reklama

Wiceprezydent stanął po stronie dyrekcji

Opublikowano:
Autor:

Wiceprezydent stanął po stronie dyrekcji - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościZastępca prezydenta Roman Siemiątkowski bez cienia wątpliwości popiera stanowisko dyrekcji Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w sprawie konfliktu szefostwa z pracownikami i związkowcami. - Przyzwyczaiłam się do tego, że władze nie stają po stronie zwykłych płocczan - komentuje radna Wioletta Kulpa.

Zastępca prezydenta Roman Siemiątkowski bez cienia wątpliwości popiera stanowisko dyrekcji Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w sprawie konfliktu szefostwa z pracownikami i związkowcami. - Przyzwyczaiłam się do tego, że władze nie stają po stronie zwykłych płocczan - komentuje radna Wioletta Kulpa.

O konflikcie pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Przypomnijmy: chodzi o niezapowiedzianą kontrolę pomieszczeń biurowych, którą zarządził wiceszef MOPS-u pod nieobecność pracowników. Forma tej kontroli oburzyła związkowców, pracowników i radną Wiolettę Kulpę, która interpelowała w tej sprawie. Jak opowiadali, całość  przypominała nalot na koloniach, nosiła znamiona mobbingu, nie była zapowiedziana żadnym zarządzeniem, a w jej wyniku prywatne przedmioty takie jak ramki ze zdjęciami, obrazki, kwiatki doniczkowe, a nawet wiatraki czy półki wyleciały z biurek i ścian, część znalazła się na korytarzu. Zdaniem radnej i związkowców, kontrola była efektem decyzji o wejściu z pracodawcą w spór zbiorowy w związku z odmową przyznania jakichkolwiek podwyżek. Pełniący obowiązki zastępcy dyrektora MOPS, Cezary Dusio, wyjaśniał z kolei, że nikt nie wyrzucał prywatnych rzeczy, choć rzeczywiście trzeba coś zrobić np. z kolekcją 13 par butów pod biurkiem. Przyznał jednocześnie, że rzeczywiście półka jako że wisiała nad głową pracowników, musiała być zdemontowana, podobnie było z prywatnymi wentylatorami bez kratek. Jak wyjaśniał, decyzja o niezapowiedzianej kontroli nie miała też związku z wejściem w spór zbiorowy, bo z formalnego punktu widzenia nic takiego nie miało miejsca. Chodziło o sprawdzenie warunków pracy, a przede wszystkim o skontrolowanie, czy w zakładzie respektuje się przepisy ustawy o ochronie danych osobowych. Na koniec rozmowy z nami wiceszef MOPS-u zapewnił, że nie zamierza rezygnować z takich kontroli, obiecał jednak, że do udziału w kolejnych zostaną zaproszeni również związkowcy.

O tej obietnicy nie ma słowa w odpowiedzi na interpelację podpisaną przez wiceprezydenta Romana Siemiątkowskiego, co sprawia, że w całości jest ona gestem poparcia wobec decyzji szefostwa MOPS. Co z niej wynika? Po pierwsze - jak wyjaśnia zastępca prezydenta - nie ma mowy o żadnym mobbingu, tylko o rutynowej kontroli, która bynajmniej nie miała na celu nękania pracowników. Poza tym komisja kontrolująca pomieszczenia zaprzecza incydentom z usuwaniem z biurek i ścian osobistych rzeczy. Po drugie, zgodnie z Kodeksem Pracy, pracodawca ma obowiązek zapewnić bezpieczne i higieniczne warunki pracy, miał więc pełne prawo do przeprowadzenia przeglądu pomieszczeń, a przepisy nic nie mówią o obowiązku informowania o tym pracowników. A że chciał sprawdzić również przestrzeganie prawa w zakresie ochrony danych osobowych, kontrola nie była zapowiedziana i odbyła się po godzinach pracy. - Z protokołu pokontrolnego jasno wynika, że w jednostce dochodziło do nieprzestrzegania zasad ochrony danych osobowych przez pracowników - stwierdza wiceprezydent Siemiątkowski. - W tej sytuacji obowiązkiem dyrektora MOPS jest nieustanna kontrola tego stanu i eliminowanie nieprawidłowości. Przypomnę Pani Radnej, ze w kwietniu 2011 r. Prezydent Miasta Płocka musiał rozwiązać umowę o pracę z poprzednim Dyrektorem MOPS właśnie z uwagi na rażące zaniedbania w zakresie ochrony danych osobowych.

Wiceprezydent napomina też, że „po zakończeniu pracy rzeczy osobiste pracownika nie powinny być pozostawione przez niego w miejscu dostępnym dla innych pracowników” oraz że „wszelkie wyposażenie pomieszczeń biurowych, w tym meble, biurka, sprzęt i inne są własnością pracodawcy, który decyduje o jego przeznaczeniu i wykorzystaniu. - Informuję również, że w każdym z pomieszczeń, w których temperatura przekracza normy ujęte w Kodeksie pracy Dyrektor MOPS zapewnił służbowe wentylatory i nie ma potrzeby, aby pracownicy korzystali z jakichkolwiek prywatnych sprzętów - twierdzi wiceprezydent.

Odpowiedź kończy pouczenie dla radnej, że podstaw przystępowania do sporów zbiorowych należy szukać w ustawie, a nie w działaniach pracodawcy zmierzających do wyeliminowania nieprzestrzegania zasad BHP i ochrony danych osobowych.

- Już się przyzwyczaiłam, że ta władza nie staje po stronie zwykłych płocczan, nie dostrzega się zszarganej godności ludzi, nie słucha żadnych argumentów, nie prowadzi dyskusji - komentuje z rezygnacją radna Kulpa. - Nikt nawet nie wysłuchał tych osób! Nie wiem, czemu ma służyć ta nagonka na pracowników i nerwowa atmosfera wytworzona przez dyrekcję MOPS, dlaczego zaniechano normalnego dla takich sytuacji trybu wydania odpowiedniego zarządzenia. Oczywiście, dyrekcja ma prawo do nowych porządków, ale tak się ludzi nie traktuje.

Moim zdaniem:

Stara to prawda, że są zawsze dwie strony medalu. W odpowiedzi wiceprezydenta jest tylko jedna. Roman Siemiątkowski nie daje wiary relacji pracowników, związkowców i radnej, wystarczają mu zapewnienia dyrekcji, że do opisywanych zdarzeń nie doszło. Doszło czy nie, trochę mnie to dawanie wiary jednym, a niedawanie drugim dziwi.

Nie dziwi natomiast wcale, że wiceprezydent staje murem za dyrekcją MOPS-u, jeśli chodzi o uzasadnienie przeprowadzenia kontroli. Logiczne, że pracodawca chcąc sprawdzić, czy pracownicy nie łamią ustawy o ochronie danych osobowych, zleca kontrolę po godzinach i bez zapowiedzi. Bądźmy poważni - nie ma innej drogi, żeby skontrolować, czy jedna albo druga pani wychodząc z pracy, nie zostawia beztrosko niezabezpieczonych dokumentów na biurku. Zwłaszcza że wiadomo, że są to naprawdę poufne informacje, opowieści o ludzkich dramatach, chorobach, krzywdzie, słabościach. Nie wolno dopuścić, by dostały się w niepowołane ręce. Dlatego nie ma zmiłuj - tego typu zaniedbania powinny być karane z całą stanowczością.

Inaczej jest chyba jednak z kontrolą „bezpieczeństwa i higieny pracy”, któremu to bezpieczeństwu zagraża czyhająca na życie pracowników półka, buty pod biurkiem czy tyleż groźny wentylator. Gdyby przeprowadzono ją choćby i znienacka, ale w obecności pracowników, może i atmosfera nie zrobiłaby się aż tak duszna. W sensie przenośnym. Bo na dosłowną duchotę chyba się nie da nic poradzić - wszak dyrekcja, a za nią wiceprezydent orzekli, że nie ma potrzeby, by pracownicy przynosili swój prywatny sprzęt, skoro tam, gdzie temperatura przekracza dopuszczalne normy, MOPS zapewnił wentylatory (przepisy to jednak wspaniały wynalazek, potrafią określić nawet to, czy komuś jest za gorąco czy nie).

Wiceszef ośrodka, Cezary Dusio, na łamach naszego portalu zapowiedział, że z kontroli rezygnować nie zamierza, za to w kolejnych weźmie udział również przedstawiciel związkowców. Tej obietnicy zabrakło w odpowiedzi na interpelację. A szkoda, propozycja brzmiała rozsądnie.

Czytaj też: Szef zrobił nalot jak na kolonii. Słusznie?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE