reklama

Ojrzyński: kto uczy grać w piłkę zawodników na ostatnim miejscu w tabeli? [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Ojrzyński: kto uczy grać w piłkę zawodników na ostatnim miejscu w tabeli? [WYWIAD] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportCzy Leszek Ojrzyński jest fanem przepisu o młodzieżowcu? Którzy zawodnicy musieli przez niego odejść? Czego kibice mogą spodziewać się w przyszłym sezonie? Kilka dni po starcie przygotowań rozmawialiśmy ze szkoleniowcem Wisły Płock.

Czy Leszek Ojrzyński jest fanem przepisu o młodzieżowcu? Którzy zawodnicy musieli przez niego odejść? Czego kibice mogą spodziewać się w przyszłym sezonie? Kilka dni po starcie przygotowań rozmawialiśmy ze szkoleniowcem Wisły Płock. 

Od zakończeniu sezonu nie minęło zbyt wiele czasu. Końcówka sezonu była z pewnością wyczerpująca fizycznie i mentalnie. Udało się zregenerować?

Odpoczywałem przed podjęciem pracy w Płocku. Byłem jej spragniony. Kosztowało nas to dużo energii i nerwów. Drżeliśmy do końca, do ostatnich sekund. Udało się i teraz trzeba być gotowym na nowy sezon. Zaczęliśmy przygotowania, ktoś do nas na pewno jeszcze dołączy. Będziemy chcieli zaprezentować się lepiej, niż w poprzednim sezonie. A jak będzie, trzeba poczekać. Skupiamy się na tym, co jest dziś. 

Przygotowania na dobre jeszcze się nie zaczęły, a tu pierwsze utrudnienie: Elana odwołała sparing. To zły omen? Jest pan przesądnym człowiekiem?

Nie. Jest taki przesąd?

Nie, ale w świecie sportu jest wielu przesądnych ludzi. 

To był sparing żeby sprawdzić ludzi z zewnątrz, młodzież. Poradziliśmy sobie wewnętrzną gierką. Gorzej by było, gdyby wypadły nam kolejne mecze kontrolne. To byłaby większa strata. Mamy ciekawy okres przygotowawczy i oby zdrowie dopisywało. Coś ciekawego może z tego wyjść. 

W trakcie poprzedniego sezonu dużo mówiło się o potencjale drużyny, który jest niewykorzystany ze względu na brak doświadczenia zawodników w trudnych momentach. Czy stąd transfery takich piłkarzy jak Jarosław Fojut i Jakub Rzeźniczak? 

Tak, chodziło nam o charakter, doświadczenie, którego brakowało w grze defensywnej. Mamy też młodych chłopców, mogą podpatrywać ich profesjonalizm i zachowanie na boisku. Taka ich rola, ale o tym, kto będzie nas reprezentował, będzie decydowała forma sportowa. Będą musieli twardo rywalizować z młodszymi. Na razie dobrze się spisują. To ważne, że zaczęli z nami od początku. Liczymy na tych zawodników i kadra w obronie wygląda już bardzo dobrze [w piątek do zespołu dołączył jeszcze Piotr Tomasik - przyp. autora]. Im mniej bramek będziemy tracić, tym większa szansa na zwycięstwo. Z przodu mamy bardzo kreatywnych zawodników. Jak zdrowie będzie dopisywało, stać nas na bardzo dobrą, atrakcyjną grę. Trzeba jeszcze trochę poczekać. 

Do zespołu dołączyło też kilku młodzieżowców. W przyszłym sezonie przynajmniej jeden z nich będzie musiał grać w podstawowym składzie. Jest pan fanem tego przepisu?

Nie. W profesjonalnej piłce, gdzie jest najwyższy poziom, pewne obwarowania są dla mnie dziwne. To wypychanie kogoś na siłę. Jeśli młody zawodnik jest dobry, to będzie grał. U mnie w Koronie Kielce Karol Angielski nie miał 17 lat i wychodził w pierwszym składzie. 

To sygnał dla młodych chłopaków, że łatwiej dostaną się do szatni ekstraklasowej drużyny i nie tylko, bo podobne przepisy są w I i II lidze. Tam nie ma rozgrywek międzynarodowych, o mistrzostwo Polski. Od zawsze wyznaję zasadę, że trener chętnie wystawi zdolnego, młodego zawodnika, bo także plus dla niego. To on odkrył, wypromował. U nas jest wyświechtane powiedzenie, że szkoleniowcy się boją. Może się nie boją, tylko młodzi tak nie naciskają. U mnie w Arce grali Łoś, Nowicki - jedni z najmłodszych w Ekstraklasie, a nie było tego przepisu. Dawali sygnał, a ja brałem to pod uwagę. 

Jak ktoś jest dobry, będzie grał bez względu na metryczkę: czy ma 18 czy 35 lat.

Oczywiście. Weźmy też pod uwagę, że jeśli młodszy i starszy zawodnik są na porównywalnym poziomie, to ten 18-latek będzie jeszcze się rozwijał i szedł do przodu, bo jest na początku drogi. Ale musi wykazywać się mądrością i profesjonalizmem. Młodzi zawodnicy potrafią szybko się zachłysnąć. Robi się wokół nich szum, jest dużo menadżerów, pośredników. Mogą się zagubić, dlatego ważna jest mentalna praca z nimi i mądrość doradców. To złożony aspekt. 

My mamy młodzieżowców doświadczonych już w seniorskiej piłce. Liczę też na chłopaków z II zespołu. Jeśli nic się nie zmieni, dwóch zabierzemy na obóz i będziemy się im przyglądać. Mają mega potencjał, jeszcze niewykorzystany. Nie trenowali z lepszymi od siebie. Chłopak, który jest w IV lidze czy juniorach, musi się zaaklimatyzować. 

Wisła Płock nie powiedziała jeszcze chyba ostatniego słowa na rynku transferowym. Oprócz lewego obrońcy strzelałbym w środkowego pomocnika i skrzydłowego. 

To musiałby być zawodnik wyraźnie lepszy. Mam zasadę, że ten, który przychodzi, musi być lepszy od tych sprawdzonych. Na nich stawialiśmy, oni mnie poznali, ja ich. Załóżmy, że przyjedzie do nas porównywalny poziomem zawodnik, nie wiem, z Etiopii. Zobaczy komin, z którego dym leci, musi poznać miasto. Czasami można się pogubić. A ci chłopcy są już z nami, są związani z Płockiem. Transfery muszą być dobre jakościowo, żeby podnieść wartość drużyny. Pracujemy. Jeśli dopisze zdrowie i ominą nas tropikalne upały, powinno być dobrze. Upały mogą naprawdę pokrzyżować przygotowania. 

Wszyscy się z tym mierzą. 

Jedna z drużyn wyjechała do Słowenii, zależy też od regionu. Przecierałem oczy ze zdumienia, jak we Wrocławiu było 15 stopni Celsjusza, a w centrum 30. To 15 stopni różnicy. Takie anomalia też się mogą przydarzyć. 

Przylgnęła do pana łatka trenera-strażaka. Człowieka, który przyjdzie, uratuje sezon, okazjonalnie zdobędzie Puchar Polski. Nie przeszkadza to panu?

Podchodzę do życia spokojnie. Taka czy inna opinia, wiemy jak wygląda świat, jakie jest towarzystwo w piłce... Ważne, że przed nikim nie uciekam. Czy mi to przeszkadza? Nie. Dobrze wykonuję swoją pracę i ludzie są zadowoleni. Wyniki były, w niektórych klubach nawet historyczne. Zawodnicy i działacze do mnie wydzwaniają, choć też nie wszyscy. Niektórzy mnie nie trawią, bo jestem wymagającym trenerem (śmiech).

Byłem też najdłużej pracującym trenerem w klubach, ale tak u nas życie wygląda, że zmienia się co chwilę szkoleniowców. Może przez ostatnie dwa lata trochę się zmieniło, szukało się nowych trendów, sporo trenerów debiutowało. Jeśli mam taką opinię... niektórzy nie mają żadnej albo ciężko im pracować w Ekstraklasie. Ja się cieszę, że mogę to robić, czasami odpocząć od piłki i wrócić na ostatnią prostą. Przeżywać nerwy, emocje, ratować, tak jak teraz w Wiśle, wcześniej w Arce. Tam jest tętno 220. Górnika Zabrze też brałem, gdy był na ostatnim miejscu, ale tam nie pozwolono mi doprowadzić tego do końca, choć było dużo czasu. Podbeskidzie też z ostatniego miejsca, Koronę brałem gdy była skazywana na spadek. Biorąc takie kluby gasisz pożar, choć czasami nawet nie zaczęło się palić. Sytuacja była niepokojąca, czy to organizacyjnie czy w tabeli. Skoro mnie zatrudniali i zatrudniają do tej pory, to może coś w tym jest? Czekam z przyjemnością na początek sezonu. Tu mam dobre warunki do pracy, jeśli współpraca będzie się układała dobrze, coś fajnego można zbudować.

Wiemy, że są ograniczenia. Próbuje się poprawić akademię. To jest potencjał, który powinien być fundamentem każdego klubu. Zobaczymy, w którym kierunku to pójdzie. Być może dane mi będzie pracować kiedyś w klubie, który ma bardzo duże możliwości i wszystko pod ręką. 

Pana zespoły prezentują twardy, siłowy futbol, choć koniec końców liczą się punkty. To efekt tego, że takich ma pan zawodników do dyspozycji czy takie jest pana spojrzenie na piłkę?

Przypięto mi taką łatkę. Kto uczy grać w piłkę zawodników, którzy są ostatnim miejscu w tabeli? Są inne rzeczy do poprawy. Jesteś na dnie i musisz się od niego odbić. Najłatwiej zdobywać bramki po stałych fragmentach gry, a nie po wymianie 10-15 podań. To złożony czynnik. Niektórzy trenerzy mają taką filozofię, próbują to wdrażać, ale jak prześledzimy, to ich nie ma w lidze. Takie są realia. Trzeba więcej czasu, znakomitych warunków. Bardzo ważna jest jakość piłkarzy. Mając dobrych piłkarzy możesz się w to bawić, ale pod warunkiem, że mają komfort psychiczny. Na ostatnim miejscu w tabeli mało który zawodnik jest pewny swego. A tu trzeba jedenastu! To się mija z celem. Jestem pragmatykiem i robię rzeczy, które najszybciej przynoszą efekty. Staram się robić swoje i nie przekraczać pewnych granic, choć ostatnio zdarzyło mi się krzyknąć i wylądowałem na trybunach (śmiech). Zawsze jednak próbujemy grać fair. Mam pracę i udaje się utrzymywać drużyny w Ekstraklasie, bo to zazwyczaj stawiany przede mną cel. Niekiedy ambicje rosną. Myślę, że tu też tak będzie.

Niżej patrzeć już nie możemy, bo to oznacza spadek. 

Prawie każdy chce grać w ósemce. Później jest rozgoryczenie. Kiedy odchodziłem z Arki, właśnie o to chodziło, była pretensja, że nie graliśmy w grupie mistrzowskiej. Po zmianie trenera również się nie udało. Wszyscy by chcieli być w ósemce, bo to zapewnia byt. 

Poznał pan drużynę pod koniec sezonu, od początku przygotowań są nowi zawodnicy. Czego możemy się spodziewać, co chciałby pan wdrożyć? 

Oj, dużo rzeczy. Chciałbym mieć drużynę, która najlepiej broni i najlepiej atakuje, wtedy mam spokój na ławce (śmiech). 

Wszystko trzeba wyważyć. To pięć tygodni przygotowań. Nie wszystko można poprawić, trzeba się decydować na półśrodki, pewne rzeczy odłożyć "na potem". Tak to wygląda. Trzeba zacząć od zdobywania punktów, bo zaraz znów będzie dołek psychiczny. Cieszę się z kadry, bo to zawodnicy o wysokim poziomie ambicji i umiejętności. Wszystko trzeba teraz zgrać. Fajnie, że są jednostki, ale one nie pociągną same gry. Wszystko musi być zrównoważone, w odpowiednim momencie jednostki mogą przeważyć i to będzie wartość dodana. Nie można przywiązywać się jednak do nazwisk, bo życie toczy się dalej. Decydowała będzie forma.

Dobrze, żeby drużyna była wybiegana, grała wysokim pressingiem. Nie biegała za piłką, tylko szybko ją odbierała. Strzelała dużo bramek, bo to przyciąga kibiców.

Dlaczego o to pytam. Na stadion w Płocku i tak przychodzi niewielu kibiców. Fani chcieliby obejrzeć kawałek dobrej piłki. 

Jestem tego świadomy. Mam takich piłkarzy i ich na to stać. Jeśli będą odpowiednio przygotowani fizycznie i psychicznie, to naprawdę mogą bardzo dużo zrobić. Takich piłkarzy jest kilku, a nie wszyscy znajdą się w pierwszej jedenastce. Przed samym startem będziemy wiedzieli jak stoimy, kto jak wygląda. Odszedł od nas Nico Varela, który był bardzo dobrym piłkarzem. Przepis o młodzieżowcu spowodował pewne ruchy, pewne rzeczy determinuje. Niektórzy mogliby zostać w kadrze. 

Młodzieżowcy też będą rywalizować ze sobą. Wiemy, że zawodnicy lubią grać atrakcyjnie, kombinacyjnie i ja jestem za. Pewne schematy mogą pomóc, ale i przeszkodzić. Jesteśmy na początku drogi i takiej presji jak z końcówki sezonu nie będzie. Jest więcej czasu, więcej będę mógł powiedzieć przed samym startem ligi. Na razie może nas złapać epidemia grypy i 10 będzie leżało w łóżku. Co tu planować?

Był pan z synem w Liverpoolu tuż zdobyciu przez The Reds Ligi Mistrzów. Mówił pan o atmosferze święta. Trochę nam tego w Płocku i Polsce brakuje. Chciałoby się, żeby kibiców było więcej.

Łatwiej jest na stadionach, gdzie drużyna gra o mistrza. Czasami też jak się patrzy na inne drużyny, to kibice też nie pałają chęcią przyjścia na stadion. To ciężka praca. Ani Lech, ani Legia, które były skazane na atrakcyjną grę i tytuły, nie zdobyły mistrzostwa, a zrobił to najrzetelniej grający Piast. Lechia zdobyła puchar, a dwie wyżej wymienione powinny grać w finale, bo na to wskazują budżet i możliwości. 

Przed nami ciężkie zadanie, bo praktycznie każdy wyróżniający się zawodnik odchodzi z naszej ligi. To są wyjątki, że zostaje Igor Angulo, bo ma swoje lata. Cabrera fajnie się pokazał i już go nie ma. Sedlar, ostoja obrony - już go nie ma w Piaście. Przypływ młodych jest ciągle ograniczony, choć akademie się rozwijają. Albo też przykład mojego syna: młodzi zawodnicy wyjeżdżają z kraju. Wszystko determinują pieniądze. Jeśli w siatkówce nie byłoby pieniędzy, to reprezentacja też by tak nie wyglądała. A że są prawie największe w na świecie, to grają gwiazdy zagraniczne. Nasza liga pod względem zasobności portfela wygląda słabo, choć ktoś może powiedzieć, że Białoruś, Słowacja czy Czechy mają jeszcze mniej, a mają drużyny w europejskich pucharach. Jak spojrzymy niżej, to tam jest model: akademia, boiska, infrastruktura jest lepsza. Legia ma jedno sztuczne boisko, dopiero teraz buduje akademię. Tak to wygląda. 

Jak wygląda pana współpraca z Markiem Jóźwiakiem?

Dobrze. Na razie mało co razem pracowaliśmy, bo mam drużynę codziennie. Spotykamy się jednak, rozmawiamy o ruchach transferowych. Marek rozmawia z prezesem na temat nowych zawodników. Niektóre tematy nam nie wyszły, niektóre są w trakcie. Wiemy, że nie rozdajemy kart na rynku. I tak niektórzy uważają, że ściągnięcie Jarka i Kuby to mega strzał. Inne kluby mogły to zrobić, a udało się nam. 

Teraz jest łatwe pole do współpracy. Gorzej, jak są emocje, stres, nie ma wyniku. Wtedy widzisz, czy masz wsparcie zarządu i dyrektora, czy piasek wchodzi w tryby i coś potrafi zgrzytać. Ważna jest mądrość, zaufanie, spokój. Trzeba się dotrzeć. Znaliśmy się z Markiem wcześniej, ale nie pracowaliśmy razem. Mam nadzieję, że wszystko będzie okej, będzie mnie wspierał i mi pomagał, a w międzyczasie klub będzie się rozwijał. Super by było, jakbyśmy mieli bazę treningową. Skorzystałaby i akademia i my. Na wszystko przyjdzie czas.

Najważniejszym tematem jest stadion. Z tym obiektem jesteśmy wyśmiewani w lidze. Zwracają uwagę, że to przeżytek, odległości trybun od boiska są za duża. Relacje nie jest atrakcyjne i wiem, że to niektórych kłuje. 

Ostatnio otwarto ofertę na budowę stadionu. Widział pan wizualizację?

Dochodzą sygnały, że coś może z tego być. Widziałem wizualizację z lotu ptaka. To mega ważna sprawa, bo nawet III-ligowe drużyny mają dziś stadiony. Tak to powinno wyglądać, plus zaplecze i baza treningowa, przynajmniej dwa boiska. Cieszę się, że wszystko jest na dobrej drodze. To też sygnał dla Ekstraklasy.

Kiedy byłem trenerem Korony i Podbeskidzia i graliśmy na Widzewie, tam nie było kompletu. Przychodziło 5-6, może 7 tysięcy widzów. Kiedy powstał stadion zrobiła się moda. Komfort oglądania jest inny. Pamiętam jak byłem w Płocku trenerem i na pierwszy mecz po przerwie zimowej z Motorem Lublin w I lidze przyszło 8000 kibiców [8 marca 2008, 3-1 - przyp. autora]. Ci kibice są, śpiący, ale są. Można ich obudzić. Obudziłby ich stadion i atrakcyjny futbol. Czynników pewnie jest dużo, trzeba to powoli naprawiać. Każdy ma swoją działkę, ja jestem odpowiedzialny za to, co jest na murawie. Zrobimy wszystko, żeby drużyna przyciągała wynikami i stylem gry. Nie wiem czy Arka np. wróci do wyników 5:0, 4:1, a styl też niektórym się nie podobał. Kibic jest wymagający. Chciałby atrakcyjną piłkę, ale wynik też musi się zgadzać. 

Lubię angielską ligę. Tam, gdy pierwsza drużyna gra z ostatnią i wygrywa 1:0 po bramce w ostatniej minucie są oklaski. Kibice wiedzą, że to ciężki kawałek chleba. U nas w 9 na 10 przypadków są gwizdy, kibice mówią, że powinno być 5:0. U nas jest wymagający i trzeba o tym pamiętać. Trzeba oddawać serce. 

Po utrzymaniu w Ekstraklasie kontrakt z Wisłą Płock został przedłużony o rok. Myśli pan, że go wypełni?

Tak do tego podchodzę. Myślę, że nawet będzie zapytanie: co dalej? Zakładam, że robota będzie dobrze wykonana i wtedy ja mam karty w ręku (śmiech). Wypełnić kontrakt w Polsce to rzadkość. 

Wywiad przeprowadzono w środę 19 czerwca.

fot. Tomasz Miecznik/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE