reklama
reklama

Pies jak magazyn części zamiennych?! Przygarnęli bezdomnego kundelka, by wyciąć mu nerkę i wszczepić ją psu z rodowodem

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Fundacja Viva

Pies jak magazyn części zamiennych?! Przygarnęli bezdomnego kundelka, by wyciąć mu nerkę i wszczepić ją psu z rodowodem - Zdjęcie główne

Saturn został parokrotnie skrzywdzony przez człowieka. Potraktowano go jak "magazyn części zamiennych" | foto Fundacja Viva

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Polska i światTa sprawa zszokowała nie tylko działaczy walczących o prawa zwierząt. Bezdomnemu kundelkowi wycięto nerkę i przeszczepiono ją innemu, rasowemu psu. Zarówno przymusowy dawca, jak i biorca nie żyją, a sąd po raz kolejny będzie musiał ocenić, jak to, co się wydarzyło, ma się do przepisów prawa.
reklama

O Saturnie, bezdomnym kundelku z podwarszawskiego schroniska, niemal cała Polska po raz pierwszy usłyszała w 2018 roku. To właśnie wówczas jego nowa rodzina zdecydowała się opowiedzieć tę historię. Jak się okazało, trzy lata wcześniej zupełnie przypadkiem odkryli, że zwierzę nie ma jednej nerki. Została ona usunięta w 2013 roku przez lekarza weterynarii Jacka S. i przeszczepiona rasowemu psu z hodowli. Sprawą zajęła się fundacja Viva. 

Adoptowali psa. Wycięli mu nerkę i oddali innym ludziom 

Działacze opowiadają, że Saturn w swoim życiu został skrzywdzony przez człowieka parokrotnie. Kiedy stracił dom, trafił do schroniska. Po jakimś czasie wydawało się, że los się do niego uśmiechnął, bo został adoptowany. Teraz już wiadomo, że przygarnięty został po to, by... wyciąć mu nerkę, która została przeszczepiona innemu, rasowemu psu.

reklama

Jak mówi Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva, z jakiegoś powodu nikt nie podjął decyzji, żeby dawcą nerki do przeszczepu było któreś z jego psiego rodzeństwa, co byłoby medycznie bardziej uzasadnione. Biorca zmarł kilkanaście dni po przeszczepie nerki. A Saturn po operacji po raz drugi stracił dom. Jego nowi opiekunowie po zaledwie dwóch miesiącach oddali go do adopcji innej osobie. Oczywiście nie informując jej o tym, że pies musi mieć specjalną opiekę, bo nie ma nerki. Dopiero dwa lata później, podczas badania USG okazało się, że pies jej nie ma. Ma za to bliznę pooperacyjną.

Saturn nie podjął świadomie decyzji, że chce innemu psu uratować życie. Tę decyzję podjęli za niego ludzie, których w mojej opinii zupełnie nie obchodził jego dalszy los

reklama

– opowiada Cezary Wyszyński. 

W schronisku wybrano go, bo był podobnej wielkości jak biorca i miał doskonały stan zdrowia, a nie dlatego, że był miły, czy że pasował charakterem do nowej rodziny. Ci ludzie najpierw go wykorzystali jako dawcę nerki, a potem się go pozbyli. Bo tak naprawdę prawdopodobnie nigdy nie chcieli dać mu domu. Saturn do końca życia musiał być na specjalnej diecie i pod opieką lekarza. A mimo to i tak nie dożył wyroku pierwszej instancji – dodaje C. Wyszyński. 

Rasowe psy ważniejsze niż kundelki? Sąd: stan wyższej konieczności 

Kiedy o sprawie dowiedziała się Fundacja Viva, niemal od razy podjęła decyzję, że trzeba działać. W jej imieniu mec. Katarzyna Topczewska złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad Saturnem. Przy okazji na jaw wyszła sprawa innego bezdomnego psa - Tosi, która również stała się dawcą nerki dla psa posiadającego dom. 

reklama

W konsekwencji prokuratura postawiła zarzuty lekarzowi, który wykonał przeszczep narządów u psów. Oskarżycielką posiłkową została także nowa opiekunka Saturna i Fundacja Mondo Cane.

Jak się jednak okazało, Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa uniewinnił oskarżonego od zarzucanych mu czynów, stwierdzając, że oskarżony działał w stanie wyższej konieczności, ratując dobro ważniejsze – życie zwierzęcia, czyli rodowodowego owczarka z hodowli.

Fundacja Viva walczy do końca. Nie dla robienia z psa "magazynu części zamiennych"

To jednak nie zamknęło tej sprawy. Mec. Katarzyna Topczewska, reprezentująca Fundację Viva, tłumaczy, że oskarżyciele nie zgodzili się z taką oceną i złożyli apelację.

Pies, który nie ma domu ani człowieka, który będzie go chronił, nie może być źródłem „części zamiennych” dla innych, kochanych i zaopiekowanych zwierząt tylko dlatego, że jego los nikogo nie obchodzi. Nie można ratować życia jednego zwierzęcia kosztem zdrowia drugiego. Saturn poniósł ogromne konsekwencje decyzji ludzi i w jej wyniku nie mógł normalnie żyć

– mówi pani mecenas. I dodaje: 

Kundelek musiał być do końca życia na specjalnej diecie. Regularnie odwiedzał też lekarza weterynarii, co było dla niego stresujące. Niewydolność jedynej nerki powodowała stałe pogorszenie jego stanu komfortu życia. Gdyby miał dwie nerki – być może jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Tym bardziej, że przeszczepy nerek u psów mają naprawdę niską statystykę przeżywalności – dodaje Katarzyna Topczewska. 

Sąd  drugiej instancji przyznał rację oskarżycielom, co oznacza, że sprawa wraca na wokandę. – Sąd uwzględnił naszą apelację i apelację prokuratora, uchylając wyrok sądu rejonowego i przekazując sprawę do ponownego rozpoznania. Sąd podnosił między innymi to, że „nie ulega wątpliwości, iż procedury (o ile można tak o rzeczonych transplantacjach mówić) nie były i nie są dozwolone prawem, zaś oskarżony świadomie i celowo zadał ból i cierpienie nie tylko psom dawcom, ale i biorcom (umyślne zranienie)”. I że nie występują w sprawie okoliczności pozwalające na przyjęcie zaistnienia po stronie oskarżonego stanu wyższej konieczności, w którym życie biorców stanowiło wyższe dobro chronione prawem od zdrowia dawców – cytuje uzasadnienie pani mecenas. Jak dodaje, bezdomne zwierzęta, które już raz zostały skrzywdzone przez człowieka, bo znalazły się na ulicy, zostały w tej sprawie potraktowane jak „magazyn części zamiennych”.

Gdyby wyrok uniewinniający został utrzymany, stworzyłoby to niebezpieczny precedens, zgodnie z którym można by wartościować życie zwierząt. Bezdomnych – jako takich, które można okaleczać i tych posiadających dom, które są lepsze, bo mają bogatych właścicieli

– podsumowuje mecenas Katarzyna Topczewska. 

Sprawa wraca na wokandę. Saturn ofiarą eksperymentu? 

Viva dodaje, że zdaniem Sądu Okręgowego, wobec wspomnianego wcześniej braku regulacji prawnej dopuszczalności zabiegów transplantacji u zwierząt, były to eksperymenty, a i to etycznie i moralnie wątpliwe. – Sąd podniósł też, że oskarżony zdawał sobie sprawę z małego odsetka biorców przeszczepu, którym udało się przeżyć choćby dodatkowy rok. Sąd drugiej instancji zwracał też uwagę, że adopcja psów-dawców ze schroniska miała charakter czysto formalny oraz że dawców narządów potraktowano przedmiotowo, a ich nowi właściciele nie poznali nawet tych zwierząt, zanim te nie trafiły na stół operacyjny – dodają członkowie fundacji. 

Na wyrok sądu drugiej instancji skargę do Sądu Najwyższego złożył obrońca oskarżonego. Sąd Najwyższy skargę jednak oddalił. Sprawa trafiła do ponownego rozpoznania przed sądem rejonowym. W marcu odbędzie się pierwsza rozprawa w tej sprawie. To znaczy: Przed sądem wszystko zaczyna się od nowa. 

Przeszczepy nerki u psów są kontrowersyjne z powodu ich skuteczności. Viva wylicza, że zaledwie 30% psich biorców nerek przeżywa po operacji powyżej 100 dni. Mniej niż 20% żyje dłużej niż 6 miesięcy. Rzadko który dożywa roku po transplantacji. U kotów te wyniki prezentują się znacznie lepiej – aż 40% pacjentów żyje 3 lata po operacji. 

Na zdjęciu Saturn (fot. Fundacja Viva)

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu tulodz.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama