Czy ktoś chce, czy nie, to niemal kompromitacja, by zespół naszpikowany europejskimi gwiazdami strzelił przez 60 minut gry zaledwie 19 goli i stracił punkt w Puławach.
Gospodarze, z eks-wiślakiem Piotrem Masłowskim w bramce, rozpoczęli bez respektu i po pięciu minutach wygrywali z Nafciarzami 4:1. Płocczanie dzięki dobrej postawie Marcina Wicharego w bramce doszli na 5:5 i trwałą wymiana ciosów. Do przerwy na tablicy pojawił się wynik 9:9.
Po 10 minutach drugiej połowy zrobiło się 14:12 dla gospodarzy. Za faul trzecią dwuminutową karę i czerwoną kartkę otrzymał słabo dysponowany Toromanowic. W 50. minucie m.in. dzięki trzem kolejnym bramkom Arkadiusza Miszki Nafciarze prowadzili 19:15, ale chyba znów zaczęli myśleć o sobotnim pojedynku o godz. 15 z Constantą w Lidze Mistrzów. Trochę za wcześnie, bo Puławy ani myślały oddać dwa punkty i trzy minuty przed końcem przewaga stopniała do jednego gola.
Gra się zaostrzyła, a sędzia dzielił dwuminutowymi karami na lewo i prawo. Minutę przed końcem Puławy wyrównały na 19:19, sala szalała! Strzał Miszki obronił Piotr Wyszomirski, więc ogromnie zdenerwowany trener Nafciarzy poprosił o czas. Ostatnie 15 sekund Nafciarze obronili remis.
Najskuteczniejszy wśród Nafciarzy była Miszka – 8 goli, w tym 4 z karnych.
Jedno jest pewne - Puławy postawiły najwyższe wymagania z tegorocznych rywali, ale styl gry do soboty musi się poprawić nie o 100, lecz o 200 procent!