Wyjątkowo podli okazali się oszuści grasujący na ulicach Płocka, którzy bez skrupułów wykorzystali życzliwość i chęć niesienia pomocy starszego mężczyzny.
A było tak: pod koniec marca straszy płocczanin został zaczepiony na ulicy przez nieznajomą 30-latkę. Kobieta opowiedziała mu, że jego córka trafiła do szpitala, a ona nie zna miasta i nie wie, gdzie jest szpital. - Powiedziała również, że ma bardzo ważne dokumenty firmowe, których nie chciałaby zabierać do szpitala i chciałaby je zostawić w mieszkaniu tego mężczyzny - relacjonuje rzecznik płockiej policji, Krzysztof Piasek.
Płocczanin zgodził się na to. Poszli razem do samochodu, w którym siedział ok. 40-letni mężczyzna i para podwiozła starszego płocczanina do jego domu, by zostawić torbę, w której poza dokumentami miał znajdować się plik banknotów euro. - Nieznajoma oświadczyła, że nie ma polskich pieniędzy, a potrzeba jej 3 tys. zł. na operację córki - opowiada rzecznik policji.
Żeby uwiarygodnić historię w oczach starszego mężczyzny, do kobiety zadzwonił lekarz, który przekazał mężczyźnie, że wykona operację córki kobiety, ale ponieważ dziewczynka jest cudzoziemką i nie jest ubezpieczona, operacja będzie kosztowała 3 tys. zł.
Mężczyzna poruszony losem obu kobiet zgodził się i na to - wypłacił pieniądze z bankomatu i przekazał je nieznajomej, miała mu oddać w euro. Całą trójką wybrali się do szpitala, by mężczyzna pokazał im drogę. W samochodzie rozmawiali po niemiecku. Nagle kobieta się rozmyśliła - powiedziała, że płocczanin tak dobrze wytłumaczył im trasę, że nie ma potrzeby, by z nimi jechał. Odwieźli mężczyznę do domu, a sami odjechali, pozostawiając torbę, którą mieli odebrać w późniejszym terminie.
Dopiero po kilku dniach, gdy po torbę nikt się nie zgłaszał, płocczanin zrozumiał, że został oszukany. Torbę zaniósł na komisariat na Podolszycach, gdzie została komisyjnie otwarta. W środku była ryza papieru...