Najnowsza propozycja, zakładająca możliwość otrzymania wysokiego świadczenia już w momencie zawarcia małżeństwa, wprowadza nowy element do dyskusji. Jej konstrukcja opiera się na przeświadczeniu, że pieniężna premia może wpłynąć na wybory dotyczące przyszłości rodziny.
40 tys. zł za ślub lub pierwsze dziecko jako klucz do zmian
Centralnym punktem projektu jest świadczenie w wysokości 40 tys. zł, przewidziane w dwóch alternatywnych okolicznościach. Bonus ten miałby być wypłacany albo w momencie formalizacji związku, albo wtedy, gdy para doczeka się pierwszego dziecka — zależnie od tego, które z wydarzeń nastąpi jako pierwsze. Twórca pomysłu wyjaśnia go wprost: „Pomysł polega bowiem na tym, żeby 40 tys. zł płacić ludziom nawet nie tylko za urodzenie pierwszego dziecka, ale alternatywnie również za sformalizowanie związku i zawarcie małżeństwa”.
Sama struktura programu zakłada więc, że państwo nagradza jeden z dwóch kroków życiowych, uznając je za istotne z punktu widzenia polityki prorodzinnej. Z punktu widzenia autorów projekt miałby trafiać do osób znajdujących się u progu życia rodzinnego, zanim jeszcze podejmą decyzję o rodzicielstwie.
Zmieniające się społeczeństwo a argumenty zwolenników projektu
Jednym z kluczowych elementów debaty są zmiany społeczno-obyczajowe, które zaszły w Polsce w ciągu ostatnich 35 lat. Dane dotyczące liczby dzieci rodzących się poza małżeństwem obrazują ten proces wyjątkowo wyraźnie. W 1990 r. w związkach niesformalizowanych przychodziło na świat 6 proc. dzieci. W roku 2000 odsetek ten wyniósł 12 proc., natomiast obecnie rodzi się tak niemal 30 proc. najmłodszych Polaków.
Zwolennicy koncepcji przekonują, że skoro społeczeństwo coraz częściej wybiera życie w konkubinatach, państwo może próbować zachęcać do formalizacji związków. Według nich zawarcie małżeństwa stanowi krok ku stabilniejszemu modelowi rodziny, który mógłby sprzyjać narodzinom dzieci.
Znacznie wyższe wsparcie za kolejne dzieci: 60 tys. zł i 100 tys. zł
Propozycja nie zatrzymuje się na pierwszym dziecku. Dla rodzin powiększających się przewidziano jeszcze wyższe kwoty. Narodziny drugiego dziecka miałyby wiązać się ze wsparciem w wysokości 60 tys. zł, a trzeciego i kolejnych — aż 100 tys. zł w bonie mieszkaniowym. Tak skonstruowany system ma wywołać efekt zachęty, zgodnie z którym wraz z każdym kolejnym dzieckiem wzrasta również oferowana pomoc państwa.
Choć sama idea poprawy warunków mieszkaniowych brzmi atrakcyjnie, wiele osób podkreśla, że to podejście powtarza schematy stosowane już wcześniej. W notatkach znalazło się stwierdzenie: „Dotąd politykom się wydawało, że jak zaczną płacić Polakom za rodzenie dzieci, to poprawi nam się dzietność. Nie zadziałało”. To przypomnienie, że mimo kolejnych programów kierowanych do rodzin dane statystyczne nie ulegały trwałej poprawie.
Czy małżeństwo rzeczywiście prowadzi do wyższej dzietności
Największe wątpliwości budzi założenie, że finansowy bonus za sformalizowanie relacji miałby wpływać na decyzję o posiadaniu potomstwa. Jak zapisano w analizie, opieranie polityki demograficznej na takim powiązaniu jest całkowicie nietrafione: „I to założenie jest bzdurą”.
W praktyce wiele par decyduje się na ślub z zupełnie innych powodów niż chęć zostania rodzicami. Nie można zakładać, że małżeństwo samo w sobie skłoni do powiększenia rodziny. Relacje intymne i rodzinne współczesnych Polaków opierają się na autonomicznych wyborach, niezależnych od formalnych deklaracji. Premia 40 tys. zł może więc przyciągnąć tych, którzy i tak rozważają ślub — ale nie musi wcale zwiększyć liczby dzieci.
Brak kryterium dochodowego i potencjalne skutki uboczne
W projekcie szczególne kontrowersje budzi brak kryterium dochodowego. Bonusy w wysokości 40 tys. zł za ślub i do 100 tys. zł za kolejne dzieci miałyby być dostępne dla wszystkich, bez względu na poziom zarobków. To otwiera możliwość korzystania z publicznych pieniędzy przez osoby zamożne, które nie wymagają tego typu wsparcia. Według opisu w notatkach takie rozwiązanie prowadziłoby do „marnotrawstwa i sypania kasą w kierunku zamożnych, ale wystarczająco cwanych”.
W rezultacie program mógłby bardziej zaszkodzić niż pomóc — wywołując w społeczeństwie poczucie niesprawiedliwości i podkopując zaufanie do systemu świadczeń. Jednocześnie nie jest pewne, czy jednorazowe wsparcie w jakikolwiek sposób poprawiłoby sytuację osób, które faktycznie potrzebują pomocy w rozpoczęciu życia rodzinnego.
Realne potrzeby rodzin kontra polityczne obietnice
Choć konstrukcja programu jest rozbudowana, nie rozwiązuje kluczowych problemów, które najczęściej powstrzymują Polaków przed decyzją o posiadaniu dzieci. Należą do nich wysokie koszty życia, brak dostępnych mieszkań, niedobór miejsc w żłobkach, niestabilność zatrudnienia i niskie wynagrodzenia w wielu sektorach. Jednorazowa wypłata — nawet atrakcyjna — nie zagwarantuje rodzinie poczucia bezpieczeństwa na lata.
Eksperci podkreślają również, że demografia nie reaguje w sposób trwały na doraźne bodźce finansowe. Programy w rodzaju dodatków, dopłat i jednorazowych benefitów mogą jedynie chwilowo zwiększać liczbę urodzeń — po czym wskaźniki wracają do poprzedniego poziomu. Z tego powodu wielu obserwatorów widzi w omawianej propozycji raczej polityczny eksperyment niż poważny plan przebudowy systemu wsparcia dla rodzin.
Komentarze (0)