Wisła przywiozła z Kwidzyna dwa punkty, bo inne rozstrzygnięcie nie wchodziło w rachubę. Miejscowi nie zamierzali jednak tanio składać broni.
Płocczanie wyszli na parkiet kwidzyńskiej hali z przekonaniem, że mecz „wygra się sam”. I po raz kolejny przekonali się, że myśląc o zwycięstwie, trzeba wybiegać je przez pełne 60 minut. Szczególnie, kiedy gra się z MMTS-em – zespołem wyjątkowo dla Wisły niewygodnym.
Gospodarze po raz kolejny udowodnili, że mogą mieć wyjątkowo zły sezon, mnóstwo kontuzji i wręcz całą masę plag egipskich, ale przeciwko Wiśle zawsze dają z siebie wszystko. Tym razem starczyło tego na 30 minut.
W pierwszej połowie to gospodarze częściej byli na prowadzeniu, a zespół prowadzony przez trenera Manolo Cadenasa musiał wciąż odrabiać straty. Na szczęście nie były one wielkie. Był moment, że dwie bramki przewagi miała Wisła. Ale gospodarze szybko wyrównali i na przerwę oba zespoły schodziły przy stanie 17:17.
Po zmianie stron miejscowi nie stawiali już tak wielkiego oporu jak w pierwszych 30 minutach. W Wiśle świetnie radzili sobie skrzydłowi, dobrze spisywał się Thiago Rocha, dostroił się do nich również Rodrigo Corrales. Przewaga płocczan rosła powoli, ale systematycznie, aby tuż przed końcową syreną sięgnąć ośmiu oczek.
Cieszy wygrana Wisły, ale martwi styl, w jakim została odniesiona. Jeśli płocczanie marzą o zwojowaniu czegokolwiek w Lidze Mistrzów, muszą w każdym meczu być przygotowani na twardą walkę od pierwszej do ostatniej minuty.
MMTS Kwidzyn – Orlen Wisła Płock 36:28 (17:17)
MMTS: Zadura 9, Genda 4, Peret 3, Nogowski 3, Łangowski 3, Rosiak 2, Mroczkowski 1, Kryszeń 1, Pilitowski 1, Seroka
Wisła: Corrales, Wichary, Morawski - Nikčević 5, Ghionea 9, Wiśniewski 2, Daszek 2, Syprzak 1, Rocha 6, Racotea 1, Zelenović 3, Montoro 2, Pušica 1, Tioumentsev 4
fot. Tomasz Miecznik / Portal Płock
