reklama

Wzburzeni i wiceprezydent. Pan kłamie…

Opublikowano:
Autor:

Wzburzeni i wiceprezydent. Pan kłamie… - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościBurzliwy przebieg miało wtorkowe posiedzenie komisji radnych. W Ratuszu zjawili się bowiem rodzice i nauczyciele z trzech szkół specjalnych, które miasto z nie do końca jasnych przyczyn chce połączyć w jedną placówkę, i zasypali wiceprezydenta Romana Siemiątkowskiego gradem pytań. Na koniec zarzucili mu kłamstwo.

Burzliwy przebieg miało wtorkowe posiedzenie komisji radnych. W Ratuszu zjawili się bowiem rodzice i nauczyciele z trzech szkół specjalnych, które miasto z nie do końca jasnych przyczyn chce połączyć w jedną placówkę, i zasypali wiceprezydenta Romana Siemiątkowskiego gradem pytań. Na koniec zarzucili mu kłamstwo.

We wtorek w Ratuszu odbywało się posiedzenie komisji edukacji, zdrowia i polityki społecznej. Jednym z tematów były przymiarki Ratusza do połączenia trzech płockich szkół specjalnych w jedną placówkę. Nauczyciele i rodzice ze wszystkich szkół zdecydowanie są na nie. Podczas gdy w ratuszowej auli debatowali radni, wiceprezydent i wspólna delegacja ze szkół specjalnych, wielu z rodziców niepełnosprawnych dzieci przyszło na płocką starówkę.

- Boję się wstrząsu w wyniku takich zmian. Dzieci przyzwyczajają się do miejsc i pedagogów – mówiła nam pod Ratuszem matka kilkuletniego Patryka z jednej ze szkół specjalnych.

Zdaniem rodziców i nauczycieli, wszystko powinno pozostać po staremu. – W swoich klasach dzieciaki czują się szczęśliwe i bezpieczne – mówi inna z kobiet czekających pod ratuszem, a druga jej przytakuje. – Wychowawcy nieraz już po mimice poznają, że coś się dzieje z dzieckiem. A co ich czeka w takim molochu? Bezimienność. To nie działanie na korzyść dzieci, ale przeciwko dzieciom.

– Nadal nie wiemy o co tu chodzi, słyszmy ogólniki – mówi uczestniczka spotkania.

Za chwilę rozpocznie się posiedzenie komisji. Trzeba było je przenieść z sali na pierwszym piętrze do auli. Za dużo osób chciałoby posłuchać sprawcy tego całego zamieszania, wiceprezydenta ds. społecznych Romana Siemiątkowskiego.

Czar prysł. A wszystko kosztem dzieci…

Posiedzenie komisji zaczęło się od kilku wystąpień pracowników ośrodków specjalnych i rodziców. Argument o konieczności kompleksowej opieki uznano za kompletnie nietrafiony. – Nikogo nie zostawiamy bez pomocy – zapewniała nauczycielka ze szkoły przy Kossobudzkiego, po czym długo wymieniała stosowane metody.

Szybko pojawiły się kolejne pytania, w tym najważniejsze, o sens planowanych zmian, który na razie tłumaczy się „funkcjonalnością” i „efektywnością”.

– Po połączeniu dzieci w dalszym ciągu będą wymagały takiej samej ilości godzin terapii, dlatego twierdzenie o racjonalizacji nie ma żadnych podstaw – sprzeciwiła się zamysłowi pracownica Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1. – Plany połączenia uważam za wysoce nieetyczne – kontynuowała zdenerwowana. – Wszystko odbywa się kosztem dzieci – i to w dodatku z pominięciem rady pedagogicznej i rodziców.

Natychmiast zgodził się z nią jeden z rodziców dziecka korzystającego z opieki ZSS nr 7. Wspominał o małych dotacjach. - Naszymi pieniędzmi łataliście w Ratuszu potrzeby innych placówek - grzmiał.

 – To nieprawda – zaprzeczył wiceprezydent Siemiątkowski. – Mówimy o pieniądzach znaczonych, których nie można od tak sobie wydać na inne cele – przyznał także, że w zeszłym tygodniu odbyło się spotkanie w jego gabinecie, na które zaproszono dyrektorów. – Planowałem kolejne po tym, jak wszystko sobie przemyślą.

Wiceprezydent w ogniu pytań

Wiceprezydent nie miał lekko. Większość z jego wypowiedzi kończyło się w najlepszym razie szmerami w auli lub buczeniem, a w najgorszym zarzutami o śmieszność lub nawet kłamstwo. – Chcieliśmy stworzyć jednolity system kształcenia, aby uniknąć dublowania klas i szkół – wyjaśniał. – Proponowane zmiany nie będą miały wpływu na zatrudnienie nauczycieli, podobnie na dzieci. Ścieżkę edukacyjną dokończą „po staremu” (wszystko ruszyłoby być może od 2017 roku). Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby zmiany odbyły się bez konsultacji – i poinformował o planowanych spotkaniach „informacyjnych” we wszystkich trzech placówkach. Najwcześniej dopiero w maju sprawa miałaby zostać dołączona do porządku obrad rady miasta.

- Nam chodzi o dobro dzieci – starał się nieco uspokoić atmosferę w sali, ale rozległy się okrzyki, że posiłkuje się kłamstwem. – Osobiście zapoznano mnie z przypadkiem, kiedy po przeniesieniu dziecka do SOSW nr 2 okazało się, że nie ma logopedy. Rodzice musieli skorzystać z pomocy prywatnego gabinetu. Nie działamy na niczyją szkodę. Jeśli ktoś tak sądzi, proszę o konkretne przykłady (sam podał likwidację dwóch internatów i utworzenia Bursy Płockiej, gdzie nikomu krzywda się nie stała). To wcale nie będzie taka duża placówka. Bywały większe. Nad wszystkim będzie czuwał jeden dyrektor i trzech zastępców – informował zebranych. – Nauczycielem się jest, dyrektorem bywa.

Po co główny dyrektor?

Posadę naczelnego dyrektora jednak uznano za „fikcyjną”. – Zastępcy są po to, aby nie musiał zajmować się drobnymi sprawami – klarował zastępca Andrzeja Nowakowskiego, ale był w coraz mniejszym stopniu zrozumiany. – A czym są te „drobne sprawy”? – dociekano. – Nie łapmy się za słówka – zaznaczył. Jednocześnie podkreślił, że na pytania o wstępne przymiarki personalne jest za wcześnie (po czym rozległ się komentarz, że wszystko już zostało przesądzone i jest to kolejne kłamstwo z jego strony).

Rodzice nie dawali się przekonać i nijak nie potrafili dopatrzyć się jakichkolwiek korzyści w planach Ratusza. Tłumaczyli, że oddają nawet 1% podatku z myślą dalszego rozwoju placówek. – Nikt tych pieniędzy nie dotknie – zapewnił Siemiątkowski.

– Wszędzie dąży się do specjalizacji, tymczasem robimy molocha zamiast utworzyć kilka kolejnych szkół (np. dla dzieci niewidomych, głuchoniemych) – nie pojmował rodzic. - Niepełnosprawność ma różne oblicza.

Wiceprezydent zaparł się, że nikomu nie zamierza szkodzić. Wręcz przeciwnie, „ulepszyć”. Tylko po co? – pytano go, skoro wszystko dobrze funkcjonuje. W końcu zapytano Siemiątkowskiego wprost. – Panie prezydencie, jest pan zadowolony ze szkolnictwa specjalnego w Płocku?

Adresat pytania potwierdził, że tak.

Padły kolejne zarzuty. – Tyle mówicie o społeczeństwie obywatelskim, a teraz zabieracie głos obywatelom, którzy nie aprobują waszych planów  – odezwał się jeden ze zdenerwowanych rodziców, który dowiedział się o wszystkim z prasy. –  Robicie co chcecie, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.

– Bierze pan pod uwagę brak połączenia szkół? – dopytywano.

 – To już decyzja prezydenta – ale dopóki nie zapadną ostateczne decyzje wszystko jest możliwe - przyznał zastępca prezydenta.

Radna PSL Małgorzata Struzik apelowała, aby spojrzeć na sprawę od strony prawnej, czy w praktyce nie oznacza to jednak likwidacji. – Każda placówka ma inną specyfikę, wsłuchajmy się w głos narodu – uczulała.

Również radny Andrzej Aleksandrowicz obawiał się utraty pracy przez nauczycieli na niepełnych etatach. – A druga połowa będzie ganiana pomiędzy szkołami zgodnie z godzinami – domniemywał.

Radna Wioletta Kulpa wspomniała o sytuacji z likwidacją gimnazjum nr 2 przy jednocześnie negatywnej opinii Płockiego Okrągłego Stołu Edukacyjnego i rady pedagogicznej. Teraz obawia się podobnej sytuacji. – Po co na siłę mamy centralizować, skoro wiemy, że to się zwyczajnie nie sprawdza? – pytała radna PiS. – Przestaje się wówczas widzieć małego człowieka i jego potrzeby.

Czytaj też:

Fot. Portal Płock

 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE