Zbyt łatwa kasa
Badanie platform internetowych banków, jakości obsługi klienta czy komfortu użytkowania kont bankowych. Praca zdalna, czasem wystarczą raptem dwie godziny dziennie, żeby zgarnąć kilka stówek. Jesteś tzw. tajemniczym klientem. Nikt nie pyta się Ciebie o wykształcenie, nie wymaga ponadprzeciętnych umiejętności.
Przeglądając regularnie w sieci ogłoszenia o pracę, nie sposób nie natknąć się na tego typu ofertę, skierowaną także do mieszkańców naszego miasta.
- Dołącz do nas i zmieniaj doświadczenia klientów na lepsze! [...] Realizując badanie Twoim celem będzie: weryfikacja obsługi klienta, komfortu użytkowania strony oraz przejście procesu zakładania kont internetowych, które zostały specjalnie dedykowane do badań. Zakładane konta są darmowe, ponieważ nie są one w pełni funkcjonalne oraz nie można na nich wykonywać operacji finansowych, co jest zawarte w umowie o dzieło. Zakładane są na własne dane, które przechowywane są bezpośrednio przez bank na czas trwania badania. Po zakończeniu badania konta są usuwane - czytamy w jednym z ogłoszeń.
Zależnie od oferty, zleceniobiorcy oferuje się kilkaset złotych od badania (podstawowego lub rozszerzonego) bądź np. 200 zł od założonego konta (ponoć dziesięt takich konta da się założyć nawet w ciągu jednego dnia). O co chodzi?
Twoim rekruterem do rzekomej pracy jest osoba posiadająca konta wydawcy w jednym lub wielu programach partnerskich. Oznacza to, że ma dostęp do indywidualnych linków do ofert np. kont bankowych, które wyśle Ci, byś założył w jednym z nich (lub w kilku) konto osobiste. Rekruter ma w tym rzecz jasna swój interes. Za każde założone przez Ciebie konto otrzyma wynagrodzenie (prowizję) z programów partnerskich.
Wszystko to jest elementem skomplikowanego systemu, który pozwala zarabiać na programach afiliacyjnych, czyli modelu współpracy w marketingu internetowym, opartym na wynikach, w którym reklamodawca (firma lub marka) wynagradza partnera afiliacyjnego (wydawcę) za wygenerowanie określonych działań, takich jak kliknięcia, leady czy sprzedaże.
Powyższe działania nazywane są ruchem motywowanym, tj. „praktyką polegającą na oferowaniu użytkownikowi czegoś (np. pieniędzy, dóbr materialnych i niematerialnych) w zamian za skorzystanie z oferty za pośrednictwem linku afiliacyjnego”.
Tylko, gdzie jest haczyk?
Tak nabijają Cię w butelkę
Firma stosujące podobne praktyki działała w sieci już pod kilkoma nazwami. Jest jak wilk w owczej skórze: tę zmienia co jakiś czas, by nabrać świeżości. Zarabia na afiliacji i — rzecz jasna — naiwności poszukiwaczy łatwego zarobku. Bo, choć z początku wszystko wydaje się dziecinnie proste, z czasem zleceniobiorca zderza się ze ścianą. Najgrubsza pojawia się — jakże by inaczej — w dniu wypłaty.
Gdy jedna z oszukanych osób założyła facebookową grupę, szybko przekonała się, że podobnych ofiar jest wiele więcej. Udało mi się z nimi skontaktować. Oto historia Pani Karoliny, założycielki grupy.
- Na początku wszystko wydaje się wiarygodne. Ogłoszenie znalazłam na portalu Praca.pl, korzystam z tego portalu od lat. Po wysłaniu CV zadzwonił do mnie Dawid F. (specjalista ds. rekrutacji) i zaproponował pracę jako tajemniczy klient. Praca miała polegać na założeniu kont bankowych w min. 4 bankach i dokonania oceny funkcjonalności na podstawie ankiety. Pan Dawid szybko wysłał umowę o dzieło, którą trzeba było podpisać i zeskanować lub podpisać profilem zaufanym i tu straciłam czujność. Umowa o dzieło nie zawierała, żadnych danych z dowodu ani numeru Pesel. Zgodnie z aktualnymi przepisami, każda umowa o dzieło musi zostać zgłoszona do ZUS (jeśli przedsiębiorca tego nie zrobi w terminie 7 dni od dnia podpisania, grozi mu kara grzywny w wysokości do 5000 zł). Zaraz po podpisaniu umowy na kwotę 120 zł przystąpiłam do założenia kont bankowych. Następnie dostałam aneksy do umów o rozszerzenie badania o min. 2 banki i tak też zrobiłam (każdy aneks oferował kwotę 80 zł). Po założeniu kont wypełniłam ankiety, dokonałam płatności kartą. Wszystkie czynności do wykonania i dość skomplikowaną umowę czytałam kilka razy żeby niczego nie pominąć. Szczerze, jak przekonałam się, że to badanie nie zajmuje dwóch godzin tylko zdecydowanie więcej czasu i jest dość zawiłe miałam ochotę zrezygnować, pieniądze też okazały się nieadekwatne do tych czynności, które trzeba było wykonać. Doczytałam również punkt, że mam dostarczyć numery umów o prowadzenie rachunku podpisane z bankiem. Naszukałam się trochę tych numerów...(znowu czytanie i przeglądanie umów z bankami) i nic nie znalazłam.
Napisałam do Pana Dawida, który odpisał "nr umów znajdują się pod kodem kreskowym, na samym dole strony, w nazwie pliku" i takie numery przesłałam z prośbą o kontakt jeśli coś nie będzie się zgadzać. Kontakt nie nastąpił, że coś jest nie tak... dopiero w momencie rozliczenia okazało się, że w przypadku jednego z banków podałam zły numer umowy i całe badanie przepada... bo dalej już nie sprawdzają. System już nie pozwala itp. Dzwonię do banku i pytam gdzie jest numer umowy, na infolinii czekam 20 minut i okazuje się, że numeru umowy nie ma, są inne numery. Z żadnej umowy nie wynika jednoznacznie, że któryś z numerów może być numerem umowy. Piszę reklamacje i czekam na informację, w tym samym czasie okazuje się, że za darmowe i dedykowane do badań konta bank zaczyna naliczać opłatę. Proszę o wyjaśnienie....System nie zadziałał? Znacie to ? Mieliście podobnie?
Owszem, mieli. Wydaje się, że... wszyscy. Oszukani zrzeszeni na facebookowej grupie twierdzą bowiem, że nie dotarli do ani jednej osoby, która dostałaby wynagrodzenie obiecane w umowie lub pozytywną weryfikację badania.
Gaslighting, czyli "tylko Pani miała problem"
- Firma jawnie kłamie - twierdząc, że opłaty to "błąd systemu", który jeszcze nigdy im się nie zdarzył a osoby, które nie zaliczają badania to wyjątki zapis w podpisanej przez nas umowie o dzieło jest niemożliwy do spełnienia, a przez to nieważny - większość banków nie posiada wymaganych przez umowę numerów. Osoby, które posiadały i wysłały numery zgodnie z instrukcjami i w terminie, zostały negatywnie zweryfikowane pod pretekstem wysłania błędnego numeru — wyjaśnia Pani Monika, jedna z oszukanych osób.
Jak słyszymy, konta nie są darmowe i dedykowane, prawie każdy ponosi opłaty za ich prowadzenie. Choć przez 30 dni mają nie generować opłat, często trudno się doprosić o pokrycie przez firmę prowizji, którą naliczył bank.
- Umowa jest specjalnie tak skonstruowana, żeby była jak najbardziej skomplikowana i niejasna - aneksy, wiele etapów i zadań, o których nigdzie potem nie wspomina instrukcja, niejasny termin oddania dzieła, itp. Jest też rażąco niekorzystna dla wykonawcy - firma może w każdej chwili odmówić wypłacenia całego wynagrodzenia, co nie jest standardem w umowie o dzieło. Klauzula poufności praktycznie uniemożliwia publikowanie negatywnych opinii o firmie - twierdzą oszukani.
Jeśli pisać, to tylko dobrze
Na stronie Gowork, gdzie można wystawiać opinie pracodawcom, użytkownicy rozpływają się w zachwytach. Firma oferująca łatwy i szyki zarobek zgarnia niemal wyłącznie same pozytywy. Powód? Negatywne komentarze regularnie znikają.
- Co weekend pojawia się mnóstwo negatywów, bo wtedy chyba nikt tego nie sprawdza, a w tygodniu usuwają na bieżąco, wiem bo zaznaczyliśmy z mężem subskrypcję i dostawaliśmy powiadomienia kiedy pojawiała się jakaś opinia. Zawsze to były negatywne opinie odnośnie braku wypłat i takiego samego problemu, który tu opisujecie, odnośnie numerów umów, manipulowania opiniami w tym serwisie wprowadzającymi w błąd — czytamy na zamkniętej facebookowej grupie.
Rzeczywiście, na stronie dominują "ochy i achy". Nie trzeba być językoznawcą, by dostrzec, że wszystkie pozytywne komentarze wyglądają łudząco podobnie. W zalewie superlatyw udało się mi znaleźć dwa niewyrzucone z tego słodkiego serniczka rodzynki.
- Nie polecam współpracy. W październiku wykonałam 6 badań w ramach pakietu rozszerzonego, poświęcając na to dużo czasu i dokładności. Skrupulatnie robiłam notatki, aby wszystko zostało właściwie odnotowane w ankietach. W mojej stałej pracy jestem ceniona za precyzję i szczegółowość, co potwierdzają nawet nagrody, jakie otrzymałam. Po zakończeniu badań, wysłaniu ankiet oraz wykonaniu przelewów, czekałam na wypłatę. Opiekun poinformował mnie, że jeśli wszystko zostało poprawnie wykonane, środki powinny pojawić się na koncie do 27 dnia kolejnego miesiąca. Niestety do tej pory nie otrzymałam wynagrodzenia ani żadnej informacji zwrotnej, dlaczego tak się stało. Jestem bardzo rozczarowana i zniechęcona taką postawą. Nie polecam.
"Nikomu ani słowa"
SLAPP - ta nazwa wielu z Was może nic nie mówić. Pojawiła się w Polsce stosunkowe niedawno; jest skrótem z angielskiego: Strategic Lawsuit Against Public Participation, co oznacza strategiczne działania prawne zmierzające do stłumienia debaty publicznej. Z polskiego na nasze: mowa o nękaniu procesami sądowymi, co ma zniechęcić do zabierania głosu w sprawach o publicznym znaczeniu. Jak to się ma do omawianego w tym artykule problemu?
Dołączając do wspomnianej facebookowej grupy, jestem traktowany z dystansem. Jej członkowie podchodzą do mnie jak pies do jeża. Dopytują o powód zadawanych przez mnie pytań, w komentarzach pod wrzuconym przeze mnie postem, pojawiają się komentarze zwątpienia w uczciwość moich intencji. I nie ma się temu co dziwić. To jak strach przed wpuszczeniem lisa do kurnika. A takie przypadki miały już tu miejsce.
Jak się dowiaduję, osoby, które opublikowały komentarz na temat działania firmy w internecie lub na zamkniętej grupie poszkodowanych na FB, otrzymują hurtowo wezwania do zapłaty z art. 212 KK — zniesławienie.
- Załączone „dowody” do wezwania do zapłaty są co najmniej niepoważne. Możesz dostać screeny nie swoich wpisów, ewentualnie kolejne wezwanie do zapłaty za złamanie klauzuli poufności, czytaj zrobiliśmy z ciebie idiotę, nie zapłaciliśmy ci, a jak coś komuś powiesz to ty musisz nam za to zapłacić! - relacjonuje Pani Monika.
Dlaczego byli zleceniobiorcy otrzymują wezwania? Bo do tej pory taka strategia zdawała egzamin. Pod kim nie ugną się kolana, gdy zobaczy, że ma zapłacić 15.000 zł z kancelarii?
- Po wysłaniu przedsądowego wezwania do zapłaty i opisaniu sytuacji dostałam kilka gróźb: nie mogę udostępniać swojej umowy i maili przez okres 5 lat - pod groźbą duuużej kary umownej. Nikomu takich informacji nie udostępniłam, ale groźbę dostałam — opisuje swój przypadek Pani Dorota.
Jeśli dotarłeś do tego momentu, to czas na stare przysłowie, które mówi, że "mądry człowiek uczy się na własnych błędach, sprytny człowiek uczy się na cudzych błędach, a głupi nie uczy się wcale". Obyś był tym sprytnym.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.