Plany odnoszące się do bulwarów nadwiślańskich pozostają aktualne, nie ma jednak czasu na zbędną zwłokę. Sytuację komplikują dwie sprawy. Pierwszą z nich są wyniki przetargu, drugą przesuwany termin ogłoszenia wyników konkursu na środki unijne, o które aplikuje Ratusz. Toczy się więc gra o 20 mln zł. - A może o mniejszą kwotę albo w ogóle – dodawał prezydent.
Co dalej z nabrzeżem? Między innymi temu tematowi była poświęcona konferencja prasowa w ratuszu poprzedzająca zaplanowaną na poniedziałek nadzwyczajną sesję Rady Miasta Płocka.
[ZT]16038[/ZT]
Przetarg z odwołaniem
- Mieliśmy zarezerwowane środki, które wydawały się wystarczające – mówił prezydent w środę na konferencji prasowej. - Ogłosiliśmy postępowanie przetargowe. Wciąż jesteśmy na etapie wyłaniania wykonawcy.
Wpłynęły trzy oferty, z tej najtańszej jednak Ratusz nie skorzystał i bynajmniej nie z tego powodu, że kwota, która proponował potencjalny wykonawca, przewyższała tę, za którą obstawał Urząd Miasta. Według Ratusza nie spełniała wszystkich warunków. Tym samym, chociaż przetarg został ogłoszony, wciąż nie mamy wykonawcy. Firma ETP, która proponowała najniższą kwotę (27,7 mln zł), postanowiła zwrócić się do Krajowej Izby Odwoławczej. - Przyznano nam rację. Słusznie zrobiliśmy rezygnując z tej oferty – tłumaczył prezydent.
Przyczyną był brak jednego dokumentu, który powinien zostać złożony. Nie będzie także drugiego przetargu. Obecnie urzędnicy sprawdzają dokumenty firmy PORR, która w pierwszym postępowaniu uzyskała drugie miejsce (31,5 mln zł). A to z kolei oznacza, że trzeba zwiększyć poziom dofinansowania na realizację o 4,5 mln zł (w przypadku trzeciej firmy byłoby to już nie 4,5 mln, tylko 11 mln zł). Taka jest propozycja zmiany budżetowej, z którą zwróci się prezydent do radnych w najbliższy poniedziałek. Skąd te pieniądze? - Mamy bardzo dobre wykonanie CIT-u – uzupełniał miejski włodarz. To z tych zwiększonych dochodów w ramach podatku CIT zamierza skorzystać Ratusz, jeśli radni zgodzą się na przesunięcia w budżecie.
Czekamy
Ratusz zabrał się za realizację nowego bulwaru w oparciu o środki własne, licząc na przyszłą refundację dzięki dofinansowaniu z Unii Europejskiej.
Wiceprezydentowi Jackowi Terebusowi zależy na jak najszybszym podpisaniu umowy na realizację, aby „niezwłocznie” mogły rozpocząć się prace na nabrzeżu. Jeśli mamy skorzystać z unijnego dofinansowania, roboty, zgodnie z kamieniami milowymi, musiałyby zostać zakończone do czerwca 2018 roku, natomiast na samo rozliczenie inwestycji przysługiwałby czas do sierpnia przyszłego roku. Sęk w tym, że tego dofinansowania przynajmniej na razie nie ma. Ratusz o środki aplikuje i wciąż czeka na rozstrzygnięcie pierwszego konkursu na rewitalizację, a ten termin uległ przesunięciu (pierwotnie zakładano przełom maja i czerwca). Teraz spodziewają się wyników dopiero w drugiej połowie września. Gdybyśmy czekali ze wszystkim na wyniki konkursu, z pewnością nie starczyłoby czasu na realizację do czerwca 2018 roku.
Jeśli nawet marszałek województwa mazowieckiego oznajmi dobre nowiny, to i tak maksymalna kwota w tym konkursie do uzyskania dla samorządu wynosi 20 mln zł (kwota może okazać się także mniejsza). - Trzeba pamiętać, że mówimy o hipotetycznych środkach. Walczymy o dofinansowanie i wciąż jesteśmy w grze – dodawał prezydent. - Dołożyliśmy własne środki, bo mamy świadomość, że część wydatków będzie niekwalifikowana.
- Kosztorys inwestorski dla tego zadania opiewa na kwotę blisko 40 mln zł – przypominał Jacek Terebus. - Zabezpieczone środki w budżecie były niższe, ponieważ nadal czekamy na wyniki konkursu.
Projekt i tak trzeba było okroić, mając na uwadze dostępne środki finansowe. Na razie nie ma więc co liczyć na schody ruchome albo kolejkę linową łączącą nabrzeże z placem Obrońców Warszawy.
A jeśli środków unijnych nie będzie, to co wtedy? Kredyt? Prezydent ze skarbnikiem zaprzeczają. - Mamy w 100 proc. zabezpieczone środki własne na całość zadania – zapewniał prezydent.