Reklama

Widmo likwidacji ośrodka dla dzieci powraca. NFZ nie chce przedłużyć umowy

Opublikowano:
Autor:

Widmo likwidacji ośrodka dla dzieci powraca. NFZ nie chce przedłużyć umowy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Ile kosztuje rehabilitacja dzieci według NFZ? 8 tys. zł miesięcznie. - My tu czasami działamy na pograniczu szaleństwa. Mamy cel przed oczami i pracujemy – mówi prezes zarządu Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, Joanna Olczak. Stara się zachować optymizm, mimo że placówce rehabilitacyjnej grozi likwidacja. Narodowy Fundusz Zdrowia zafundował im, jak sama mówi, szok tuż po tym, kiedy otworzyli korespondencję.

Ile kosztuje rehabilitacja dzieci według NFZ? 8 tys. zł miesięcznie. - My tu czasami działamy na pograniczu szaleństwa. Mamy cel przed oczami i pracujemy – mówi prezes zarządu Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, Joanna Olczak. Stara się zachować optymizm, mimo że placówce rehabilitacyjnej grozi likwidacja. Narodowy Fundusz Zdrowia zafundował im, jak sama mówi, szok tuż po tym, kiedy otworzyli korespondencję. 

„Nagle, zupełnie niespodziewanie nad ośrodkiem rehabilitacji zawisło widmo zamknięcia. NFZ nie przyznał prowadzącej je placówce kontraktu. Lada dzień chore dzieci i ich rodzice zostaną bez rehabilitacji. Rodzice zwierają szeregi, by ratować swoje maluchy”. To fragment tekstu opublikowanego u nas w czerwcu 2014 roku. Niestety teraz można w całości przepisać te słowa, bo obecne wydarzenia wyglądają na bardzo smutną powtórkę z rozrywki, bo nie jest to pierwszy raz, kiedy temu istniejącemu od 18 lat ośrodkowi przy ul. Mościckiego grozi likwidacja z powodu braku kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. W 2014 roku za pracownikami z ośrodka Towarzystwa Przyjaciół Dzieci (stąd skrót TPD), opowiedzieli się rodzice dzieci korzystających z rehabilitacji.

- Ograniczono wówczas środki na rehabilitację i również nasz ośrodek nie uzyskał finansowania – przypomina szefowa miejsko-powiatowego oddziału Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Płocku, Joanna Olczak. - Po odwołaniu rodziców i akcji osób z różnych środowisk finansowanie zostało przywrócone.

[ZT]7196[/ZT]

Udało się, chociaż mało brakowało, a teraz sprawa powraca. Olczak opowiada: - W tym roku to chyba ze trzy razy ogłaszali te konkursy. Najpierw był ogłoszony konkurs bodajże w kwietniu, potem odwołany, aneksowano tylko umowę, później ogłoszono konkurs w czerwcu i znów odwołany, umowę aneksowano z terminem do końca września, następnie konkurs rozpisano w sierpniu. Dopiero teraz przysłali wyniki, które nas tu wszystkich zszokowały. Nie ujęto nas po prostu w planie finansowania, pomimo że złożyliśmy wszystkie wymagane dokumenty. Mamy wszystkie zgody, w tym sanepidu, także sprzęt, który wskazał NFZ. Owszem, jesteśmy małym ośrodkiem. Środki dostały te większe np. przy przychodniach czy szpitalach, które już wcześniej otrzymywały wsparcie Funduszu. Powiedziano, że powiat płocki i Płock dostaną dofinansowanie dla 13 placówek. W poniedziałkowym ogłoszeniu okazało się, że ujęto ich 12. Uzasadnienia decyzji nie poznaliśmy. Jest punktacja np. za wykształcenie pracowników, dostępność, czyli za godziny otwarcia placówki, posiadany sprzęt, ale żeby w ogóle przystąpić do tego konkursu musimy najpierw spełniać wszystkie wymagania Funduszu, czyli to, co ma np. szpital, my musimy mieć również, chociaż nasi podopieczni z tego tak naprawdę nie korzystają. Z niektórych sprzętów po prostu nie mogą.

- Jest za dużo przeciwwskazań zdrowotnych, by korzystać z pewnych zabiegów – dopowiadała jedna z rehabilitantek, Małgorzata. - Mogą np. pogłębić jakieś zaburzenie. NFZ jednak wymaga takiego sprzętu, chociaż dzieci najwięcej korzystają z zajęć ruchowych. One muszą nauczyć się, co mają robić w życiu codziennym. Jaka powinna być odpowiednia postawa. Świecenie światełkiem w kolanko niestety niczego ich nie nauczy.

Taki sprzęt obciąża ośrodek kosztami. - Musi być przynajmniej dwa razy do roku przeglądany. Odkładamy na ten cel 4 tys. zł. - dodaje Joanna Olczak. A to nie wszystko. Płacą 180 zł miesięcznie, zgodnie z innym wymogiem NFZ, firmie posiadającej karetki do przewozu pacjentów za gotowość do przyjazdu. - Przez tyle lat ani razu nie trzeba było ani razu z niej skorzystać – czyli dochodzi roczny wydatek 2 tys. 160 zł.

W tym tygodniu dowiedzieli się, że mają kontrakt tylko do końca listopada, później umowa wygasa. W praktyce oznacza to likwidację. Gdyby chodziło jeszcze o jakąś zawrotną kwotę, ale nie. Chodzi o miesięczne dofinansowanie na kwotę 8 tys. zł, czyli rocznie to 96 tys. zł. Reasumując, z kwoty 8 tys. zł na miesiąc trzeba było odłożyć na utrzymanie lokalu (czynsz, media), utrzymanie sprzętu, na wynagrodzenia, za możliwość dojazdu karetki. - To wszystko udaje się tylko dlatego, że wiele rzeczy robimy społecznie, a Towarzystwo dokłada. Robimy to, bo chcemy pomagać rodzicom, a nie dla zysku – podkreśla Olczak.

- Tu się przychodzi do pracy jak do drugiego domu – uśmiecha się Małgorzata. - Pomagamy sobie, lubimy się. To taki pozytywny start, a to się odbija na dzieciach – co widać w korytarzu, na ilości kolorowych rysunków z dedykacjami. - Bez takiej atmosfery to by się nigdy nie udało.

W tej chwili mają też, poza dwiema zatrudnionymi rehabilitantkami, także stażystkę. Specjalistki, fizjoterapeutki będą musiały poszukać sobie pracy, jeśli sprawdzi się czarny scenariusz, podobnie jak pracownik zajmujący się rejestracją, rozliczeniami (częściowo opłacany przez Towarzystwo Przyjaciół Dzieci).

Pomysł NFZ, aby finanse przyznać większym ośrodkiem ma podstawową wadę, dzieci na takiej rehabilitacji będą tam bardziej anonimowe. Obecnie mają 12 dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności. - Bywa tak, że te najciężej chore dzieci są później kierowane z przychodni do nas, bo tam płaczą nawet i przez pół godziny, z trudem przyzwyczajają się do miejsca, do opiekuna, przez co część tej rehabilitacji było nieskuteczne – zaznacza Olczak. - Do nas przychodzą na umówioną godzinę. Nie potrzeba czekać, nie ma takiego tłumu osób. Rehabilitant czeka na dziecko. W tej chwili mamy 62 dzieciaczków czekających w kolejce na zabiegi, do tego 22 dzieci z długoterminowymi skierowaniami, co dotyczy dzieci z poważniejszymi problemami zdrowotnymi. Te dzieci są przyzwyczajone do ośrodka, do pań. Czują się tutaj bezpieczne.

Niestety bez umowy z NFZ zostaje tylko likwidacja. A wtedy 84 osoby będą musiały szukać innego miejsca na rehabilitację, w tym te osoby, które już teraz długo czekają. - To również dzieci z wadami postawy. Może dziś nie wydaje się, że to to problem, ale za dwa, trzy lata już będzie – zapewnia rehabilitantka. - Nasilą się bóle kręgosłupa.

- A co się stanie z dziećmi, które potrzebują pomocy? - martwi się jedna z matek. - Czy kogoś to obchodzi? To jedyne miejsce, w którym realizują długie świadczenia rehabilitacyjne dla dzieci. Te dzieci mają poważne problemy, wymagają odpowiedniej opieki. Ustalone terminy zabiegów ot tak przepadną? Zostały okrojone środki na dziecięcą rehabilitację. Czeka się nawet 2 lata, to gdzie mamy iść z dziećmi? Po co likwidować dobrze wyposażoną placówkę? - załamuje ręce. 

Pracownicy z ośrodka przy ul. Mościckiego robią co mogą. Rozpoczęli zbiórkę podpisów wśród rodziców i osób, które ich wspierają pod odwołaniem od decyzji mazowieckiego NFZ. W czwartek mieli tych podpisów około 400, bo te są zbierane naprędce. Czasu jest bardzo mało. Na to odwołanie przysługuje zaledwie siedem dni (a w praktyce pięć, odliczając sobotę i niedzielę). Łatwo i szybko skreśla się coś na papierze, lecz w rzeczywistości już tak to nie wygląda, bo co z małymi pacjentami, kadrą, sprzętem... Dzieci, które tu trafiają, wymagają wsparcia i cierpliwości. To właśnie w tym ośrodku można liczyć na wsparcie, jeśli synek lub córeczka ma mózgowe porażenie dziecięce, zaburzenia rozwoju psychomotorycznego, autyzm czy zespół Downa. Do TPD trafiają także dzieci ze schorzeniami kręgosłupa, z wadami postawy, poruszające się na wózku inwalidzkim. Rehabilitantki pracują z dziećmi indywidualnie. Przyjmują zarówno maluszki, jak starsze dzieci i nastolatków do 18 roku życia.

W 2014 roku rodzice napisali petycję do parlamentarzystów i prezydenta miasta z prośbą o pomoc, nie kryjąc przy tym swojego oburzenia sytuacją. Teraz nie mają na to czasu, ale próbują walczyć, interweniować, zainteresować sprawą każdego, kogo tylko zdołają. Politycy, samorządowcy z każdej strony sceny politycznej będą mieli szansę się wykazać, bo szefowa Towarzystwa Przyjaciół Dzieci zamierza pukać do każdych drzwi, czy to parlamentarzystów, czy marszałka województwa. 

Skontaktowaliśmy się w sprawie ośrodka z mazowieckim NFZ. Nadal czekamy na odpowiedzi.  

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE