodzynki. Kiedyś kilka spadło, spałaszował co do jednej. Co na ziemi, to jego.

Taki pies to znacznie większy obowiązek?

- Nie sądzę. Nim po prostu trzeba zajmować się w inny sposób. Z większym wyczuciem. Czasem muszę być jego oczami. Na przykład wtedy, kiedy jesteśmy u weterynarza.

Na spacerze idzie tuż przy nodze?

- Nie muszę go ciągnąć na smyczy. Stara się jednak od ode mnie mocno nie oddalać. Wybieram dla nas tereny z jak najmniejszą ilością przeszkód, idealnie nadaje się tu Parowa. Park dla psów też mógłby w Płocku powstać…

Dla ciebie wiek Tośka nie stanowi żadnego problemu? Ma już około 10 lat.

- Będzie ze mną krócej, więc nie każdemu to pasuje, ale dla mnie jest niczym członek rodziny. To ze mną spędzi swoje ostatnie lata. Zasługuje na lepsze warunki niż te znane mu ze schroniska. Minęło już kilka miesięcy. Wierzę, że podjąłem dobrą decyzję. Wiem też, że wezmę następnego psa, kiedy Tośka już ze mną nie będzie. Również dorosłego i ze schroniska.

Gdybyś jednak musiał wyjechać, co zrobisz?

- On potrafi jeździć autobusami. Kupię bilety dla nas obu. W razie czego mam kilkoro znajomych, z którymi mógłbym go zostawić. Moja sąsiadka już jest w nim zakochana, chociaż wcześniej odradzała adopcję.

Każdy będzie w stanie odpowiednio zadbać o niewidomego psa?

- Tu nie chodzi o wzrok. W tym przypadku trzeba liczyć się z większymi nakładami finansowymi i zmierzyć się z faktem, że będzie to towarzysz na krótszy czas, dlatego to musi być bardzo mocno przemyślana decyzja. Trudniejsze od Tośka psy znajdują dom.

Co takiego trzeba w sobie mieć, aby podjąć taką decyzję, jak ty to zrobiłeś?

- O zwierzęta po prostu trzeba dbać. To zupełnie normalny odruch.

Fot. Rafael Dominik, Karolina Burzyńska

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE