reklama

Płocczanka na mistrzostwach świata. Marta Motylewska o sporcie półprofesjonalnym, swojej przygodzie i kobietach w tym świecie [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Płocczanka na mistrzostwach świata. Marta Motylewska o sporcie półprofesjonalnym, swojej przygodzie i kobietach w tym świecie [WYWIAD] - Zdjęcie główne
Autor: archiwum prywatne Marty Motylewskiej

reklama
Udostępnij na:
Facebook
SportMarta Motylewska z Płocka w listopadzie wystartowała na Mistrzostwach Świata IRONMAN 70.3 w Marbelli. Jak sama mówi, nie mierzyła tam w zwycięstwo, bo z profesjonalnymi sportowcami bardzo trudno jest rywalizować. Z Martą rozmawiamy o jej przygodzie ze sportem, zaletach i wadach, dopingu w półprofesjonalnym świecie i czy warto pchać dzieci w tym kierunku.
reklama

Marta powiedz mi: co się dzieje w życiu człowieka, że podporządkowuje swoje życie startowi w mistrzostwach świata w triathlonie i pokonuje 70 mil biegnąc, jadąc na rowerze i pływając?

Marta Motylewska: Nie wiem jak jest u innych. U mnie jest zapał, determinacja. Od dziecka lubię sport, jako dorosła wróciłam do sportu. Jakoś tak się to potoczyło, że po bieganiu przyszła jazda na rowerze, a potem triathlon i na maksa się zaangażowałam. Ja po prostu lubię się zmęczyć, lubię ambitne tematy. To długie i ciężkie trasy, ale one mi odpowiadają, bo mam wydolność. Zawdzięczam to treningom wioślarskim w młodości, to mi dało bazę. Pamięć mięśniowa zostaje.

reklama

Porozmawiajmy o początkach, czyli wioślarstwie. W Płocku są tradycje wioślarskie, więc to całkiem normalna droga. Skąd to się jednak wzięło?

Z przypadku. Członkowie klubu chodzą po szkołach, szukają osób z predyspozycjami. Chodziłam do Szkoły Podstawowej nr 6, było spotkanie, wyższe dziewczynki zaprosili na obóz, badania zdrowotne. Po prostu to przeszłam, pojechałam na obóz do Kruszwicy i tak się zaczęło. Mogę to polecić każdemu, kto ma dzieci. To świetna nauka systematyczności i takiego przysłowiowego “radzenia sobie”. Dziś czasy są inne, my 25 lat temu jak wyjeżdżaliśmy na obóz, to dzwoniliśmy do rodziców z budki telefonicznej i wysyłało się kartki. Te czasy już oczywiście nie wrócą, ale ja to bardzo miło wspominam.

reklama

W gimnazjum w “70” lekcje zaczynaliśmy o 9:00, bo rano był trening, więc ja już od małego jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy.

To jest jednak zawsze coś kosztem czegoś. Czasu i sił na inne aktywności siłą rzeczy było mniej.

Do tego dochodzi nauka, z którą na szczęście nie miałam problemu. Zawsze miałam dobre oceny, potrafiłam to godzić. Jeśli rodzice się obawiają, że się nie da tego połączyć, to ja mogę być przykładem, że jest inaczej. Po prostu trzeba chcieć.

reklama

Na jakim etapie skończyło się wioślarstwo?

W liceum. Chodziłam do III LO, jeszcze przez chwilę to ciągnęłam, ale później zrezygnowałam.

Co udało się wywalczyć?

Wiesz co, już nie pamiętam nawet. Startowałam w lokalnych zawodach, pamiętam że były zawody na Malcie i Kruszwicy.

reklama

Śmiesznie się złożyło, że miałam też epizod wioślarski w Budowlanych, w Toruniu już jak byłam na studiach. Brakowało mi sportu, odezwałam się do koleżanki i się okazało, że jest klub, mogę przychodzić, popływać. To już jednak nie było to samo.

Zaczęłaś biegać.

Tak, zaczęły się starty. Kolega mnie namówił na półmaraton świętych Mikołajów, w Toruniu. Jak już się startuje, to fajnie by było złamać 2 godziny. Udało się, przebiegłam bodajże z czasem 1:54. Człowiek się nakręca - jak się przebiegło półmaraton, to pojawiają się myśli o maratonie. Po drodze był półmaraton w Warszawie, jakieś lokalne biegi i w końcu przebiegłam maraton w Gdańsku.

Po maratonie kolano odmówiło posłuszeństwa, przez moment nawet chodziłam z kulami. Musiałam się uspokoić.

Kontuzje kolana są dość poważne.

Nie ukrywam, że do dziś “bujam się” z tym kolanem. Trochę odpoczęłam, ale kolega z Erasmusa napisał, że ma darmowe pakiety na maraton w Atenach. Pozostało tylko kupić bilety lotnicze. To był 2015 rok, pakiety były warte jakieś 400 złotych. Loty znalazłam za grosze. I tak to już się toczyło. Wróciłam do Płocka i zainteresowałam się lokalnymi wydarzeniami. Tak się złożyło, że poznałam chłopaków z Płockiego Klubu Kolarskiego, a rower towarzyszył mi od dziecka. To był mój środek transportu.

Jesteś wciąż młoda, ale już pracujesz, masz swoje obowiązki. Biegasz, jeździsz na rowerze. Gdzie jeszcze pływanie?

Znajomy namówił mnie na triathlon w Kartuzach, bodajże 5 km biegu, 20 km roweru i 500 czy 750 metrów pływania. Ja płynęłam wtedy żabką. Ukończyłam, miałam dużą frajdę. Spodobało mi się tak, że jak Garmin Iron Triathlon zrobił triathlon w Płocku to zapisałam się.

Był to 2017 rok. Zajęłam 3. miejsce w swojej kategorii wiekowej. Miałam już rower szosowy, wystartowałam jako laik. Skoro po takim starcie jest podium, to jakiś potencjał chyba jest? A przypominam, pływałam żabką.

Stopniowo ewoluowało, więcej inwestowałam w sprzęt, więcej jeździałam na zawody. Po pewnym czasie się przełamałam, zaczęłam pływać kraulem. Mam niezłą żabkę, ale ten styl męczy nogi, a pływanie jest pierwsze. Nieoptymalnie. Pamiętam swój pierwszy start w “piance”, specjalnym kombinezonie. Poczułam, że nie jestem już tak zmęczona na rowerze.

Czyli sprzęt robi robotę.

Tak. Sprzęt pomaga. W bieganiu nie ma znaczenia czy mamy buty z karbonową podeszwą czy nie, jakoś tam pobiegniemy. Kenijczycy biegają na boso, a robią kosmiczne czasy. W pływaniu i na rowerze to już tak nie działa. Pianka daje wyporność, człowiek się mniej męczy.

Triathlon to drogi sport? Ile trzeba wyłożyć, żeby zacząć startować?

To pytanie czy chcemy od razu ścigać się z najlepszymi czy nie. Polecam swoją ścieżkę - nie kupiłam od razu roweru za 40 tys. złotych, a i takie są. Nie trzeba też od razu kupować pianki, można startować w normalnym stroju.

Ile za tobą ukończonych triathlonów na pełnym dystansie?

To zależy o co pytasz. To zależy od dystansu. Pełny to 3,8 km pływania, 180 km roweru i 42 km biegu. To pełny Ironman, a wyjaśnijmy może przy okazji, że to nazwa zawodów organizowanych przez federację WTC.

Dwa razy ukończyłam pełnego Ironmana.

Ile trwa przygotowanie do takich zawodów?

W obu przypadkach te starty były nieco spontaniczne…

Poczekaj, bo jednak nie wierzę, że nawet będąc w miarę regularnie trenującą osobą nagle stwierdzasz: zrobię Ironmana.

Trenowałam triathlon, startowałam w połówkach, więc byłam w cyklu treningowym. W PTT Delta Płock polecają triathlon w Bydgoszczy, jest tam dobra trasa. Zapisałam się kilka miesięcy wcześniej.

Musiałam zacząć więcej biegać, pływałam w jeziorze, w Grabinie. Zauważyłam przy okazji, że pływanie w otwartej wodzie jest czymś innym niż w basenie. Na 25-metrowym basenie kluczowe jest odbicie. Brakuje w Płocku 50-metrowego basenu.

I tym sposobem dochodzimy do teraźniejszości. W listopadzie byłaś na Mistrzostwach Świata Ironman 70.3, w Marbelii w Hiszpanii. To tak zwana połówka Ironmana, czyli 1,9 km pływania, 90 km jazdy na rowerze i 21,1 km biegania. Skończyłaś z czasem?

5:31. To zawody, w których czas nie do końca ma znaczenie. Pływanie jest w otwartym morzu z falami, pod wiatr. Czasy nie były kosmiczne, w porównaniu do innych, ale tam po prostu była bardzo ciężka trasa kolarska.

Co cię skusiło, żeby wystartować w takich zawodach?

We wrześniu 2024 roku wywalczyłam złoty medal w swojej kategorii wiekowej w Zofingen w Szwajcarii. To był duatlon, tylko bieganie i rower, ale poczułam, że mogę rywalizować poza krajowym podwórkiem. Udało mi się wyprzedzić nawet zawodniczkę profesjonalną, która miała po prostu gorszy dzień. Poczułam się jak profesjonalny sportowiec, byłam nawet na kontroli antydopingowej. Pomyślałam, że trzeba iść za ciosem.

Kilka tygodni wcześniej na zawodach w Gdyni wywalczyłam slota na udział w mistrzostwach świata 70.3 IM. Otrzymywały go 2 najlepsze osoby w kategorii wiekowej. Wbiegłam na metę przeszczęśliwa, bo złamałam tam 5 godzin. Nie wiedziałam, która jestem. Jacek, mój partner, mówi, że mam 2 miejsce. Wszyscy brali te sloty, bo Hiszpania jest blisko, a i finansowo do udźwignięcia. To nie są Stany Zjednoczone. Europa to jednak Europa.

Decyzję trzeba podjąć od razu po zawodach, a to koszt 3 tysięcy złotych. O 19:00 albo 20:00 jest rozdanie nagród, wyczytują twoje nazwisko i musisz się określić: bierzesz albo nie.

Nie startowałaś z nastawieniem, że się uda? Bo chyba wiedziałaś, że taka możliwość jest.

Tak, oczywiście. Zapisywałam się tam dla trasy kolarskiej, bo bardzo lubię Trójmiasto, a w Gdyni jest dobra trasa, jedna pętla 90 km. Poszłam za ciosem, pomyślałam: biorę. Trzeba się było więc jakoś przygotować.

Koszty utopione! Decyzja podjęta, zapłacone. Jak taki półprofesjonalny sportowiec przygotowuje się do takich zawodów?

Podeszłam już bardziej profesjonalnie. Zazwyczaj trenowałam sama, nikt mi nie podpowiadadał, chociaż miałam epizod biegowy u śp. Wojtka Więckowskiego.

Postanowiłam odezwać się do Zbyszka Gucwy, żeby mi rozpisał treningi, usystematyzował. Chciałam zobaczyć jaki będzie rezultat, jeśli będzie jakiś plan. Cały rok bazowałam na rozpisce. Nie było już spontaniczności, starałam się słuchać porad kogoś, kto ma doświadczenie. Zaskoczyłam się, bo jak trenowałam sama to czasami nie potrafiłam odpuścić, a to pokazało mi, że więcej nie zawsze znaczy lepiej.

Czułaś, że jak nie padasz na twarz to trening niezrobiony?

Dokładnie. Żeby to dobrze wybrzmiało: to nie znaczy, że nic nie robię. Trenowałam prawie codziennie.

Jak to wygląda u osoby, która ma swoje obowiązki zawodowe od poniedziałku do piątku i czasu na trening trzeba szukać gdzieś indziej.

Trzeba go znaleźć. Nie ukrywam - czasami się nie udawało. Profesjonaliści trenują 20-30 godzin tygodniowo, u mnie to 7-8, do 11 godzin bliżej startu. Trenuję zazwyczaj popołudniami. Mam trochę łatwiej, bo nie mam jeszcze dzieci, więc ten czas po pracy jest dla mnie. Oczywiście są obowiązki domowe, jakie każdy ma.

Staram się trenować codziennie. Najgorzej jest z basenem, bo to cała wyprawa. Ostatnio wybieram Miodolankę. Jest spokojniej, czasami jestem sama na torze. Może od razu powiem, że są różne ćwiczenia, rozgrzewka i tak - czasami pływam z deską. Kupiłam też rurkę, żeby poprawić wydolność.

U mnie poranne treningi nie wchodzą w grę, więc czas na basen mam tylko po pracy. Dłuższe trasy rowerowe robię zazwyczaj w weekendy. Startuję zawsze z Podolszyc. Kierowcy nie są jednak dość przychylni, zanim się dojedzie na spokojniejszą drogą to trzeba walczyć o życie.

To jakieś 10-11 miesięcy przygotowań. Nie dłuży się?

Nie. Są po drodze inne starty w Polsce, ale też w Płocku. Jest trochę checkpointów po drodze. Trzeba też uważać żeby nie przesadzić, bo najlepszej formy nie można mieć na każdy start. W sumie ciężko mi powiedzieć czy trafiłam z formą w Hiszpanii. Stres mnie zjadł, nie jestem do końca zadowolona. Uważam, że stać mnie było na lepszy wynik.

Marta Motylewska na Półmaratonie Dwóch Mostów w Płocku, fot. Michał Wiśniewski 

Rozumiem, że nie biegłaś tam po zwycięstwo.

Nie, jestem racjonalistką. Na pewnym poziomie pływanie ma znaczenie.

Każde 30 sekund robi różnicę.

Nawet każde kilka sekund, tak małe były różnicy. Poziom był bardzo wyrównany, świat idzie do przodu. Amatorzy tacy jak ja nie zajmują pierwszych miejsc. Czołowi zawodnicy jednak z tego żyją. Są ludzie, którzy mają własną działalność albo mają zadaniowy czas pracy i dla nich nie jest problemem zrobienie godzinnego treningu w ciągu dnia. Są zawodnicy, którzy żyją z dochodów z mediów społecznościowych, to się staje popularne. Ja założyłam ostatnio Instagrama, ale nie jest łatwo się przebić. Naprawdę trzeba się udzielać.

W mojej kategorii wiekowej (29-34) są zawodniczki, które były zawodowcami, a teraz startują w “age grouperach”.

Startowałaś więc po jak najlepszy czas. I?

Na rowerze wyprzedziłam ponad 300 zawodniczek ze swojej kategorii, więc to na co liczyłam zdało egzamin. Ja się przed zawodami zawsze stresuję. Dopadło mnie już 2 dni przed zawodami.

Już pomijam, że woda nalała mi się do oczu, bo to się oczywiście zdarza. Po raz pierwszy miałam jednak odczucie, że jest źle, że zaraz podniosę rękę żeby mnie wyciągnęli. Zacisnęłam jednak zęby, zawzięłam się i dopłynęłam.

Wszystko odbywa się ciągiem. Jest strefa zmian, gdzie trzeba się ubrać w kask, buty kolarskie itp. Po wodzie byłam w takim amoku, że wpadłam po worek z rzeczami, a tam strefa na 6000 ludzi trochę miała. Trzeba było kawałek dobiec. Jestem przy rowerze, a tu się okazuje, że nie mam okularów kolarskich. Świeci słońce, myślę, że bez okularów się nie da na takim dystansie. Wracałam przez całą strefę.

Rozumiem, że nikt nie włączył pauzy na stoperze.

Oczywiście, że nie. Spędziłam tam ponad 5 minut. Prosty błąd, straciłam sporo czasu nie fizycznie, a właśnie przez takie coś.

Kiedy wsiadłam na rower uwierzyłam w siebie. Postawiłam sobie za cel, żeby żadna dziewczyna mnie nie wyprzedziła. I tak było - ja wyprzedzałam, a mnie nie. Chociaż tu sprzęt ma znaczenie. Myślałam, że będzie trasa górzysta i nie będzie potrzebne koło dysk. Pierwszy podjazd był techniczny, górski, a potem proste, długie zjazdy. Dziewczyny z dyskami jechały tam ponad 70 km/h. Ja już nie miałam z czego dokręcać. Może to trochę abstrakcyjne, ale po prostu miałam już młynek. Działają też zasady fizyki - im ktoś cięższy, tym szybciej zjedzie. To mnie zaskoczyło, bo zjazdów było więcej, niż podjazdów.

Widziałem w karcie zawodów, a ma to kilka stron, że jest punkt który nazywa się “zwiedzenia trasy”. Nie widziałaś jej wcześniej?

Widziałam, ale pewnych rzeczy nie widać. Naprawdę nie sądziłam, że zjazdy są takie proste. Poza tym ja nawet nie mam dysku, więc nic by mi to nie dało.

Czyli na takich zawodach przepaść między profesjonalistami a amatorami jest już widoczna.

Wszystko miało znaczenie. Rower skończyłam, pobiegłam swoje. Teraz już spokojnie biegam czasy 4:20-4:40 po rowerze, jak zaczynałam biegałam 5:30 na kilometr. Swoje trzeba wybiegać, żeby mieć lepszy czas. Nogi trzeba do tego przyzwyczaić. Na własnej skórze przekonałam się, że rower ma znaczenie - wcześniej startowałam na rowerze szosowym i śmiałam się, że moje nogi są jak dwa kołki. Jak schodzę z roweru triathlonowego jest lżej.

To tak jakbyś ścigał się maluchem z mercedesem. Taka jest zasada, powiedzmy.

Wbiegasz na metę. Jakie uczucie ci towarzyszy?

Mieszane. Człowiek wbiega na metę, powinien być w euforii, że ukończył mistrzostwa świata. A ja wbiegam na metę i myślę, że skopałam temat. Nawet nie wiedziałam która jestem. Nie chciałam patrzeć, myślałam, że jestem gdzieś daleko. Byłam 82 na około 330 zawodniczek w mojej kategorii wiekowej. Nie było tak źle. Gdybym nie pomyliła się w tej strefie, to pewnie przesunęłabym się w okolice 60 pozycji. Brakowało doświadczenia, to były moje pierwsze takie zawody na takim dystansie. Trzeba pamiętać gdzie masz rower, gdzie masz sprzęt. Powtórzmy: tam było 6000 zawodników. Zobaczyłam jak wygląda impreza tej rangi.

Wcześniej powiedziałam sobie, że nie będę planowała więcej takich startów, bo wiadomo, że to koszty, ale teraz muszę wrócić na mistrzostwa świata i pokazać na co mnie stać.

Czyli plan na 2026 rok to zdobycie przepustki?

Miałam okazję wziąć slot do Nicei, ale to było jeszcze przed startem w Marbelli. Nie zdecydowałam się.

Plan jest. Startuję w Gdyni i Krakowie w lipcu i sierpniu. Nie ma jeszcze informacji, ale powiedziałam sobie, że jak będzie slot, to go biorę.\

arch. prywatne Marty Motylewskiej

Czyli podprogowo przygotowujesz się do startu, no bo skoro raz się zakwalifikowałaś, to czemu nie znów?

Tak, przygotowuję się. Mam plan wrócić na mistrzostwa świata. Śmieję się, bo zmienia mi się kategoria wiekowa w przyszłym roku. W triathlonie mówi się, że dobrze jest otwierać kategorię. To nie zawsze działa, ale tak się mówi.

Coś w tym jest, że lepiej mieć 35 lat niż 40 ze sportowego punktu widzenia.

Dokładnie. Chociaż ja jestem pod wrażeniem jakie wyniki robią kobiety po 40. To niesamowite. Później już nie ma szybkości, ale jest wytrzymałość.

Chociaż ja jeszcze pracuję nad szybkością. Zauważyłam, że dużo mi dają biegi na 10 km. Udaje mi się trzymać tempo, w listopadzie na roztrenowaniu w Staroźrebach miałam 3:59 na kilometr.

Startujesz w zawodach, czasami wygrasz, wejdziesz na pudło, a czasami nie. Ile taki amator jest w stanie wyciągnąć z takich startów?

W triathlonie więcej wykładasz, niż zarabiasz. Więcej można zarobić na lokalnych biegach, bo tu jest szansa wygrać. Chociaż nawet jakbym tam wygrała, to dostałabym tylko statuetkę. Nie ma nagród finansowych. One są tylko dla profesjonalistów. Agegroupperzy dostają tylko statuetki. W Zofingen dostałam złoty medal, statuetkę. Bardzo ładny, bardzo mi się podoba i tyle. Do wyboru był jeszcze gadżet. Ścigamy się dla satysfakcji.

Widzę, że są grupy zawodników, którzy startują w amatorskich zawodach i zgarniają nagrody. Wydaje mi się, że można z tego przeżyć.

Tak, w bieganiu są takie osoby. Są zawody, w których jest coś do wygrania, jeśli reprezentują jakiś poziom to są w stanie oszacować jakie miejsce zajmą.

To jednak tylko wycinek.

Ktoś się śmiał, że więcej bym zarobiła na biegach lokalnych, niż w triathlonie. My właśnie jednak nie rywalizujemy dla pieniędzy. Ja się w tym spełniam, chociaż czasami łapię za głowę, że tyle pieniędzy za slota.

Drogie hobby.

Drogie, ale po prostu to lubię. Ktoś wydaje w sklepie, ja kupuję rower.

Mój kumpel mówi, że trumna nie ma kieszeni.

Z racji finansów muszę podchodzić do tego racjonalnie. Nie jestem w stanie wszystkiego udźwignąć. Mam marzenie, żeby kiedyś pojechać na zawody na Hawaje, ale jak patrzę na ceny slota i wszystkiego to na teraz wydaje mi się to poza zasięgiem.

Nie znalazłem twoich mediów społecznościowych. Na początku myślałem, że nie masz w sobie chęci namawiania innych na sport. Teraz przekonuję się, że jednak jest w tobie pierwiastek przekazania informacji, że sport to zdrowie i pomaga hartować ducha.

Uważam, że to jest super. Jakbym kiedyś miała swoje dzieci, to będę je pchała w sport. Mi to po prostu sprawia przyjemność. Ja lubię po prostu trening.

Ale masz tak, że jesteś w stanie zachęcać i mówić: Wojtek, wstań z kanapy, nie pij tego browara, przebiegnij lepiej 2 kilometry?

W swoim bliskim gronie zawsze namawiał na sport. Na Instagramie pokazuję gdzie startuję, bo to też jest potrzebne, jeśli chce myśleć o wsparciu na zawody. Nie ukrywajmy, taki jest dziś świat. Wrzucam to, może kogoś to zarazi. Może to kogoś zarazi?

W Orlenie byłam inicjatorką akcji “Bezpieczne kroki w Grupie Orlen”, zmotywowałam ludzi żeby chodzili na spacery. Kiedyś myślałam o tym, żeby w Płocku zrobić klub dla dzieciaków. To nie jest jednak takie łatwe, przede wszystkim trzeba mieć papiery żeby trenować dzieciaki.

Jak duża jest różnica między liczbą kobiet a mężczyzn na takich zawodach? Mi się wydaje, że pań jest jednak sporo mniej.

Tak jest, dlatego namawiam kobiety do aktywności. Widać, że to się zmienia, idzie w dobrą stronie. Na tym Ironmanie było 6000 zawodników, z czego 2000 kobiet. Ironman ma teraz zmienić politykę slotów, żeby to się wyrównywało. Jesteśmy w mniejszości, zwłaszcza w takich sportach wydolnościowych i tego czasu trzeba trochę poświęcić. Kobiety mają zazwyczaj trochę więcej obowiązków domowych i czasu jest mniej.

Trudno być kobietą w sporcie? Mężczyzna może wyjść na trening 30 dni w miesiącu, kobieta może mieć swoje ograniczenia choćby ze względu na cykl.

Czy ja wiem czy trudniej? Trenerzy mogą się wypowiedzieć. Mamy swój cykl, swoje dni. Czasami jest lepiej, czasami jest gorzej. Hormony buzują. Ja się śmieję, że kobiety przed miesiączką są bardziej naładowane energią. Mamy swoje humory.

Ja nie mam trenera, nie muszę się stawiać o tej i o tej porze. Słucham swojego organizmu, jak mam gorszy dzień to skracam trening, zmieniam go. To nie tak, że się nie da. Naukowo podobno jesteśmy słabsze i facetom nie dorównamy. Powiem jednak fajną rzecz: trenuję z chłopakami w Płockim Klubie Kolarskim stawałam się coraz lepsza, bo starałam się im dorównać. Mi satysfakcję sprawia wyprzedzenie mężczyzn, a nie kobiet. Mi to pomaga.

Wspominałaś, że miałaś w swojej przygodzie kontrolę antydopingową. Powiedz, czy masz poczucie, że ten sport pół-amatorski jest w 100% “czysty”?

To zależy. Ostatnio głośno było przecież o przypadku Roberta Karasia.

Sama się czasami zastanawiam nad wynikami w kolarstwie, bo tu jestem bardziej zorientowana jeśli chodzi o moce kolarzy. Patrzę na wyniki niektórych zawodów górskich i polemizowałabym czy to wszystko jest takie czyste. Bo jeśli ktoś ma takie wyniki, to czemu nie jest zawodowcem?

Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wydaje mi się, że idzie to w dobrą stronę.

Potrafię sobie wyobrazić, że nawet najlepsza kontrola antydopingowa nie jest w stanie przebadać 6000 zawodników na 1 zawodach.

Na przykład w Szwajcarii, bogatym kraju, wyrywkowa kontrola była. Fajnie, że zbadali też agegroupperów, bo tak czują się bezkarni. W tym sporcie, zwłaszcza wydolnościowym, to się pewnie zdarza. Wszystkich nie wyeliminujemy.

Na poziomie zawodowym jest już zupełnie inaczej, muszą się meldować w aplikacjach, gdzie są. W przypadku amatorów pewnie bywa różnie. Wolę być zdania, że wszyscy są uczciwy i wszystko jest “czyste”.

Czy trudno z tobą wytrzymać? Mówisz, że jak się nie zmęczysz, to się źle czujesz, więc stąd to pytanie. Są przecież takie dni, że po prostu się siedzi.

Musiałbyś zapytać mojego partnera. Na pewno nie usiedzę na miejscu, muszę coś robić. Lepiej odpoczywam jeżdżąc na rowerze i zwiedzając, niż siedząc na kanapie.

Jesteś w stanie 3 dni świąt usiedzieć za stołem?

Jestem, ale trening też mam zaplanowany! Rano biegam, potem bez wyrzutów sumienia łatwiej mi usiąść do stołu.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo