Wiadomość o ciąży, radość, a potem badania prenatalne. – Szłam na nie z nadzieją, że dowiem się czegoś więcej o moim dziecku, że podobnie jak w pierwszej ciąży usłyszę, że już niedługo powitam na świecie zdrowe dziecko - mówi mama maleńkiej Wiktorii, pani Karolina z Płocka. - Wychodziłam z badań na miękkich nogach, porażona wiadomością otrzymaną od lekarza.
Szczęście z powodu ciąży trwało krótko. Tuż przed porodem były łzy, niepewność i strach. Świadomość, że w każdym momencie serduszko Wiktorii może przestać bić. Badania prenatalne wykazały, że córeczka pani Karoliny będzie miała wadę serca pod postacią Teatrologii Fallota z atrezją zastawki tętnicy płucnej. Po porodzie, zamiast przytulić swoje dziecko, patrzyła jak maleństwo musiało walczyć o pozostanie na tym świecie. Pierwszy miesiąc swojego życia spędziło w szpitalu i tam przeszło trzy operacje, w tym dwie nieudane.
Mała wojowniczka
Pierwszym domem maleńkiej dziewczynki stał się inkubator. Wkrótce spadła saturacja, Wiktoria była na granicy życia i śmierci. W międzyczasie, jakby ta sytuacja nie była już wystarczająco trudna, lekarze wykryli krwiaka w nadnerczu. Wdrożono leczenie farmakologiczne. Po trzech tygodniach lekarze zdecydowali o operacji. Uznali, że wykonanie zespolenia prawostronnego to szansa na namiastkę zdrowia.
– Kilka dni przed operacją patrzyłam na moją córeczkę… Calineczkę ze śladami po nakłuciach, siniakami, i zapadniętym brzuszkiem. Serce mi pękało, a łzy płynęły po policzkach – opowiada mama Wiktorii, która wciąż nie mogła swojej kruszynki zabrać do domu i utulić.
Niestety, tuż przed operacją zauważyła u córki niedowład lewej strony. Operacja odbyła się 13 sierpnia 2018 r.. – Choć nie chciałam, płakałam jak bóbr. Nie wiedziałam, czy jeszcze zobaczę ją żywą. Godziny oczekiwania, mieszanka uczuć, stres, przerażenie i odliczanie do końca. Ta 13-stka była dla nas jednocześnie szczęśliwa i pechowa. Podczas operacji okazało się, że niemożliwe jest wykonanie zespolenia prawostronnego. Cięcie zostało zaszyte, podjęto decyzję o zespoleniu lewostronnym. Kolejne cięcie, wielogodzinna operacja. Na sali pooperacyjnej czekał na mnie widok, którego nigdy nie zapomnę. Za moje dziecko oddychała maszyna. Wszechobecne rurki do intubacji. Długa lista leków. Mnóstwo aparatury sprawdzającej funkcje życiowe. I to nieznośne pik… pik… pik oznaczające, że wciąż walczy.
Tuż po operacji dziewczynka stoczyła kolejną walkę. Pani Karolina bezustannie drżała o los Wiktorii. – Saturacja na poziomie 60% mogła ją zabić i oznaczać, że operacja się nie udała. Moje dziecko wciąż było chore, a ja mogłam tylko czekać na kolejny krok. Chciałam krzyczeć “ratujcie moje dziecko!”. Lekarze stwierdzili, że niezbędne jest cewnikowanie serca. Podczas operacji potwierdziło się, że założone zespolenie było niedrożne. Kolejne znieczulenie, masa leków i cięcie. I moja malutka córeczka, prowadząca ciągły bój.
Siedem dni po operacji było naznaczone ciągłą niepewnością, czuwaniem, modlitwą i zarazem troską o półtoraroczną córkę Alicję. Alicja czekała na mamę w domu. – Półtoraroczne dziecko pytające każdego dnia, gdzie zniknęła mama. Kiedy słyszałam jej pierwsze słowa przez telefon moje serce krwawiło. Chciałam być w dwóch miejscach jednocześnie. Mąż-kierowca w trasie, ja w szpitalu z Wiktorią, Alicja z babcią. Cała rodzina była w rozsypce…
Pani Karolina opowiada: – Podczas, gdy pokoje zdrowych dzieci pachniały oliwką i kosmetykami, otoczenie mojego dziecka – środkiem do dezynfekcji rąk. U zdrowych dzieci wisiały zabawki i przytulanki, a w tle grała pozytywka, u Wiktorii – kable, pompy i monitory, rytm wybijały urządzenia nadzorujące życie… pik..pik..pik.. Gdy do zdrowych dzieci przychodzili dziadkowie, ciocie, znajomi – nas odwiedzali lekarze i specjaliści.
Co dalej? Serce dziecka działa, ale jego funkcje są ograniczone. Gdyby nie postępująca sinica nikt nie uwierzyłby, że dziewczynka choruje. Poznaje świat, jednak jej mama dostrzega, jak każda czynność niesamowicie męczy Wiktorię. – Nie mogę pozwolić jej na płacz. Każda taka sytuacja może sprawić, że zabraknie jej tchu…
W Polsce nie ma możliwości przeprowadzenia pełnego leczenia. Jedyną szansą jest skomplikowana operacja, którą zgodził się przeprowadzić prof. Malec z Kliniki w Munster w Niemczech. Czas ucieka, operacja musi zostać wykonana w wieku 10 miesięcy, czyli już za 2 miesiące! Tylko dzięki temu Wiktoria ma szansę wygrać walkę o życie. Operacja została wyceniona na 150 tys. zł. Zbierają fundusze w każdy możliwy sposób – 8. marca rozpoczęły się licytacje w grupie na Facebooku OKAŻMY SERCE – Licytacje dla Wiktorii. Do wygrania są vouchery, bony i fanty od płockich przedsiębiorców, kosmetyczek, fryzjerów, restauratorów oraz osób prywatnych, natomiast w sobotę, 9 marca w Orlen Arenie przed baletem będą zbierane środki do puszek dla Wiktorii. Pomogą wolontariusze Płockiego Wolontariatu. W planach jest sprzedaż biżuterii artystycznej w Kapitalnym Sklepie przy ul. Tumskiej. Całkowity dochód zostanie przekazany na pokrycie kosztów operacji Wiktorii.
Wsparcie dla dziewczynki jest możliwe w internecie:
Zbiórka na siepomaga: www.siepomaga.pl/serduszko-wiktorii
Strona www: www.kawalek-nieba.pl/wiktoria-lachowicz
Strona na facebooku: Serce Wiktorii tak bardzo chce bić
Strona na Fb z licytacjami: OKAŻMY SERCE - Licytacje dla Wiktorii
Mama dziewczynki prosi: – Pomóżcie mi ratować dziecko. Chcę tylko by Alicja miała siostrę już na zawsze.