Tysiące osób z wielu płockich osiedli przyszło na trzeci już Orszak Trzech Króli, który w tym roku inaczej niż w latach poprzednich przeniósł się ze starówki na Wielką Płytę. Już podczas mszy ogromny kościół w parafii św. Jadwigi Królowej pękał w szwach, wprost nie dało się szpilki wcisnąć, a całe mnóstwo osób musiało stać na zewnątrz. Powoli schodziło się coraz więcej osób. Po mszy cały pasaż Roguckiego, aż do skrzyżowania z Tysiąclecia zaroił się szczelnie płocczanami. - Przyszło jakieś pięć razy więcej ludzi niż na Boże Ciało, chyba cały Płock do nas przyszedł - cieszyli się parafianie. Cały czas dołączali kolejni, również tacy, którzy nic nie wiedząc o Orszaku, zwabieni radosnym gwarem podchodzili zaciekawieni sprawdzić, co tysiące osób w papierowych koronach robi na środku osiedla.
A ci chcieli maszerować do żłóbka ustawionego w dość niecodziennym miejscu, bo w Orlen Arenie, w którym czekała św. Rodzina. W rolę Zbawiciela wcielił się maleńki Ignaś Karpiński, a jego rodzice - Małgorzata i Krzysztof odegrali rolę Najświętszej Marii Panny i św. Józefa.
Jednak dopiero po ok. 1,5 godziny od zakończenia mszy przestępujący z nogi na nogę tłum za trzema mędrcami i kolorowymi orszakami: europejskim, azjatyckim i afrykańskim wreszcie ruszył do Orlen Areny ulicami Roguckiego, Tysiąclecia i Łukasiewicza. Zanim orszak się uformował i udało się ruszyć, słychać było, że niektórzy, zwłaszcza stojący dalej, coraz bardziej zziębnięci zaczynają się trochę niecierpliwić i dopytywać jedni drugich, dlaczego pochód nie rusza. - Nie zmieściliśmy się do kościoła, więc całą mszę staliśmy na dworze, a teraz czekamy już ponad godzinę, aż orszak ruszy. Trudno, wracamy do domu - zakomenderował starszy pan, trzęsąc się z zimna i starsze małżeństwo oddaliło się w stronę bloków, odwracając się co chwila z nadzieją, że pochód wreszcie ruszy. Podobnie jak wielu innych płocczan nie widzieli oni ani jednej ze scenek przygotowanych przez poprzebieranych uczniów i nauczycieli i z gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych, aktorów z Teatru Dramatycznego, bo zwyczajnie stali za daleko.
Zniecierpliwiony był nawet, i to nie na żarty, jeden z królewskich koni - bezlitośnie obszczekiwany przez osiedlowe psiaki, rozgorączkowane nietypową sytuacją, najpierw zapamiętale i dość ostentacyjnie uderzał kopytem w betonową kostkę, potem dosadnie dał wyraz niezadowoleniu, rżąc wniebogłosy, aż kilku rosłych mężczyzn musiało go siłą przywołać do porządku.
Właśnie olbrzymia frekwencja, mimo że niewątpliwie jest powodem do zadowolenia, z drugiej strony nastręcza sporo trudności. Bo trzeba choćby zadbać o to, by trasa przemarszu nie była zbyt krótka i orszak nie zapełnił w całości danego odcinka drogi, by ludzie nie zamarzli na kość na styczniowym chłodzie, by wszyscy zmieścili się w jednym miejscu na wspólne śpiewanie kolęd.
Orszak zakończył się złożeniem pokłonu Dzieciątku przez trzech króli, czyli ks. Krzysztofa Jaroszewskiego, którego już po raz trzeci zobaczyliśmy w tej roli, a także nowych mędrców", - Andrzeja Mejera i Christiano Silvę. Ogromna hala mieszcząca 6 tysięcy osób w okamgnieniu zapełniła się niemal w całości. Potem rozstrzygnięto konkurs na najładniejszą gwiazdę betlejemską i najciekawszy strój kolędników, i przyszedł czas na wspólne kolędowanie z niezastąpioną w tej roli Eleni.
W tym roku w święto Trzech Króli z inicjatywy Fundacji Orszak Trzech Króli kolorowe i rozśpiewane wielotysięczne tłumy przeszły w ponad 180 miastach w Polsce, a także w innych krajach - m.in. na Ukrainie, w Niemczech, we Włoszech i Wielkiej Brytanii w Europie, w Rwandzie w Afryce oraz - pierwszy raz w Chicago. W naszej diecezji poza Płockiem za trzema królami pomaszerowali również mieszkańcy Sierpca, Rypina, Pułtuska, Płońska, Przasnysza i Radzanowa nad Wkrą.
Fot. Tomasz Miecznik/Portal Płock
Więcej zdjęć zobacz w naszej galerii: