... prezydent Płocka, dyrektorzy różnych instytucji, czy radni. Dwanaście osób opowiedziało o tych najbardziej wymarzonych, wyczekiwanych świątecznych podarunkach. Bywa i tak, że podarek zostaje z nami na lata. Czasem też życie sprawia, że dostajemy wyjątkowy prezent.
Poprosiliśmy kilkoro płocczan, aby przyznali, co takiego znaleźli pod choinką czy zostało im wręczone z okazji świąt Bożego Narodzenia.
Andrzej Nowakowski, prezydent Płocka
- Wiele radości zawsze, ale to zawsze sprawiały mi książki, które otrzymywałem. Problem polega na braku czasu do czytania. Pamiętam, że jako dziecko nie cierpiałem dostawać skarpetek, czapek, szalików, butów. To dla mnie nie było prezentem, natomiast na pewno uwielbiałem książki. Głównie te przygodowe. Pasjami czytałem Alfreda Szklarskiego, "Tomek w krainie kangurów" i całą tę serię. 19 lat temu, 22 grudnia, na dwa dni przed wigilią urodził się mój drugi syn. Będąc dzieckiem, zawsze z taką radością, z rodzeństwem czekaliśmy na pojawienie się Mikołaja i na prezenty. Czas biegnie, a tutaj niewiele się zmienia. I ten najfajniejszy moment, kiedy widać radość na twarzach już teraz własnych dzieci, które jeszcze wierząc w Świętego Mikołaja, w wigilijny wieczór rozpakowują prezenty. Mikołaj jakoś niepostrzeżenie przybywa i znika. W tym celu pozostaje otwarte okno - śmieje się. - Łamiemy się wspólnie opłatkiem, odczytywany jest fragment Ewangelii. Na stole może nie 12 potraw, ale wszystkie są tradycyjne: pierogi z kapustą i grzybami, ryba po grecku, karp.
Na co czeka? - Na chwilę oddechu, spokoju, zwolnienia tempa. Nie będzie spotkań, konferencji prasowych, wydarzeń, chociaż to bardzo lubię. Święta to jednak będzie ten czas, który mogą poświęcić przede wszystkim dzieciom.
Marek Mokrowiecki, dyrektor Teatru im. J. Szaniawskiego w Płocku
- Była wojna. Jako kilkuletni chłopak marzyłem o karabinie. Takim z prawdziwego zdarzenia, z którego faktycznie można strzelać. Zachorowałem wówczas ciężko na szkarlatynę, rodzice zwrócili się o pomoc do lekarza, który był Niemcem. W Skarżysku Kamiennej stacjonował oddział Wehrmachtu. W zasadzie już jedną nogą na tamtym świecie, a ten lekarz wyratował mnie. Dlaczego pomógł? Może był to czysto ludzki odruch... Okazałem się podobny do jego synka. Pamiętam, że była wigilia. Ten lekarz posadził mnie na kolana i płakał. A ja? Bawiłem się tym karabinem, strzelałem i głośno krzyczałem "Hitler kaput".
Dyrektor wspomina również piękne drewniane narty z rzemieniami w prezencie. - Były jeszcze zimy w Polsce - śmieje się. - Marzyły mi się takie narty, na jakich sunęli po śniegu traperzy.
Zapytany o świąteczne tradycje, przywołuje swojego tatę. - Do każdego prezentu pisał wierszyki. Co prawda daleko mu było np. do Tuwima. postanowiłem w swoim domu powrócić do tego zwyczaju. Niemal w ostatniej chwili przed wigilią siadam i tworzę te wierszyki. Np. "Kochanej Basi", ale jaki rym pasuje do Basi, zastanawiam się, no i żeby było coś o prezencie. Największa zabawa jest oczywiście przy odczytywaniu tych wierszyków.
Joanna Banasiak, dyrektorka Książnicy Płockiej
- Miałam jakieś 6 czy 7 lat, ale do dziś w pamięci mam widok fioletowej lodówki do zabawy dla dzieci. W środku wstawiona mała butelka mleka, szyneczka, masełko, takie maleńkie sery. Prezentem byłam zachwycona.
Wspomina również wyjątkowy prezent od swojego taty dla jej córki. - Początek lat 90. Córka była jeszcze bardzo mała, chodziła do przedszkola. Pojawiły się w sklepach plastikowe domki dla lalek, a mój tata zrobił taki piękny domek własnoręcznie z drewna. Wykonał drzwi, okna, przykleił nawet lustra. Dokupiono mebelki. Domek miał wykonane ładne wejście, cztery ściany, ale z jednej strony był bardziej otwarty, część górna zdejmowana. Ten domek długo funkcjonował w naszej rodzinie.
Tomasz Kominek, miejski radny, dyrektor płockiej delegatury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego
- Jeszcze jako dziecko wierzące w Świętego Mikołaja wiedziałem, że na wspaniały prezent trzeba było sobie przez cały rok zapracować odpowiednim zachowaniem. No i się doczekałem prezentu, który sprawił mi mnóstwo radości - była to ciuchcia z wagonikami na baterie. Okazała się zabawką, która bawiłem się najdłużej.
- Najlepiej wspominam święta przepełnione śniegiem, sprzed 30 lat, kiedy jeszcze jako przedszkolak wyczekiwałem na pierwszą gwiazdkę. Żyli jeszcze babcia z dziadkiem. Podczas świąt spotykali się wszyscy członkowie rodziny. Wcześniej wysyłało się kartki świąteczne, o smartfonach nikt nawet nie marzył. Z samego rana w wigilię Bożego Narodzenia z siostrą w te pędy biegliśmy do choinki. Nigdy nie potrafiliśmy wytrzymać do kolacji. Myśleliśmy, że skoro Święty Mikołaj przychodzi w nocy, bo tak nam tłumaczono, to te prezenty powinny już tam leżeć o świcie. Teraz jest inaczej. Czas na prezenty nadchodzi dopiero po przełamaniu się opłatkiem.
Jerzy Skarżyński, prezes stowarzyszenia "Starówka płocka" i Płockiego Komitetu Rewitalizacji w Urzędzie Miasta Płocka
- Zawsze wymarzonymi prezentami były książki, pamiętam też kolejkę jeżdżącą po torach, która idealnie trafiła w moje dziecięce potrzeby. Wracając jednak do książek, czytałem historie o przygodach Tomka Sawyera, czytało się dużo klasyki, np. "Ogniem i mieczem". Ojca chrzestny był kierownikiem księgarni w Grójcu. Książki zawsze były w rodzinnym domu, łatwiej też było je zdobyć niż inne rzeczy. Dostawałem książki przygodowe, przyrodnicze, historyczne, jeszcze takie przedwojenne wydania. Chodziłem chyba do czwartej klasy, kiedy świątecznym prezentem okazały się łyżwy. Szok i wielka radość! Prezenty pakowało się w torby, dodawało kokardę. W środku z pięć drobiazgów, dwie czy trzy pomarańcze, czekolada Wedla, orzechy, takie cukierki nadające się do zawieszenia na choinkę. A ileż to było zabawy, gdy dostałem małe żołnierzyki. Zdaje się 6 figurek. Rewelacja! Babcia z mamą te prezenty wybierały. Będąc już nieco starszy, dostawałem płyty z przedwojennymi utworami, piosenkami Mieczysława Foga. W domu już mieliśmy radio i adapter. Pamiętam jak ten adapter grał "panie Janie, panie Janie, rano wstań, rano wstań"...
Jerzy Skarżyński w tym roku spędzi 30. wigilię w Płocku, na Starym Rynku. - Sąsiedzi przychodzili, składali sobie wzajemnie życzenia. Wspaniałe czasy i atmosfera, prawdziwa rewitalizacja - podkreśla. Wcześniej mieszkał w Grójcu, gdzie do wspólnej świątecznej wieczerzy zasiadała wielopokoleniowa rodzina. - Najskromniej 15-16 osób przy bardzo długim stole. U szczytu siedział pradziadek. W pokoju wielka, piękna choinka, na stole komplet naczyń, który wyjmowano na specjalne okazje. Wuj nagle gdzieś znikał, potem okazało się, że przebierał się w strój na poddaszu, aby zjawić się z prezentami. Za każdym razem pytał, czy byliśmy grzeczni. Zawsze zostawiało się jeden talerz i faktycznie się przydawał, bo zwykle ktoś przychodził, choćby sąsiad. Nie było płyt, a mimo to wszyscy znali teksty kolęd i wspólnie śpiewali.
Wigilia i święta to również smakołyki: makowce, strucle, kruche ciasteczka z maszynki, ulubiona kutia, kluski z makiem, barszcz czerwony z uszkami, zupa grzybowa, ryby: karp, szczupak, śledzie w śmietanie, pierogi z grzybami, grzybki w cieście. - Pradziadek trzymał opłatek, podchodził z nim do prababci, a ona całowała go w rękę. Wspólnie spędzili ze sobą kilkadziesiąt lat. Po podzieleniu się opłatkiem ze wszystkimi szli jeszcze do obory ze specjalnym opłatkiem do krowy żywicielki. Miał taki różowy kolor.
- Młodsze pokolenie podchodziło do pradziadka wspólnie. Ja pierwszy, później dziewczyny. On siedział, a my składaliśmy mu życzenia i całowaliśmy w rękę. Wolał, żebyśmy zwracali się do niego dziadku niż pradziadku. Lubił żarty, próbował nas nastraszyć wykonując jakiś nagły ruch. A kto bardziej się przestraszył, ten np. dostał 20 złotych. Do 90 roku życia pracował w stolarni. Zmarł, kiedy miałem 18 lat.
Jacek Kruszewski, prezes Wisły Płock:
- Najlepszym prezentem na święta były narodziny wnuczki Zuzanny. Zawodowo to z kolei pierwsze zwycięstwo z Legią Warszawa przy Łazienkowskiej
Magdalena Carter, projektantka mody:
- Najlepszy prezent to lampion wykonany przez moją córeczkę. Cały był posypany brokatem i gwiazdkami.
Wioletta Kulpa, miejska radna,kierownik Działu Sponsoringu Społecznego PKN ORLEN
- Święta to dla mnie zawsze czas spędzany w gronie rodzinnym, nie przypominam sobie innych okoliczności. No i oczywiście Mikołaj, prezenty. Gdy miałam kilka lat, tata przebierał się za Mikołaja, ale pewnego razu rozpoznałam go po zegarku i wszystko się wydało. Prezenty mają dla mnie wartość, ale nie materialną. To kwestia tego, że są przygotowane z potrzeby serca. Pamiętam, że gdy byłam małą dziewczynką, ogromne wrażenie zrobił na mnie prezent, którym była bardzo duża, chodząca i mówiąca lalka, niema mojego wzrostu. To była ogromna radość na długo.
Adam Mieczykowski, dyrektor Płockiej Orkiestry Symfonicznej
- Żartem powiem, że zawsze czułem się nieco poszkodowany, że w Wigilię dostaję prezent zarówno od Mikołaja, jak i z okazji imienin. Wprawdzie zawsze był tort urodzinowy i życzenia, ale prezenty jednak normalne, pojedyncze, nie podwójne, jak by pewnie chciało dziecko. To oczywiście żart, bo upominki zawsze sprawiały wielką radość. W latach 80., gdy byłem w klasie maturalnej, dostałem pod choinkę kolumny marki Altus. To było niesamowite, niesamowity przeskok jakościowy, pierwsza liga! To było naprawdę coś, świetny sprzęt, choć o gabarytach połowy szafy. Byłem nimi zachwycony, kolumny służyły mi dobrych 10 lat.
Zbigniew Michalski, dyrektor Novego Kina "Przedwiośnie"
- Dostałem kiedyś skarbonkę w postaci świnki z napisem "Na kino". A od moich pracowników z kina na początku pracy, w 2013 r. otrzymałem nieoczekiwanie wiatrówkę. Z życzeniami samych celnych strzałów. W tym prezencie maczała palce moja żona, bo pracownicy zrobili wcześniej specjalny wywiad. To był super prezent. To było też ogromne zaskoczenie, bo mieliśmy iść z żoną sami na kolację w jednym z lokali, a tymczasem pojawili się tam moi wszyscy współpracownicy. Gardło mi zacisnęło, niesamowita niespodzianka. A z wiatrówki korzystam do dziś.
Daniel Olender, dyrektor Miejskiego Urzędu Pracy w Płocku
- Moim największym zainteresowaniem jest film. Ale nie cierpię oglądania filmów z reklamami, przerywnikami, to irytujące. Dlatego zwłaszcza w niedzielne poranki, schodzę do pokoju i oglądam wybrane pozycje głównie na DVD, a więc bez reklam, w ciszy i spokoju. Pisałem często listy do Mikołaja i często otrzymywałem w prezencie filmy. Jednym z moich ulubionych reżyserów jest Oliver Stone i fajnie by było, gdybym w tym roku dostał na gwiazdkę całą jego dyskografię na DVD. Może się uda, może Mikołaj usłyszy?
Krzysztof Kelman, dyrektor Ogrodu Zoologicznego w Płocku
- Doskonale pamiętam prezent, który był dla mnie bardzo ważny. 50 lat temu, dzień przed Wigilią dostałem w prezencie moje pierwsze akwarium. To był wyczekiwany prezent, wielka radość, bo bardzo chciałem takie mieć. I dostałem od Mikołaja, by od razu w Wigilię udać się do sklepu i kupić moje pierwsze osiem okazów. Po dwie sztuki gurami, danio, gupików i mieczyków. Pamiętam nawet, że zapłaciliśmy 72 złote, to była znacząca suma. A akwarium było duże, 80-litrowe, solidne, na metalowym stojaku, ze specjalnym przykryciem. Służyło mi aż do matury, czyli przez kilkanaście lat.