Co się dzieje z nami po śmierci? Od zarania dziejów kolejne pokolenia ludzi zadawały sobie to pytanie. Grupa studentów medycyny postanowiła znaleźć odpowiedź.
„Linia życia" to jeden spośród granych aktualnie w płockich kinach filmów, na które ciągną tłumy widzów. Co myśli o nim recenzująca filmowe nowości miłośniczka X muzy? Poleci go czy odradzi?
[YT]https://youtu.be/alYYSlK7apI[/YT]
- Kasia Szczucka o filmie "Linia życia"
W 1990 roku Joel Schumacher nakręcił film o studentach medycyny poszukujących odpowiedzi na pytanie: „co się dzieje po śmierci?”, otwierając tym samym drzwi do kariery w Hollywood biorącym w nim udział aktorom (Julia Roberts, Kiefer Sutherland, William Baldwin). Zapoczątkował również nowy gatunek filmowy, jakim jest thriller fantastyczno-naukowy. „Linia życia” Schumachera niespodziewanie dla samych twórców stała się kinowym hitem, została zauważona przez Akademię Filmową (nominacja do Oscara w kategorii najlepszy montaż dźwięku), a co najważniejsze, jej proste przesłanie „ze śmiercią się nie igra” zainspirowało wielu scenarzystów, choćby autorów cyklu „Oszukać przeznaczenie”.
Po 27 latach, na fali sentymentu kina amerykańskiego do produkcji z lat 90., ”Linia życia” doczekała się swojej kontynuacji. Duński reżyser Niels Arden Oplev („Millenium”) oraz specjalizujący się w thrillerach sci-fi scenarzysta Ben Ripley („Kod nieśmiertelności”, „Gatunek”) stanęli przed zadaniem stworzenia filmu na miarę pierwowzoru.
Zarys fabuły jest w zasadzie podobny. Pięciu studentów medycyny kierując się ambicją i ciekawością, z rozmysłem zatrzymuje swoje serca w imię eksperymentu mającego sprawdzić, czy istnieje jakakolwiek aktywność po śmierci. Dysponując nowoczesnym sprzętem rejestrują doświadczenie, by później przeanalizować jego wyniki. Pokusa wzięcia udziału w tej makabrycznej zabawie wzrasta, gdy okazuje się, że śmierć kliniczna ma pozytywny wpływ na intelekt. Studenci szybciej się uczą, błyskawicznie kojarzą fakty, w łatwy sposób korzystają z zasobów pamięci. Euforia nie trwa długo, za igranie z kostuchą będą musieli słono zapłacić.
„Linia życia” to nie jest klasyczny horror. Ci, którzy lubią się porządnie bać w kinie, wyjdą z seansu rozczarowani. Film Opleva to raczej moralizatorska opowiastka o tym, że śmierć nie jest resetem, a konsekwencje naszych złych uczynków i tak nas dopadną, dlatego powinniśmy oczyścić swoje sumienia jeszcze za życia. Ten dość naiwny i łopatologiczny przekaz nie pozostawia miejsca na refleksję. Pewnie dlatego, mimo starań młodych aktorów, nie udało się oddać klimatu pierwowzoru. Wielka szkoda. „Linię życia” rocznik 2017, z powodu wielkiego sentymentu do oryginału, zaliczam raczej do nieudanych powrotów po latach. W tym przypadku reanimacja się nie udała.
Film można zobaczyć w kinie Helios. Sprawdźcie repertuar.